Recenzja serialu The Society. Netflix dostarcza, chociaż drażni

Kamil Ostrowski
2019/05/25 14:00
0
0

Nie macie pomysłu na to jak zabić kolejnych kilka wieczorów? The Society to jeden z lepszych pomysłów, o ile nie przesadzicie z oczekiwaniami.

Recenzja serialu The Society. Netflix dostarcza, chociaż drażni

Netflix zdążył nas już przyzwyczaić do tego, że dniami i nocami zasypuje nas rozrywką. Nawet w naszym kraju, gdzie oferta jest dosyć uboga w porównaniu z zagranicznymi wersjami serwisu, praktycznie co chwilę pojawia się interesująca nowość. Duża część z nich to produkcje własne Netflixa, który nie przestaje inwestować grubych miliardów w tytuły na wyłączność. Jedną z ciekawszych premier ostatnich tygodni bez wątpienia jest The Society. Jak to się często zdarza w przypadku produkcji ze stajni “czerwonych”, będziecie musieli zaopatrzyć się w pewną dozę oporu dla politycznej indoktrynacji i zapas tolerancji dla umowności. Jeżeli to zrobicie, będzie dobrze.

The Society to klasyczne teen drama, upchnięte w nieco fantastyczny, odrobinę postapokaliptyczny klimat. Wszyscy nastolatkowie z małego amerykańskiego miasteczka West Ham w Connecticut, wyjeżdżają na wycieczkę szkolną, a gdy z niej wracają okazuje się, że są w nim już całkiem sami. Ich młodsze rodzeństwo, ich rodzice, dziadkowie, wszyscy zniknęli. Co najważniejsze, miejscowość jest zupełnie odcięta od świata: wszystkie drogi zarosły nieprzeniknionym lasem, telewizja satelitarna nie odbiera żadnych kanałów, brakuje też Internetu. W takich warunkach licealistom przychodzi na nowo budować ramy społeczne, tworzyć lokalną politykę i przede wszystkim starać się przeżyć.

Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że twórcy unikają odpowiedzi na szereg niewygodnych pytań, tworząc warunki do tego, aby lepiej plotło im się opowieść o powolnej degeneracji norm społecznych, a nie zupełnej, nagłej apokalipsie. Przykładowo, w West Ham chociaż nie ma dostępu do internetu, to wciąż działa sieć komórkowa i nastolatkowie mogą wygodnie zwoływać się na przykład na zebrania “rady miejskiej” za pomocą komórek. Druga sprawa to elektryczność. Prąd bezproblemowo płynie z gniazdek, chociaż w pewnym momencie pada hasło, że należałoby ten prąd “oszczędzać”, więc młodzież zaczyna mieszkać razem w co większych domach. Skąd ten prąd? Czy w West Ham jest elektrownia? Jeżeli tak, to kto ją obsługuje? Twórcy wygodnie pozwalają sobie na tworzenie niedopowiedzeń w tym zakresie.

Powyższe głupotki nie zmieniają faktu, że The Society na niektóre pytania odpowiada i to w całkiem ciekawy sposób. Jak zorganizuje się spora grupka amerykańskich nastolatków, pozostawiona samym sobie? Jaką formę przyjmą nowe rządy? Jakie problemy będą trapić ich w pierwszej kolejności? Co ich zmartwi, co podbuduje na duchu, z czym będą się musieli mierzyć w krótkim, średnim i długim terminie? Jak będzie wyglądała dynamika przemian? Kto dojrzeje najszybciej, komu adaptacja zajmie więcej czasu, a kto stanie w stanowczej opozycji?

GramTV przedstawia:

Powyższe konflikty na poziomie, nazwijmy to, społecznym są kolorowane napięciami na linii pomiędzy poszczególnymi członkami budującej się społeczności. Są one bardziej i mniej wiarygodne, głównie z tego względu, że poszczególni bohaterowie są bardziej bądź mniej interesujący. O dziwo, podział na “dobrych/złych” bywa tutaj dosyć płynny. Obserwując pewne zapędy, a momentami utylitaryzm grupy trzymającej władzę można czasami odnieść wrażenie, że ich punkt widzenia nie jest jedynym słusznym. Na osobne zdanie zasługuje Toby Wallace odgrywający młodego psychopatę Campbella. Jego kreacja momentami była głównym motywatorem za tym, żebym włączył kolejny odcinek.

Jak to ma miejsce w przypadku produkcji Netflixa, dosyć mocno boli fakt, że scenarzystom ewidentnie zależało na tym, żeby odznaczyć jak najwięcej punktów w tabelce “politycznie poprawnych tematów”. Agresja inceli wobec kobiet? Jest. Ciągoty “patriarchatu” do przemocy? Są. Problemy homoseksualistów z odnalezieniem siebie? Oczywiście. Gdzieś w połowie serialu zauważyłem zresztą, że wśród pozytywnych postaci są tylko kobiety, nie-biali mężczyźni i geje, co biorąc pod uwagę strukturę rasową w West Ham jest co najmniej podejrzane. Szczerze przyznam, że już mnie to trochę drażni. Czy to będzie taki wielki problem, jeżeli choć JEDEN biały chłopak nie będzie “jockiem”, psychopatą, durniem, albo zabójcą?

The Society ma pewne wady, ale zasadniczo spełnia swoją rolę i dostarcza niezłej rozrywki. Cały sezon wciągnąłem w dwa nudne wieczory, praktycznie łykając jeden odcinek po drugim. Serial jest nieźle nakręcony, nieźle zagrany (chociaż wszyscy aktorzy to nieznane twarze), trzyma tempo i przede wszystkim intryguje. Zarówno krótkoterminowe kryzysy, jak i zagadki co do istoty sytuacji w jakiej znaleźli się bohaterowie, potrafią autentycznie zaciekawić. Dodajmy do tego parę interesujących postaci i mamy przepis na przyzwoitą rozrywkę. Czasami więcej nie potrzeba.

Komu spodoba się The Society? Jeżeli lubicie klimaty przetrwania w nowym środowisku, coś a’la pecetowe Banished, albo po prostu szukacie odrobiny rozrywki, to moim zdaniem nie zawiedziecie się na tym serialu.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!