Przyszły rok będzie krwisty i gorący.
Przyszły rok będzie krwisty i gorący.
Resident Evil 2 i Devil May Cry 5 to dwie zupełnie różne gry, które łączy jedna bardzo ważna rzecz. Nie, nie chodzi o to, że są tworzone przez Capcom. Niewielu z was pewnie wie, ale są tworzone w oparciu o ten sam silnik graficzny – RE Engine. W obie produkcje miałam okazję zagrać podczas zorganizowanego przez polskiego dystrybutora pokazu w Warszawie.
W trakcie pokazu miałam okazję przyjrzeć się dwóm fragmentom - grając jako Leon Kennedy i jako Claire Redfield. Podczas pierwszej misji starałam wydostać się z zamkniętego posterunku policji szukając w międzyczasie ukrytych medalionów pomagających w otwarciu tajemniczego przejścia. Oczywiście, nie mogło być to proste zadanie i musiałam przemieszczać się z miejsca na miejsce poszukując kolejnych przejść, wskazówek, rozwiązywać zagadki logiczne i, co najważniejsze, unicestwiać pałętające się po korytarzach zombiaki. Te, atakując zadawały oczywiście obrażenia. Im więcej obrażeń, tym powolniejszy stawał się protagonista i bardziej niezgrabnie się poruszał. Zdrowie można było odzyskiwać poprzez ukrywane po szafkach leki, ale nie tylko. Nie zabrakło również opcji craftingu własnych leków poprzez łączenie ze sobą różnych ziółek.
Drugi etap pozwolił mi na wcielenie się w Claire Redfield. Bohaterka trafia na pewną zagubioną dziewczynkę, którą postanawia chronić. Nie jest to jednak proste zadanie, bo na horyzoncie pojawia się mocno zmutowany zombiak, który nie da się tak łatwo powalić na kolana. Poruszał się mało zgrabnie i raczej powoli, ale wystarczyły dwa mocne ciosy, by bohaterka naprawdę dostała w kość. Problemem Claire w tym przypadku okazuje się wieczny brak amunicji. Biega zatem po kolejnych platformach starając się unikać ciosów paskudnego stwora i szukając w międzyczasie sposobu na jego ubicie.
Resident Evil 2 pojawiło się w 1998 roku i rozkochało w sobie masę graczy. To oni z rozrzewnieniem wspominali, jak produkcja wyglądała te dwie dekady temu. Capcom w końcu wychwycił, że graczom przydałby się powrót do przygód słynnych bohaterów. Tytuł ten doczekał się kompletnego przemodelowania i przeniesienia na nowy, wspomniany wcześniej silnik graficzny. Grafika nie jest jednak jedynym kluczowym elementem wśród zmian. Graczom z pewnością przypadnie do gustu fakt, że podczas rozgrywki możemy jednocześnie chodzić i strzelać, co w oryginalnej części nie miało miejsca. Teraz możemy pomykać z gnatem pomiędzy lokacjami i wpakowywać kulki w łeb zombiakom jednocześnie uciekając przed ich zębiskami. Dostajemy jedynie dodatkowy bonus do obrażeń, jeśli stoimy w bezruchu podczas strzelania.
Resident Evil 2 wydaje się być remakiem idealnym. Tak naprawdę to całkowicie nowa gra, zbudowana na nowym silniku graficznym, którą z dwudziestoletnim oryginałem łączą opowiadana historia i pojawiające się na ekranie postaci. Premiera już 22 stycznia na PC, Xbox One i PlayStation 4.
Podczas gamescomu miałam okazję zobaczyć niezwykle długie kolejki do stanowisk z Devil May Cry 5. Na grę czekają setki tysięcy graczy na całym świecie i po demie, w które miałam okazję zagrać, mogę przyznać, że wiem już skąd ten cały szał.
Demo rozpoczęło się na mrocznych ulicach Red Grave City, na których nagle pojawiają się paskudne demony. W trakcie dema mieliśmy okazję przejąć kontrolę nad Nero. Bohater nie korzysta już ze swojej świetnie wyposażonej ręki, jednak ma protezy, które dodają mu boosta do ataków. Każda proteza to inny atak, możemy ich jednak mieć jedynie ograniczoną liczbę w swoim ekwipunku. Na szczęście takie protezy rozsiane są po różnych lokacjach i można je podnieść po prostu w nie wchodząc. Przyjemnie się z nich korzysta podczas starć z przeciwnikami.
A jeśli już o przeciwnikach mowa. W trakcie gry miałam do czynienia z różnymi wysłannikami piekieł. Gra jak zwykle pozwala na wiele akrobacji, ale tym razem znalazł się i tryb dla leniwców - możemy wybrać funkcję asysty, która pozwoli nam na łatwe załączanie kombosów. Miałam okazję zagrać zarówno z włączoną, jak i wyłączoną i jak można się domyślić, asysta mocno ułatwia pojedynki z przeciwnikami.
Sama walka jest bardzo efektowna i dynamiczna. Nero używa zarówno broni białej, jak i palnej czy dopakowanej protezy. Potrafi również przyciągać do siebie przeciwników, by zadać im serię ciosów. Jak to zwykle w DMC bywa, i tutaj walka z demonami przypomina taniec z bronią podsycany masą lejącej się litrami juchy. Styl rozgrywki pozostaje bez zmian. Wciąż przechodzimy z lokacji do lokacji, które odblokowują się po wyrżnięciu wszystkich oponentów. Na koniec trafiłam na ogromnego bossa, Goliatha, któremu zamarzyło się być królem. Po dawce suchych żartów Nero można bylo przystąpić do łojenia mu skóry. Goliath był trudnym przeciwnikiem, który nie dawał się łatwo powalić, ale sytuację ratowały rozrzucone po arenie apteczki.
Sam Nero się postarzał, ale, w moim mniemaniu, wygląda świetnie. Pozostał tak samo sarkastyczny i żartobliwy. Animacje związane z bohaterem prezentowały się zjawiskowo. Tytuł ogrywałam na Xboksie One i wyglądał na nim rewelacyjnie. To samo można powiedzieć o lokacjach, a nawet o większości przeciwników. Goliathowi trzeba jednak zarzucić sporo niedociągnięć. Potwór poruszał się bardzo sztucznie, a i jego ataki ogniem z brzucha pozostawiały wiele do życzenia i najzwyczajniej w świecie kłuły w oczy.
To krótkie demo pokazało mi, że jest na co czekać. Devil May Cry 5 zaserwuje niezwykle dynamiczną, soczystą przygodę, podczas której wyrżniemy setki przeciwników. Produkcja zadebiutuje 8 marca przyszłego roku. Już zacieram ręce, bo dobrych slasherów ostatnio jak na lekarstwo.