Koniec 2018 roku i początek 2019 to bardzo zły czas dla giganta branży. W jaki sposób uda mu się odbić z dołka, w który wpadł serią złych decyzji?
Koniec 2018 roku i początek 2019 to bardzo zły czas dla giganta branży. W jaki sposób uda mu się odbić z dołka, w który wpadł serią złych decyzji?
Najpierw kontrowersyjny BlizzCon, który formalnie zaczął problemy Blizzarda, a później rozwiązanie umowy z Bungie, które zaowocowało utratą Destiny. Do tego doszły niedawne oskarżenia o naruszenie przepisów giełdowych i bezprawne wykorzystywanie informacji poufnych związanych z drugą z wymienionych spraw. Jakby tego było mało, trzeba wspomnieć o licznych zmianach kadrowych na najwyższych szczeblach władzy, głównie w Blizzardzie. Nie pomogła też informacja o premii w wysokości 15 mln dolarów w gotówce i akcjach dla Dennisa Durkina, który został nowym dyrektorem finansowym spółki (inna sprawa, że takie rzeczy są normą przy zatrudnianiu nowych ludzi na tak wysokich stanowiskach w wielkich spółkach). Activision-Blizzard stoi więc w samym środku największego kryzysu od swojego powstania w 2008 roku, kiedy to początek holdingu dało przejęcie Activision przez Vivendi.
Activision-Blizzard ma wiele problemów, które będą wymagały oddzielnych działań w każdej z dwóch głównych spółek zależnych – Blizzardzie i Activision. Pierwsza z nich wydaje się największym bólem głowy. Niechęć graczy do obecnej sytuacji jest tak duża, że powstała nawet internetowa petycja, w której fani domagają się skasowania kontrowersyjnego Diablo Immortal. Obecnie podpisało ją ponad 44 tysięcy osób. Oczywiście nic ona nie zmieni, ale pokazuje jak wielka jest złość tego, co Blizzard ma najcenniejsze – ogromnej grupy oddanych fanów kupujących kolejne gry i dodatki do nich. Na niewiele zdają się informacje, według których Diablo IV jest jeszcze na zbyt wczesnym etapie prac, aby było co pokazywać, a mobilną grę robi zupełnie inny zespół. Fani, jak to często bywa w przypadku wielkich emocji, nie zwracają uwagi na takie informacje.
Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Powstaje nowy Wiedźmin, ale jest to gra mobilna. Jak wtedy zareagowaliby fani? CD Projekt również walczyłby z ogromną falą krytyki? Bez względu na to jaką kto udzieli odpowiedź, taki scenariusz jest bardzo realny. W zeszłym roku polska spółka ogłosiła inwestycję w studio Spokko, które zajmuje się właśnie grami mobilnymi. Pierwszym projektem ma być produkcja oparta na marce z portfolio grupy CD Projekt. Do wyboru jest tylko Wiedźmin i Cyberpunk 2077 (ewentualnie marki odziedziczone po Metropolis, ale jest to mało realny scenariusz).
Piszę o tym przykładzie po to, aby uświadomić graczy że czasy się zmieniają. Wielu fanów Blizzarda oburzyło się głównie o to, że dotychczasowa grupa odbiorców gier Zamieci straciła 100% uwagi studia. Trzeba jednak pamiętać, że dzisiaj znany deweloper to ogromna firma z wieloma oddziałami i setkami pracowników. Każdy projekt jak Diablo, Starcraft, World of Warcraft, Overwatch czy Hearthstone to osobne zespoły. Nowe projekty nie powstają kosztem innych tytułów, a są efektem stałego powiększania się firmy. Ogromna popularność rynku mobilnego sprawia, że trudno uznać decyzję Blizzarda za bezzasadną. Nie zmienia to jednak faktu, że studio boryka się z ogromnymi problemami wizerunkowymi. Dzisiaj już każdy wie, że błędem było nie tyle zapowiedzenie Diablo Immortal, co sposób w jaki zostało to zrobione.
Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Allen Adham, współzałożyciel Blizzarda powiedział niedawno Kotaku, że fani „kochają co kochają i chcą co chcą”. Biznes musi się jednak kręcić, a problemy wizerunkowe mogą zniknąć dzięki temu, że gracze często cechują się pamięcią złotej rybki. W międzyczasie deweloper podpisał nowe porozumie z NetEase, ważne do 2023 roku. To właśnie ta spółka pomoże w wydaniu Diablo Immortal na rynku chińskim. Nowa umowa pozwoli na dostarczenie kolejnych tytułów Blizzarda do graczy z Państwa Środka. To też dobry przykład pozujący niezależność studia, w którą wątpi część osób. Deweloper podpisał taką umowę, która była dla niego korzystna. Mógł przecież zostać zmuszony do współpracy z Tencentem, drugim chińskim gigantem. Ta spółka ma obecnie 5% udziałów w całym holdingu Activision-Blizzard i była jednym z głównych pomocników Bobbiego Koticka w procesie odkupienia grupy od Vivendi. Tencent jest również partnerem Activision w Chinach, gdzie koncentruje się na promocji marki Call of Duty. Mimo wszystko Blizzard ma na tyle dużą niezależność, że nie ma obowiązku współpracować z jednym z najważniejszych partnerów macierzystej spółki.
O tym jak ważna jest ta współpraca pokazują liczby. NetEase, mimo iż w Polsce może być mało znaną firmą, zarabia pieniądze trudne do wyobrażenia. Spółka w zeszłym roku mogła pochwalić się wzrostem przychodów rzędu 35%, co na koniec 2018 roku dało zysk w wysokości 1,1 mld dolarów (wynik za trzy kwartały roku finansowego). Takie pieniądze pochodzą głównie z rynku mobilnego i współpracy z zachodnimi deweloperami. Wymienia się przede wszystkim Blizzarda i Mojang, których największe hity (odpowiednio World of Warcraft i Minecraft) zarabiają ogromne pieniądze i docierają do milionów chińskich graczy. Pozostałe przychody pochodzą z gier mobilnych takich jak Butterfly Sword, Ancient Nocturne czy Night Falls: Survival. Dla nas to zupełnie obce nazwy, ale w Państwie Środka cieszą się ogromną popularnością. Nic więc dziwnego, że niemałym problemem dla branży był dziewięciomiesięczny ban na akceptację nowych gier, które będą mogły trafić bezpośrednio do dystrybucji w Chinach. Gracze mogą korzystać ze Steama, ale platforma Valve ma relatywnie niewielkie udziały na tamtejszym rynku w porównaniu do lokalnych sklepów.
Do nich jednak można trafić tylko po uzyskaniu akceptacji od departamentu cenzury Komunistycznej Partii Chin. Na przełomie 2018 i 2019 roku zielone światło otrzymało 80 produkcji (67 na urządzenia mobilne, 6 na PC i jeden na konsole). To jednak nadal kropla w morzu liczącym ponad 7 tysięcy zgłoszonych tytułów. Według planów, do końca roku rozpatrzonych ma być tylko 3 tysiące podań. W ostatniej grupie zaakceptowanych gier nie ma jednak żadnej z portfolio dwóch gigantów – Tencent oraz NetEase. Nie zmienia to jednak faktu, że Blizzard słusznie postępuje próbując walczyć o miliony chińskich graczy. Obecność tam to dotarcie do rynku większego nawet niż amerykański, który jednocześnie jest nadal mniej konkurencyjny. Również polskie studia aktywnie pracują nad tym, aby ich produkcje otrzymały zgodę na dystrybucję. To pieniądze tak duże, że nie schylenie się po nie byłoby wielką głupotą.
Blizzard nie będzie jednak ograniczać się tylko do walki o rynek chiński. Do stworzenia są nowe gry i walka o uwagę graczy amerykańskich i europejskich. Na razie jednak trudno mówić o czymś konkretnym. Niedawno studio mocno ograniczyło wsparcie dla Heroes of the Storm. Produkcja nadal będzie rozwijana, ale anulowane zostaną między innymi wydarzenia e-sportowe. To kolejna informacja, która tworzyła mocne fundamenty wizerunku Blizzarda jako firmy, która przestaje być tym co dotychczas. Trzeba jednak pamiętać, że taka decyzja mogła mieć mocne uzasadnienie. Nie da się ukryć, że pociąg pt. MOBA dawno odjechał i to bez Heroes of the Storm. Skuteczna walka z DOTA 2 i LoL jest już niemożliwa. Nic więc dziwnego, że Blizzard woli przenieść część zasobów do innych projektów, aby przyspieszyć ich realizację. Być może dzięki temu szybciej zobaczymy Diablo IV lub inne projekty. Znany analityk Michael Pachter uważa, że w 2019 roku Overwatch przejdzie na model free-2-play. Bez względu na to czy to się sprawdzi, w najbliższych miesiącach na pewno Blizzard czeka sporo zmian. Może jestem niepoprawnym optymistą, ale nie sądzę aby wpłynęło to na jakość kolejnych gier. Studiu można zarzucać złą komunikację, ale na pewno nie wydanie w ostatnim czasie jakiejś słabej produkcji. Wysokie standardy jakości nadal są utrzymywane. Czasami to jednak bywa problemem.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Activision. Spółka-córka Blizzarda straciła przede wszystkim Destiny, co powoduje ogromną lukę w planie wydawniczym. O szczegółach pisałem niedawno na łamach gram.pl (link do tekstu znajdziecie w pierwszym akapicie tego artykułu). Problem jest o tyle duży, że spółka opiera swoje portfolio na małej liczbie bardzo dużych gier. Kiedyś było to Call of Duty i Guitar Hero, a później miejsce symulatora gitarzysty zajęło Skylanders i Destiny. Taki brak powoduje, że firma pozostaje bez dużego źródła przychodów. Jednocześnie pozostają koszty. Activision posiada wiele studiów na całym świecie, ale nie wszystkie są na pierwszych stronach gazet. Teoretycznie Call of Duty robią trzy ekipy – Treyarch, Sledgehammer Games i Infinity Ward. W praktyce jest wiele innych zespołów, które w zależności od potrzeb wspierają główny team. Mówimy tu między innymi o Beenox, Raven Software, High Moon Studios czy Vicarious Visions. Nawet znany przed laty z serii Tony Hawk's Pro Skater Neversoft został przemianowany na kolejny oddział Infinity Ward i współtworzy Call of Duty. Część z tych zespołów pomagała przy Destiny. Są to setki pracowników, którzy nie mają co robić. Nawet jeśli Activision zdecyduje się na stworzenie nowego, dużego IP, potrzeba kilku lat inwestycji na jego wydanie.
Activision może nieco zmienić swoje podejście do biznesu i postawić na bardziej różnorodne portfolio. Nie da się ukryć, że spółka ma szczególną umiejętność sprzedawania dużych nakładów swoich produkcji. Nawet niedawne reaktywowanie starych marek jak Spyro czy Crash Bandicoot okazało się wielkim hitem komercyjnym. Activision ma również duże tradycje robienia gier na licencji znanych marek, np. komiksowych (Spider-Man) czy filmowych (James Bond). Być może dobrym rozwiązaniem będzie wzorowanie się na Sony i Insomniac Games. Obie firmy zrobiły wielki interes na zeszłorocznym Marvel's Spider Man. Twórcy Call of Duty mają zasoby (finansowe i ogromne studia gotowe do pracy), aby spróbować swoich sił w temacie superbohaterów. Na koniec tego wątku warto równie wspomnieć, że Activision ma w swoim portfolio na 2019 rok jedną z najbardziej wyczekiwanych gier, czyli Sekiro: Shadows Die Twice od From Software.
Wielu branżowych analityków przewiduje, że w 2019 roku będziemy świadkami dużego ruchu na rynku przejęć. Niewykluczone, że do kupowania dołączy również Activision. Spółka mimo problemów nadal ma ogromne zasoby zarobionej w poprzednich latach gotówki, która gotowa jest do zainwestowania. Kiedy jak nie teraz, kiedy najbardziej potrzeba nowych hitów. Jak widać, przed Activision nowe, wielkie wyzwanie ponownego uporządkowania biznesu. Porzucenie problematycznego Destiny nie musi oznaczać, że firmę czekają gorsze czasy. Zresztą czego nie zarobi gra Bungie, być może nadrobi niezawodne Call of Duty, które w tym roku być może zaatakuje pozycję Fortnite darmową wersją trybu Blackout. Podsumowując, dla niezależnego obserwatora najbliższe miesiące mogą przynieść wiele ciekawych obserwacji dotyczących Activision i Blizzarda.