Kiełbasa wyborcza - recenzja Citizens of Space (PC)

Jakub Zagalski
2019/07/11 13:30
0
0

Polityczna satyra, popkulturowe odniesienia i mechanika żywcem wyjęta z japońskich RPG-ów? Brzmi świetnie, ale w praktyce pozostawia sporo do życzenia.

Jeżeli kojarzycie Citizens of Earth (2015) od Eden Industries, to klimat nowej produkcji tego studia nie będzie dla was wielkim zaskoczeniem. Citizens of Space jest luźnym sequelem (czy raczej duchowym następcą) gry, w której wcielaliśmy się w nowo wybranego wiceprezydenta całego świata. Tym razem wchodzimy w buty Ambasadora planety Ziemia, który niemal na samym początku dowiaduje się o zniknięciu rodzimego świata. Patetyczny dyplomata musi odnaleźć i uratować planetę, w czym pomogą mu tytułowi obywatele kosmosu. W końcu jak na rasowego polityka przystało, rzutki ambasador nie będzie sobie brudził rąk, gdy może to za niego zrobić ktoś inny.

Citizens of Space można najkrócej scharakteryzować jako prześmiewcze jRPG (choć wcale nie z Japonii) z oprawą godną pokręconej kreskówki. Zdecydowanie nie można tej grze odmówić uroku i konsekwencji w tym, co chce nam dostarczyć. Czyli masy gagów, popkulturowych odniesień i żartów przywodzących na myśl serial Rick i Morty.

Każda postać, od ambasadora, przez jego cynicznego asystenta (tworzą idealnie równoważący się duet), po rzeszę kosmicznych stworów, to chodzący żart, czy mniej lub bardziej subtelna aluzja do znanej nam rzeczywistości. Citizens of Space to gra zrobiona przez Amerykanów, więc nie mogło zabraknąć kosmicznego Trumpa, ale jest także robot-pizzerman, który kojarzy Ziemię jako miejsce pochodzenia pizzy z ananasem itp.

Kiełbasa wyborcza - recenzja Citizens of Space (PC)

Takich smaczków i żarcików jest całe mnóstwo, zarówno w samej warstwie dialogowej, jak i w scenografii. Poszukiwanie Ziemi będzie wymagało przemierzenia szeregu zróżnicowanych światów, gdzie roi się od kolejnych aluzji i gagów. Co ciekawe, Citizens of Space to dzieło małego studia, ale zaskakująco duży nacisk położono na udźwiękowienie dialogów. Dzięki temu mnóstwo postaci przemawia własnym głosem, który świetnie uzupełnia charakter danego obywatela kosmosu.

Humor i dystans do estetyki science fiction przejawia się nie tylko w opowiadanej historii, ale także w walce. Citizens of Earth było pod tym względem (bardzo słusznie) porównywane do kultowego Earthbounda ze SNES-a. Turowe potyczki, charakterystyczne ustawienie kamery – twórcy nie kryli się z inspiracją. Przez ostatnich kilka lat nie stali jednak w miejscu i na potrzeby Citizens of Space opracowali nowy model walki, wzorowany na innej głośnej produkcji z Japonii. Mowa o Paper Mario.

System turowy i wydawanie poleceń członkom drużyny (Ambasador nie brudzi sobie rąk) pozostał, ale pojawiły się także minigierki i sekwencje QTE, od których zależy powodzenie zadawanych ciosów i akcji defensywnych. Wciskaj przycisk, przytrzymaj, aż zapełni się wskaźnik, zareaguj w odpowiednim momencie – takie zręcznościowe akcje podkręcają tempo walki i sprawiają, że są bardziej angażujące niż mechaniczne wydawanie komend. Nie da się jednak ukryć, że na dłuższą metę są po prostu nużące, bo ile razy można z przyjemnością oglądać tę samą scenkę po QTE, albo naparzać w guzik, żeby zadać mocniejszy cios?

Twórcy starali się, by walki były zróżnicowane, powołując do życia rozmaite stwory, grywalne postacie, summony, efektowne i zabawne animacje ataków. Jednak losowe starcia i związany z nimi grind prędzej czy później daje się we znaki. Co prawda z biegiem czasu pojawiają się metody na unikanie niepożądanych walk i wewnętrznych minigier, ale jeśli na początku uznajemy je za interesujące urozmaicenie, to pojawia się pewien zgrzyt.

GramTV przedstawia:

Mówiąc o walkach nie można pominąć całego systemu rekrutowania członków drużyny/kosmicznych obywateli, który był także fundamentem poprzedniej "części". Zadaniem Ambasadora, oprócz rozwikłania zagadki zaginionej planety, jest przede wszystkim pozyskiwanie kolejnych sprzymierzeńców. Namawianie ich do współpracy to nic innego jak powtarzalne questy typu "przynieś/zanieś", "przekaż wiadomość" itp. Teoretycznie każdy z takich epizodów ma swoje uzasadnienie fabularne. I próbuje przekonać gracza, że nie jest tylko pretekstem do posyłania go z jednego końca mapy na drugą i z powrotem. Bo w praktyce tak to zwykle wygląda.

Po drodze można się pośmiać, powalczyć i pozachwycać pomysłowością twórców. Pod warunkiem, że nie natkniemy się na krytyczny błąd, który całkowicie wysypie nam grę. Citizens of Space wyszło na PC (Steam), PlayStation 4, Xboksa One i Switcha – nie wiem z pierwszej ręki, jak wygląda sytuacja na konsolach, ale wersja na Steama napsuła krwi wielu użytkownikom sięgającym po tę grę tuż po premierze. Zdarzały się znikające save'y i wyrzucanie z gry bez wiadomego powodu, ale także problemy z dźwiękiem, wyświetlaniem tekstu itp. Krótko mówiąc: gra wyszła zdecydowanie za wcześniej i trzeba śledzić doniesienia twórców w sprawie ewentualnych łatek i aktualizacji (tutaj można śledzić wątek na bieżąco).

Bugi i niedoróbki odbierają przyjemność z grania w Citizens of Space, które mimo powtarzalności broni się jako ciekawe podejście do gatunku turowych RPG-ów. Klimat i humor jest niepodrabialny, więc jeśli lubicie takie historie z przymrużeniem oka, a często wręcz jadące po bandzie, dopiszcie sobie Citizens of Space na listę życzeń. Jeśli nie teraz, to po dużej aktualizacji warto dać szansę produkcji Eden Industries.

Sprawdź listę gier na Steam w ofercie naszego sklepu

6,0
Zabawne RPG, ale przez niedoróbki nie jest do śmiechu
Plusy
  • Humor
  • Popkulturowe odniesienia
  • Udźwiękowienie
  • Kreskówkowa oprawa
  • Inspiracje Paper Mario
Minusy
  • Bugi, dużo bugów
  • Powtarzalność
  • Backtracking
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!