Przed laty niezrozumiana i krytykowana za innowacje, dziś może być odczytana zupełnie na nowo.
Przed laty niezrozumiana i krytykowana za innowacje, dziś może być odczytana zupełnie na nowo.
Pamiętam, że jedenaście lat temu wielu graczy kręciło nosem na Final Fantasy XII zdecydowanie bardziej niż na wcześniejsze odsłony serii. Średnia ocen 92 procent (sic!) na Metacriticu nie pozostawia jednak złudzeń, że krytycy podeszli z entuzjazmem do rewolucyjnych zmian, które podzieliły dotychczasowych fanów kultowego cyklu jRPG. Jedenaście lat później nadarza się doskonała okazja do sprawdzenia, czy skrajnie odbierana "dwunastka" przetrwała próbę czasu. Od premiery oryginalnej gry z PlayStation 2 sporo się zmieniło, przeżyliśmy wzbudzającą jeszcze więcej kontrowersji trylogię Final Fantasy XIII i kolejny krok na drodze ewolucji w postaci Final Fantasy XV. W tym kontekście "dwunastka" może, a nawet powinna być odczytana na nowo – nie tylko przez dawnych przeciwników.
Gwoli ścisłości, Final Fantasy XII: The Zodiac Age stworzone z myślą o PlayStation 4 nie jest kolejnym remasterem gry z PlayStation 2, który w oczach europejskiego gracza wyłącznie cieszy oko lepszymi teksturami i zestawem trofeów. Poprawiona warstwa audiowizualna to ważny element dzieła, jednak fundamentem stanowiącym o atrakcyjności Final Fantasy XII: The Zodiac Age jest szereg zmian systemowych, z których część była już znana Japończykom. W 2007 roku Square Enix wypuściło na rodzimy rynek nową wersję gry - Final Fantasy XII International Zodiac Job System, która wbrew swojej nazwie nie miała nic wspólnego z międzynarodowym charakterem. A szkoda, bo pod wieloma względami była to lepsza i bardziej dopieszczona wersja "dwunastki".
Podstawową zmianą, którą wprowadzono w International Zodiac Job System, i rozwinięto w The Zodiac Age, jest drastyczne przebudowanie systemu rozwoju postaci. Plansza z licencjami została tutaj zastąpiona dwunastoma (jak dwanaście znaków zodiaku) bardziej wyspecjalizowanymi planszami zawodów. Koniec końców dana postać może łączyć elementy dwóch wybranych zawodów i zostać np. samurajem/czarnym magiem. Pozostałe to chociażby klasyczny rycerz, łucznik czy mnich, ale nie brakuje też bardziej wyszukanych (przynajmniej z nazwy) Time Battlemage, Uhlan czy Bushi.
Jestem wielkim fanem nowego systemu rozwoju postaci (liniowy Sphere Grid z Final Fantasy X może się schować), który pozwala testować rozmaite kombinacje i opracowywać niebanalne strategie. Zarządzanie licencjami i zawodami wpływa na wszystko, co dzieje się na polu bitwy: począwszy od zadawanych ciosów, przez noszone uzbrojenie, aż po stosowanie technik specjalnych. Trzeba więc mieć na uwadze, w jakim kierunku szkolimy daną postać, by jak najlepiej pasowała do reszty składu i wybranej taktyki. Przypadkowe ładowanie punktów w co popadnie nie jest dobrym pomysłem, bo po jakimś czasie może się okazać, że nasz ulubiony heros jest niegrywalny. A przynajmniej mało skuteczny we współpracy z resztą składu.
Final Fantasy XII: The Zodiac Age, podobnie jak oryginał z PlayStation 2, odchodzi od czysto turowych walk na rzecz systemu, który przed laty kojarzył mi się bardziej z gatunkiem MMORPG niż jRPG. Pojedynki nie przenoszą nas na oddzielne areny, gdzie z uwagą wydajemy komendy naszym podopiecznym. Zamiast tego możemy w miarę swobodnie biegać po polu walki i wybierać rodzaj działania z rozwijanego menu (atak, magia, użycie przedmiotu itp.). W tym samym czasie reszta składu jest kierowana przez Sztuczną Inteligencję, działającą w oparciu o system Gambit. Czymże jest ów system? W dużym skrócie: swoistym programowaniem postaci. W specjalnym menu decydujemy, w jaki sposób mają się zachowywać nasi pomocnicy, kogo atakować, jaką techniką, czy rzucać zaklęcie, zdejmować negatywny status, używać przedmioty itd. Cały system jest świetnie pomyślany, dzięki czemu jeśli każemy danej postaci atakować latających przeciwników, a w danej walce tacy nie występują, to nasz ludek nie będzie stał bezczynnie, lecz "wybierze" kolejny możliwy do zrealizowania Gambit. Układanie listy Gambitów nie jest jednoznaczne z zamykaniem się na jedną strategię, gdyż cały czas możemy ingerować w działania podopiecznych. A czasami wręcz musimy, gdyż niektóre techniki (limity, summony) wymagają ręcznego wprowadzenia.
Walka to zdecydowanie jeden z najjaśniejszych elementów Final Fantasy XII: The Zodiac Age, i chociaż fani przyzwyczajeni do turówek mogą kręcić nosem, to krytykowanie systemu "dwunastki" jest bezzasadne. Owszem, taki rodzaj zabawy nie musi się podobać, jednak wszystkie założenia, projekt i mechanizmy rządzące walką w The Zodiac Age są po prostu świetnie pomyślane i działają jak należy. Zmiany wprowadzone od czasu oryginalnej "dwunastki" dają strategom jeszcze większe pole do popisu. Więc jeżeli narzekaliście przed laty na ograniczenia w rozwoju postaci, to wierzę, że The Zodiac Age będzie odpowiedzią na wasze potrzeby.
Drugim, obok odejścia od klasycznej turówki, najczęściej krytykowanym elementem "dwunastki", był sposób prowadzenia narracji i warstwa fabularna. Pod tym względem The Zodiac Age nie wprowadza żadnych zmian, więc jeśli nie podobała wam się fabuła, gdy graliście na PlayStation 2, to teraz też możecie mieć z nią problem. A może wręcz przeciwnie – po latach spojrzycie na nią z zupełnie innej perspektywy i przez pryzmat nagromadzonych doświadczeń, których nie mieliście x lat temu? Nie da się ukryć, że fabularnie "dwunastka" była szokiem dla graczy, którzy chwilę wcześniej zagrywali się w Final Fantasy VII/VIII/IX czy X. Struktura półotwartego świata pełna wrażych mobów była niemal żywcem wyjęta z MMORPG. Eksploracja i realizowanie wyznaczonych zadań stanowiła więc nowe doświadczenie, na które dzisiaj patrzymy zupełnie inaczej – szczególnie, gdy jesteśmy świeżo po ukończeniu Final Fantasy XV.
Niestety półotwarty świat z "dwunastki" nie robi już takiego wrażenia jak kiedyś, nawet po wprowadzeniu graficznego liftingu. Pięknych i ciekawych miejscówek co prawda nie brakuje, ale w większości mamy do czynienia z pustym, powtarzalnym i nudnym kawałkiem cyfrowej krainy. Twórcy najwyraźniej zdawali sobie z tego sprawę, bo dodali opcję przyspieszonego poruszania/walki – wystarczy jeden przycisk, by nasza ekipa zasuwała na zwiększonych obrotach, jak po wciśnięciu fast forward na pilocie. Bardzo przydatna opcja. Niestety nawet z tym dodatkiem i nową mapką eksploracja bywa mocno irytująca. Ot, nie wszystkie archaizmy udało się wykrzewić.
Bardzo dobrze udała się za to graficzna i dźwiękowa renowacja 11-letniej gry. Zgodnie z przedpremierowymi obietnicami The Zodiac Age to nie tylko nałożenie nowych tekstur i podbita rozdzielczość, ale także ulepszone i bogatsze w szczegóły modele czy chociażby krótsze loadingi. Pop-up NPC-ów nie został poprawiony i dalej wyskakują na naszych oczach. Ogromnym plusem jest za to nagrana od nowa ścieżka dźwiękowa, którą możemy z dumą puszczać na naszym wypasionym zestawie 7.1. Choć nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy w początkowym menu wybrali oryginalny soundtrack z epoki. Co kto lubi.
Pod względem technicznym Final Fantasy XII: The Zodiac Age to kolejny pieczołowicie opracowany remaster, który robi dobry użytek z bebechów PlayStation 4. Oczywiście na kilometr widać, że to gra z poprzedniej epoki, ale projekt świata i kierunek artystyczny rekompensuje graficzne ograniczenia i archaizmy charakterystyczne dla ery PS2. Intro czerpiące pełnymi garściami z "Gwiezdnych wojen" zupełnie się nie zestarzało i tak jak przed laty nakręciło mnie na przeżycie wielkiej przygody. Może nie tak dobrze opowiedzianej jak w innych Final Fantasy, ale angażującej i gwarantującej masę niezapomnianych przeżyć. Dodatkowo na miłośników wyzwań czeka bonusowy Trail Mode, który rzuca nas do 100 następujących po sobie pojedynków. Po wygraniu dziesięciu walk otrzymujemy nagrody i możemy zapisać stan gry. W trakcie wyzwania nie ma możliwości skorzystania ze sklepu, więc trzeba się dobrze przygotować, zanim ruszymy w bój.
Nie gwarantuję, że Final Fantasy XII: The Zodiac Age spodoba się osobom krytykującym oryginalną "dwunastkę", ale jestem przekonany, że sięgając po nową wersję odczytają tę grę zupełnie na nowo. Wiele elementów, które w 2006 były szokiem i odstępstwem od reguły, dziś już na nikim nie robią wrażenia. A przynajmniej nie wywołują tak wielu negatywnych emocji. Nigdy nie należałem do obozu krytyków Final Fantasy XII, będąc przekonanym, że ewolucja jest wpisana w tę serię. I jak to w doborze naturalnym bywa, słabe i źle przystosowane mutacje powinny czym prędzej wyginąć (o tobie mowa, Final Fantasy XIII), zaś dobre geny są przekazywane dalszym pokoleniom, które ewoluują w kolejne formy (vide bardzo dobre Final Fantasy XV). Nie wiem, czy Darwin grałby w Final Fantasy XII: The Zodiac Age, ale wy zdecydowanie powinniście.