Sony wkroczyło w 2017 rok z mocnym tytułem na wyłączność na PlayStation 4 nie tylko dla fanów pierwszej części Gravity Rush.
Sony wkroczyło w 2017 rok z mocnym tytułem na wyłączność na PlayStation 4 nie tylko dla fanów pierwszej części Gravity Rush.
Pierwsze Gravity Rush (PS Vita, 2012) było dla mnie przede wszystkim ambitnym pokazem możliwości nowego handhelda Sony. Grą genialną w swoich założeniach, która jednocześnie cierpiała z powodu powtarzalności i miejscami problematycznego sterowania. Ku mojemu zaskoczeniu trzy lata później wydawca sfinansował przygotowanie wersji dla PlayStation 4. I chwała mu za to, bo Gravity Rush na dużym ekranie i z padem w dłoni to źródło o wiele lepszych doświadczeń (o czym przekonywałem w tej recenzji). Przeniesienie niszowej perełki z konsoli kieszonkowej na PS4 było nie tylko „łatwym” skokiem na kasę, ale przede wszystkim wstępem do wydania pełnoprawnego sequela, który tym razem ukazał się wyłącznie na dużym sprzęcie. I wcale mi to nie przeszkadza, gdyż z całym szacunkiem dla PS Vity, nie wyobrażam sobie nowej przygody Kat w warunkach przenośnych.
Jeżeli nie mieliście wcześniej do czynienia z Gravity Rush i boicie się zaczynać od „dwójki” ze względu na ciągłość fabularną, to całkiem niepotrzebnie. Owszem, sequel rozpoczyna się wkrótce po zakończeniu pierwszej części, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by towarzyszyć głównej bohaterce od momentu pojawienia się w zupełnie nowej lokacji i z praktycznie czystym kontem. Scenariusz bardzo sprawnie zapoznaje gracza z przeszłymi przygodami Kat i jej znajomych, dlatego nawet jeśli nie wiemy, o czym dokładnie była pierwsza część, to stylowe retrospekcje i rozmowy między bohaterami nakreślą odpowiedni kontekst dla nowych przygód. Dodatkowym uzupełnieniem jest dwuczęściowe anime Gravity Rush: The Animation – Ouverture (do obejrzenia w całości i legalnie na Youtube pod tym adresem), które pełni rolę swoistego prequela „dwójki”. Ta niespełna 20-minutowa animacja zawiera zwięzłe wprowadzenie do świata nowej gry, chociaż przy okazji prezentuje drobne scenki wyciągnięte z różnych części scenariusza zarówno pierwszej, jak i drugiej części.
Jak zostało powiedziane, Gravity Rush 2 rozpoczyna się w zupełnie nowej lokacji, w której główna bohaterka imieniem Kat nie różni się swoimi zdolnościami od zwykłych śmiertelników. Niedawna „królowa grawitacji”, potrafiąca kontrolować, zmieniać i wykorzystywać moc przyciągania jest teraz zwykłą dziewczyną dosłownie walczącą o kawałek chleba u nowej pracodawczyni. Rozłąka z tajemniczym kotem imieniem Pyłek (Gravity Rush 2 posiada polską wersję językową w formie napisów – dialogi wypowiadane są w języku stworzonym na potrzeby gry) bardzo doskwiera Kat, która tylko w jego obecności mogła biegać po ścianach, przyklejać się do sufitu i używać zmiennej grawitacji w walce z Nevi. Jak nietrudno zgadnąć, Kat i Pyłek ostatecznie łączą swoje siły i wyruszają w poszukiwaniu nowych przygód i odpowiedzi na pytanie o prawdziwą tożsamość dziewczyny.
Wraz z powrotem dawnych mocy, gracz uczy się od początku niezwykłych umiejętności blondwłosej heroiny. Podstawowym mechanizmem jest znana z jedynki możliwość „wyłączania” grawitacji (Kat lewituje w oczekiwaniu na kolejny ruch) i określanie, która powierzchnia w zasięgu wzroku ma przyciągnąć bohaterkę. Nie ważne, czy chodzi o ścianę, czy sufit - jeżeli niebieski pasek w prawym-górnym rogu nie świeci pustkami, Kat może przemieszczać się między różnymi płaszczyznami do woli. Nauka poruszania się w takich warunkach nie jest szczególnie skomplikowana i już po kilku lotach zaczniemy łapać, co i jak. Ważne, by pamiętać o uszczuplającym się pasku odpowiadającym za korzystanie z mocy (chwila odpoczynku regeneruje braki) i by brać poprawkę na pracę kamery. Gravity Rush 2 bywa bardzo dynamiczne, dlatego gdy szalejemy w powietrzu, odbijając się od ścian i sufitów, a na dodatek staramy się wykorzystywać sterowanie za pomocą wychyleń Dual Shocka 4 (kluczowy element znany z „jedynki”), kamera może nie nadążać.
Poczucie chaosu wzrasta, gdy na arenie pojawiają się przeciwnicy, co nie jest szczególnie rzadką sytuacją. Kat znowu będzie musiała skopać tyłki demonicznym Nevi, czyli czarnym, różnokształtnym stworom z czerwonym punktem (lub punktami) na ciele, w które trzeba uderzać. Chociaż nie zabraknie też bardziej ludzkich i zmechanizowanych przeciwników. Walka skupia się przede wszystkim na kopniakach łączonych w widowiskowe serie, dodatkowo można wykorzystać moc grawitacji do ciskania przedmiotami (a nawet przeciwnikami) na odległość, są ataki specjalne itd. Kluczową nowością, którą warto przytoczyć w kontekście walki, jest zestaw trzech zróżnicowanych stylów poruszania się. Wyjściowy styl Kat jest znany z pierwszej części, zaś oprócz niego mamy do dyspozycji tzw. Lunar i Jupiter Style. Styl księżycowy sprawia, że bohaterka zyskuje na lekkości, dzięki czemu porusza się szybciej, skacze wyżej itd. Kontrastem do tego wariantu jest styl jowiszowy, nastawiony przede wszystkim na działanie ofensywne. „Kat z Jowisza” jest o wiele wolniejsza, ale przy tym silniejsza – jeden naładowany cios takiej Kat może ostro namieszać w szeregach wroga. Style zmienia się za pomocą panelu dotykowego na padzie, co daje dużą swobodę w określaniu, jak właściwie chcemy grać w Gravity Rush 2. Powiedzenie, że dobór określonego stylu diametralnie zmienia doświadczenie płynące z rozgrywki, nie będzie przesadą.
Podobnie jak „jedynka”, Gravity Rush 2 to intrygujące połączenie jRPG, trójwymiarowej platformówki i brawlera w otwartym świecie. Na Kat czeka mnóstwo zadań głównych i pobocznych, bohaterka może zbierać okoliczną walutę i specjalne talizmany, by rozwijać swoje zdolności i statystyki. Dodatkowo pojawił się aspekt społecznościowy – podejmujemy wyzwania pozostawione przez innych graczy lub wyruszamy na poszukiwanie skarbów, posługując się zdjęciowymi wskazówkami.
Wszystko to odbywa się w otwartym świecie pełnym latających wysp, który według obliczeń twórców jest około dwa i pół raza większy od lokacji z pierwszego Gravity Rush. Zwiększona objętość nie zawsze idzie w parze z jakością, ale w przypadku nowej produkcji Japończyków postawienie na większy świat było strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu mamy bowiem okazję poznawać znacznie bardziej zróżnicowane uniwersum, kolorowe miasto tętniące życiem, pełne NPC-ów i zwierzaków, chociaż nie brakuje tu też bardziej stonowanych i spokojniejszych lokacji. Tym niemniej Gravity Rush 2 wyraźnie naprawia błąd poprzedniczki, w której główna przestrzeń nużyła brązem i szarościami. Architektura robiła wrażenie, jednak całości zabrakło rozmachu i głębi. W „dwójce” mamy za to świeży i intrygujący kierunek artystyczny, który bawi się architekturą różnych regionów (dyrektor Keiichiro Toyama mówił o fascynacji Meksykiem i azjatyckimi miastami), a na dodatek czerpie pełnymi garściami z estetyki anime i frankofońskich komiksów. Ze świecą szukać podobnej mieszanki w innych grach, co stanowi ogromną zaletę Gravity Rush 2. Produkcji nietuzinkowej niemal pod każdym względem.
Gravity Rush 2 to dla mnie spore zaskoczenie, gdyż po ograniu pierwszej części (z bólem na PS Vicie i z przyjemnością na PS4) nie spodziewałem się, że nowa przygoda Kat będzie czymś więcej niż poprawnie wykonanym sequelem, bazującym na sprawdzonym schemacie. W rzeczywistości “dwójka” robi doskonały użytek z fundamentów położonych przed prawie pięcioma laty na 5-calowym ekranie PS Vity, budując na nich wciągającą i intrygującą zręcznościówkę/action RPG. “Więcej i lepiej” to główne zalety Gravity Rush 2, które jest przy okazji sensowniej przemyślaną grą pod względem wizji artystycznej i opowiadania historii. Co prawda nowe przygody Kat często grzeszą powtarzalnością wykonywanych zadań, a wariująca kamera towarzysząca dynamicznej akcji potrafi zirytować, jednak są to potknięcia, z którymi można się pogodzić.
Gravity Rush 2 nie jest kandydatem do gry roku, a raczej do tytułu niszowej perełki, która skupi na sobie uwagę fanów “jedynki” i japońskiej szkoły tworzenia gier. Tak czy inaczej, warto dać jej szansę, bo jest żywym dowodem na istnienie nieograniczonych pokładów kreatywności i zaskakujących rozwiązań. W sam raz dla osób, którym wydaje się, że gry wideo już ich niczym nie zaskoczą.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!