Nowa przygodówka ekipy Desert Fox to nie koszmar antyszczepionkowców, a druga część udanej i enigmatycznej serii.
Nowa przygodówka ekipy Desert Fox to nie koszmar antyszczepionkowców, a druga część udanej i enigmatycznej serii.
Pierwszą część o podtytule Coma recenzowałem na gram.pl w kwietniu zeszłego roku. Była to bardzo niepokojąca, mroczna przygodówka z charakterystyczną oprawą wizualną. Wystawiona przeze mnie ocena 8.0 wiele mówi o poziomie prezentowanym przez pierwszą odsłonę cyklu Bad Dream. Na kontynuację nie trzeba było długo czekać. Tym razem trafiamy do świata, w którym ludność dziesiątkuje tajemniczy wirus. Wszyscy po kolei umierają od wypełniającego żyły tuszu i nikt nie potrafi powstrzymać zarazy. Już wiadomo co będzie naszym zadaniem w Bad Dream: Fever. Jako, że sami nie wiemy co się dzieje, na pomoc przychodzi enigmatyczna dziewczyna w masce. Wysoka, z długimi, ponętnymi nogami, nijak nie pasuje do klimatu tego nieprzyjaznego świata. To jednak ma swoje uzasadnienie. O tym jednak przekonasz się grając w pełną wersję.
Początek rozgrywki skupia się przede wszystkim na poznaniu tajemnic choroby i znalezieniu lekarstwa na nie. Pomocna okazuje się wspomniana wyżej dziewczyna, która na każdym kroku instruuje głównego bohatera. Rozgrywka opiera się więc przede wszystkim na wykonywaniu jej poleceń. Mniej doświadczeni w gatunku gracze na pewno pozytywnie odbiorą to rozwiązanie. Dzięki niemu prawie zawsze wiadomo co robić. Dziewczyna często też pomaga podpowiadając w jaki sposób znaleźć konkretny przedmiot czy rozwiązać zagadkę. Nie wiąże się to jednak z jakimś konkretnym systemem pomocy. To wszystko wkomponowane jest w fabułę.
Historia, wbrew pozorom, nie dotyczy tylko tytułowej gorączki. Mniej więcej w połowie rozgrywki następuje znacząco zwrot akcji, który istotnie zmienia obraz całej gry. Fever tym samym dosyć mocno odchodzi od klimatu pierwszej odsłony. Mniej jest krwi, przerażających postaci czy poważnych tematów. Rozpoczynając rozgrywkę w drugiej części wydaje się, że twórcy ponownie poszli w tym kierunku. Ostatecznie jednak ukazuje się, że historia ma zupełnie inny charakter. Niezmieniony pozostaje tylko klimat i design. W Fever autorzy nawet jeszcze mocniej starają się burzyć czwartą ścianę. W Bad Dream: Coma pojawiały się takie momenty, ale były one nieliczne i raczej pełniły rolę urozmaicenia. Tym razem stanowią istotny element całej opowieści.
Jak wspomniałem wyżej, niewiele zmienił się specyficzny design świata. Nadal na pierwszy plan wychodzą unikatowy, minimalistyczny styl i karykaturalne postacie. W Fever, mimo krótkiego czasu od premiery poprzedniej części, małej ekipie Desert Fox udało się wprowadzić kilka dodatkowych efektów wizualnych, które bardzo dobrze komponują się z fabułą i stylistyką całości. Dzięki temu Bad Dream: Fever stanowi sporą atrakcję dla osób, które wyjątkowo cenią sobie oprawę wizualną w grach. Dało radę to osiągnąć, mimo iż u swoich podstaw jest to dokładnie to samo, co w poprzedniej odsłonie. Szkoda tylko, że nie udało się znaleźć budżetu na nagrania głosów postaci. Wszystkie dialogi pojawiają się w formie tekstu. Odpowiednia praca aktorów mogłaby jeszcze dodać klimatu i uroku grze.
Poziom trudności zagadek logicznych w Bad Dream: Fever można ocenić jako średni. Spore fragmenty gry przechodziłem bardzo szybko. Zawsze wiedziałem co mam zrobić i gdzie szukać konkretnego przedmiotu. Należy tutaj zaznaczyć, że studio Desert Fox zdecydowało się na niekiedy krytykowane przez fanów przygodówek rozwiązanie. Otóż większości przedmiotów nie możemy zabrać, póki nie zostanie aktywowana zagadka, w której będą one potrzebne. Jeśli więc w pierwszej odwiedzanej w grze lokacji znajdę kasetę VHS, będę mógł ją wziąć dopiero za jakiś czas, kiedy znajdę dla niej zastosowanie. Zbieranie „na zaś” nie wchodzi w grę. Zdarzały się oczywiście momenty, w których potrafiłem się delikatnie zaciąć. Najczęściej rozwiązanie było jednak logiczne i wymagało przede wszystkim spostrzegawczości.
Fever, w przeciwieństwie do poprzedniej części, zbudowane jest w postaci jednej, spójnej historii, a nie oddzielnych rozdziałów z własnym motywem przewodnim czy lokacjami. Tym samym miejscówki, które odwiedzamy na samym początku zabawy, odgrywają swoją rolę do samego końca. Na szczęście nie oznacza to, że od pewnego momentu trzeba błądzić po dziesiątkach miejsc. Jest wręcz przeciwnie. Lokacji jest stosunkowo niewiele. Z drugiej strony to niewątpliwie spore rozczarowanie. Mimo iż gra nie jest specjalnie długa, można było oczekiwać więcej. Nie będę udawać, że męczył mnie backtracking, ale mimo wszystko można było oczekiwać większej różnorodności. Zabrakło również jakiś wyjątkowo oryginalnych i zapadających w pamięci miejscówek.
Po ograniu Bad Dream: Fever mam dwa zasadnicze wnioski. Po pierwsze, nadal jest to bardzo udana, oryginalna przygodówka, którą z czystym sumieniem mogę polecić fanom gatunku (gra dostępna jest już na PC, ale w przyszłym roku pojawi się również na Switchu). Z drugiej strony zabrakło mi świeżości, a sam pomysł na rozwój fabuły nieco zbyt mocno odbiega od klimatu, który oczekuję po tej serii. Stąd ocena końcowa jest niższa niż w przypadku Bad Dream: Coma. Nadal jednak warto sięgnąć po ten tytuł. Z tegorocznych, polskich przygodówek, mimo wszystko bardziej polecam świetne Tsioque czy Apocalipsis i Earthworms. Ci, którzy jednak nie grali w pierwszą część serii, na pewno będą się bawić lepiej ode mnie.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!