Od premiery Limbo, które zbudowało renomę studia Playdead, minęło już 8 lat. Polska ekipa próbuje stworzyć jego duchowego następcę.
Od premiery Limbo, które zbudowało renomę studia Playdead, minęło już 8 lat. Polska ekipa próbuje stworzyć jego duchowego następcę.
Duchowy następca, kopia czy po prostu efekt bardzo silnych inspiracji. Dream Alone można nazywać w różny sposób. Nie zmienia to faktu, że patrząc pierwszy raz na grę debiutantów z WarSaw Games, od razu widać podobieństwa do Limbo. Nie zrozumcie mnie źle, nie zarzucam nikomu plagiatu. Wręcz przeciwnie. Widać, że komuś bardzo spodobała się koncepcja gry duńskiego Playdead i próbuje swoich sił w takiej formule - mrocznej, krwawej platformówce 2D, w której na każdym kroku na bohatera czai się śmierć. Jak jednak pokazuje Dream Alone, mimo sporego potencjału drzemiącego w tej produkcji, efekt końcowy jest zupełnie inni niż w przypadku Limbo.
Grę zaczynamy jako chłopiec z wielkimi, nieco niepokojącymi oczami. Naszym zadaniem jest przemierzanie mrocznej krainy pochłoniętej zarazą. Cel - odnaleźć niejaką Lady Death, która podobno potrafi odwrócić efekty choroby, przez którą większość osób zapadła w śpiączkę. Po drodze na naszego bohatera czeka całe mnóstwo przeszkód, przez które zginie około 25315985 razy. Podobnie jak w Limbo, chociaż akurat tam cel był znacznie bardziej enigmatyczny.
Identycznie jak w grze ekipy Playdead, śmierć czai się na każdym kroku. Wystarczy chwila nieuwagi i bohater nadepnie na zabójczą pułapkę lub przyjmie na głowę spadający głaz. Pozostałe, bardziej rzucające się w oczy pułapki stanowią z kolei spore wyzwanie, nie tylko dla zręczności, ale i niekiedy szarych komórek. Mimo wszystko mechanika sama w sobie nie jest szczególnie rozbudowana. Chłopiec oprócz skakania nie potrafi wykonywać żadnych specjalnych ruchów. Pokonanie przeszkód wymaga zazwyczaj chwili myślenia i wciskania jednego przycisku z odpowiednim timingiem. Przyda się również szczęście, bo margines błędu bywa niekiedy zerowy.
Nasz bohater ma jeszcze trzy specjalne umiejętności, które wykorzystujemy do rozwiązywania zagadek. Z jednej z nich twórcy robią nawet tzw. „selling point” gry. Jak czytamy w opisie Dream Alone na Steamie, produkcja posiada “unikatową rozgrywkę”, którą ma być skakanie między rzeczywistością i alternatywnym światem. W praktyce po wciśnięciu jednego przycisku na ekran nakładany jest filtr, a muzyka zmienia się na nieco bardziej niepokojącą. Najważniejsze jednak, że w alternatywnym świecie czasami modyfikowane jest otoczenie. Przed bohaterem znajduje się wielka przepaść, której nie da się przeskoczyć? Wystarczy wcisnąć jeden przycisk, a zapewne wtedy pojawi się dodatkowa platforma, która pozwoli pokonać przeszkodę. Faktycznie, unikatowa rozgrywka. Chyba dla kogoś, kto nie grał w dziesiątki gier, które miały identyczną mechanikę. Najczęściej zrobioną znacznie ciekawiej.
Są jeszcze dwie inne umiejętności. Jedna to tworzenie klona, który stoi w miejscu. Przykład - podchodzimy do dźwigni, która w interesującej nas pozycji znajdzie się tylko jeśli będziemy przy niej stać. Tworzymy więc klona, którzy przez jakiś czas wykona za nas to zadanie. Ostatnia umiejętność to tworzenie kuli światła, która rozjaśnia najbliższe otoczenie. Coś jak chodzenie z żarówką nad głowa. Oczywiście wszystkie trzy umiejętności są limitowane, a więc nie można korzystać z nich non stop. To niesie za sobą pewne problemy. Zanim jednak o nich, w kompletnie pozbawiony płynności sposób przejdę do designu świata. Na końcu oba wątki połączą się w jeden z większych minusów Dream Alone.
Skoro mówimy o grze bardzo przypominającej Limbo, nic dziwnego że paleta barw ogranicza się tylko do odcieni czerni. Patrząc na to przy dużym poziomie uogólnienia, wygląda to bardzo intrygująco. Świat ma swój styl, który bez wątpienia stanowi jeden z największych atutów Dream Alone. Z drugiej strony mimo zróżnicowania lokacji, w Limbo odwiedzaliśmy znacznie ciekawsze miejscówki. Przykładowo część gry ekipy WarSaw Games rozgrywa się w jaskini. Nie ma tam absolutnie nic. Przez cały, długi fragment nie zobaczyłem niczego interesującego. Jedyne co towarzyszyło mi to liczne bluzgi, które wydobywały się z moich ust.
Ktoś wpadł na pomysł, że skoro w jaskini nie ma naturalnych źródeł światła, wszędzie musi być ciemno. Efekt jest taki, że oczy bolały po minucie gry. Dream Alone samo w sobie jest bardzo ciemne, a w tym fragmencie dodatkowo twórcy praktycznie usunęli jakiekolwiek źródła światła. Wpatrywałem się w malutki ekranik Switcha (grę testowałem na konsoli Nintendo) i męczyłem się w każdej sekundzie gry. Nie dość, że nic nie widziałem, to jeszcze co chwilę musiałem uważać na zabójcze pułapki. Raz wpadłem w miejsce, w którym kompletnie nie wiedziałem co zrobić. Wszystko było tak ciemne, że nie mogłem nawet poszukać rozwiązania. Po dziesiątkach zgonów będących efektem chaotycznej strategii prób i błędów, wreszcie wpadłem w kompletnie niewidoczną dziurę i przeniosłem się w kolejne miejsce.
Oczywiście co bystrzejsi czytelnicy na pewno zwrócą uwagę, że w Dream Alone bohater posiada umiejętność rozświetlania najbliższej okolicy. Jak jednak napisałem wyżej, wszystkie specjalne zdolności są mocno limitowane, przez co nie można z nich korzystać zbyt długo. W opisywanym powyżej miejscu po śmierci gra wczytywała się w sytuacji, w której miałem wyczerpaną swoją “żarówkę”, a więc wielkiego pożytku z niej nie było. Jaskinia to oczywiście największa skrajność, ale przez całą grę wszechobecny mrok był męczący. Spójrzcie zresztą na poniższe porównanie Limbo z Dream Alone. Produkcja Playdead, mimo iż mroczna, jest znacznie bardziej czytelna. Wilk syty i owca cała. W grze zespołu WarSaw Games owca wpadła pod tira, a wilk zmarł z głodu.
Mimo iż wyjście z jaskini odebrałem z wielkim uśmiechem na ustach (inna sprawa, że cały ten etap powinien zostać usunięty, tylko pogarsza opinię o grze), dalej nie było wcale dużo lepiej. Z każdym kolejnym etapem twórcy coraz bardziej odpływali z poziomem pułapek. W Limbo śmierć czaiła się na każdym kroku i to miało swój urok. W Dream Alone to samo zostało podkręcone do maksimum. Chłopiec zamienia się w kałużę krwi non stop, najczęściej w sposób niespodziewany. Kolejnych fragmentów trzeba się więc nauczyć, bo na większość niebezpieczeństw nie da się przygotować. Limbo dało się przejść ginąć raptem kilka razy (było nawet za to osiągnięcie). Gra była krótka i nie miała aż tak przegiętej liczby nieoczekiwanych pułapek. Kolejny problem Dream Alone to rozmieszczenie punktów kontrolnych. Kilka razy były one umieszczone zbyt rzadko, ale prawdziwe przegięcie miało miejsce w etapie tuż po jaskini. Jak jednego razu po zgonie zobaczyłem jak daleko muszę się cofać, miałem ochotę rozwalić Switcha na kawałki. Punkty kontrole dzieliło ok 7-8 pułapek, które nie wybaczały najmniejszego potknięcia. Najtrudniejsza była oczywiście na końcu, co tylko potęgowało frustrację. Aż szkoda wspominać, że po każdym zgonie w tym miejscu gra nie chciała załadować punktu kontrolnego i trzeba było ją wyłączać i włączać jeszcze raz.
Dream Alone zrobiły raptem pięć osób, które jako WarSaw Games dopiero debiutują na rynku. Mogą więc popełniać błędy (z drugiej strony klient płacący za grę ma to gdzieś) w designie. Spora część gry jest jednak wykonana bardzo solidnie. Niestety deweloperzy zawalili część spraw, co nie powinno mieć miejsca. Opisany wyżej fragment może dla jego twórcy być banalny, przez co nie zauważy, że brakuje w nich minimum dwóch punktów kontrolnych. Od czego jest jednak wydawca? Na “liście płac” Dream Alone jest raptem pięciu deweloperów i długa lista przedstawicieli spółki Fat Dog Games. Nie było komu dobrze przetestować gry? Powiedzieć, że niektóre pułapki są przegięte, brakuje czasami punktów kontrolnych, a wszechobecny mrok męczy oczy? Wydawca nie jest chyba tylko od finansowania produkcji, ale i spojrzenia na nią od strony gracza, który często ma inną percepcję niż twórca.
Wszystkie powyższe problemy sprawiają, że spora część pracy włożona w Dream Alone poszła psu na budę. Biorąc pod uwagę ile irytacji towarzyszyło mi w czasie gry, w tym momencie mogę tylko odradzić kupno. Podoba mi się design świata. Nie ma dużo takich gier na rynku, co tym bardziej podnosi atrakcyjność Dream Alone. Pozytywnie oceniam również muzykę. Zwłaszcza jeden kawałek, który przypominał soundtrack z filmu Interstellar, co dla mnie jest sporym atutem. Mimo wszystko gra ma sprawiać przyjemność czy dostarczać emocji. Jeśli zaś męczy i frustruje, można o niej zapomnieć. Tak niestety jest w tym przypadku.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!