Nie wiem jak wy, ale ja tak średnio śledzę przedwyborcze obietnice tej czy innej partii. Ale skubańcy teraz tyle tego obiecują, że trudno jest poruszać się w mediach i przypadkiem nie trafić na jakieś kuszące, wyborcę mamiące, dobrze brzmiące hasełko. I tak też się stało. Trafiłem na Centrum Gier Wideo, będące częścią pakietu obietnic odnośnie mediów i dziennikarstwa jednej z wiodących partii. Nie będę pisał której, bo mi szef zakazał wchodzić w tematy polityczne. Nieistotne zresztą jest to, kto to obiecał. Ważne, że chcą zrobić właśnie Centrum Gier Wideo, które, tu cytuję, „przyczyni się do umacniania pozytywnego wizerunku polskiej branży gier wideo jako prężnie rozwijającej się gałęzi gospodarki i kultury”. Jejku jej, to ma sens, prawda? Tyle, że nie. Nie ma.
Oczywiście, polska branża gier wideo rozwija się prężnie, to akurat jest prawda. Odnosi większe sukcesy na świecie niż nasi twórcy filmowi, muzyczni, literaccy i generalnie wszyscy inni związani z kulturą. Razem wzięci. I ma ten pozytywny wizerunek, temu też zaprzeczyć nie można. Więc co jest nie tak z pomysłem Centrum, które będzie ten wizerunek umacniać? Cóż, głównie to, że kreowanie i umacnianie tegoż jest zadaniem działów marketingu i PRu w CDP RED, Techlandzie, 11 bit Studios czy Bloober Team oraz pozostałych polskich firm, które tworzą gry. I radzą sobie z tym zadaniem całkiem nieźle. Po co dublować ich wysiłki? I kto to będzie robił? Przecież specjaliści branżowi siedzą właśnie w tych działach marketingu i PRu. Kto będzie pracował w Centrum Gier Wideo? Oczywiście, pytanie jest retoryczne. Wiadomo, że będą pracować krewni i znajomi królika, a rzeczone Centrum będzie bezużyteczną wydmuszką jak wszystkie inne z szumem ogłaszane i zapowiadane centra, inkubatory i klastry tego typu.
Skoro jednak tak się sprawy mają, to dlaczego uważam, że pomysł powstania Centrum Gier Wideo jest bardzo dobry? Dlatego, że zdecydowanie potrzebne jest coś takiego, taka państwowa instytucja, która będzie się grami zajmowała. To naprawdę jest ważny sektor gospodarki. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sprawdzi giełdę – dwa tygodnie temu CD Projekt przeskoczył banki Pekao oraz ING i stał się szóstą najbardziej cenną polską spółką. To ważna branża, także dlatego, że ma duży potencjał do rozwoju i świetne perspektywy. Trzeba w nią inwestować, trzeba ją wspierać. Nie po to, żebyśmy potem mogli być dumni w internetach, że trzeci Wiedźmin powstał w tym samym kraju, w którym się urodziliśmy zupełnie przypadkiem, tylko dlatego, że to jest po prostu dobre dla gospodarki. Czyli generalnie dla nas wszystkich.
I taka instytucja wspierająca rodzimych deweloperów jest bardzo potrzebna. Nie do reklamowania jednak. Ani do dofinansowań dla gier promujących polską kulturę. Ani też do rozdzielania ulg podatkowych. Te ostatnie by się przydały pewnie, ale tym mogą się zająć istniejące struktury. Centrum jest potrzebne do czegoś innego. Do robienia lepszych gier. Do wzięcia ich pod mikroskop.
Każda większa firma na świecie, która produkuje w zasadzie cokolwiek, ma swój dział odpowiadający za rozwój. Niektóre wydają na R&D, czyli research & development, znaczne porcje swoich budżetów. Dzięki temu mogą robić rzeczy lepsze, albo lepiej, albo taniej, albo szybciej, albo bardziej przyjaźnie dla środowiska. Rozwijać się. Wiadoma rzecz, nic odkrywczego tu nie napisałem, nie? Ale czy wiecie, że owe korporacyjne działy R&D we wszystkim, co robią, bazują na badaniach i odkryciach dokonanych przez państwo? Przez naukowców zatrudnianych na uniwersytetach czy w różnych innych instytucjach, którym płaci się z państwowych pieniędzy, żeby pchali naukę do przodu dla dobra wszystkich. Jasne, czasem zajmują się rzeczami mało praktycznymi, czyli na przykład badaniami geometrii odchodów wombatów (wombaty robią sześcienne kupy, wiedzieliście o tym?) albo na przykład jaki wpływ na namagnesowanie karaluchów ma to, czy są żywe czy też nie (w tym międzynarodowym projekcie brali udział również polscy specjaliści). Ale nigdy nie wiadomo, gdzie nastąpi kolejny przełom i gdzie odkryje się coś, co zmieni przyszłość. Może nawet w tej kostce wombaciego odchodu. Nie raz już tak bywało, że badania uznawane przez wszystkich za bezsensowne, ekstrawaganckie, niepraktyczne i nieprzydatne okazywały się później rewolucyjne dla całego świata – wystarczy poczytać o historii odkryć związanych z mechaniką kwantową, żeby się przekonać.
Firmy takich badań finansować nie będą, bo nie mają z nich żadnego bezpośredniego zysku. One tylko biorą odkrycia państwowych naukowców i wykorzystują do swoich celów. Apple zawojował rynek iPhonem, tworząc smartfony i zmieniając naszą dzisiejszą rzeczywistość. To jest fakt. Są jeszcze jednak inne fakty. Ekran dotykowy, GPS, internet a nawet Siri, czyli aktywowany głosem wirtualny asystent – wszystkie te wynalazki, użyte w tak przełomowy sposób przez Apple, powstały w wyniku… państwowych badań. Kurcze, nawet Wi-Fi jest produktem, przypadkowym zresztą, badań nad mikroskopijnymi czarnymi dziurami, również finansowanych przez państwo (australijskie, jakby ktoś pytał). Steve Jobs wziął to, co wymyślili naukowcy pracujący za pieniądze podatników, a potem, gdy zarobił na tym krocie, zaczął jak ognia unikać płacenia podatków. Czarna niewdzięczność, nie? Nie o tym jednak dziś mowa.
Państwowe badania są niezbędne do rozwoju nauki, czyli rozwoju wszystkiego. To jest niezaprzeczalne. I dotyczy również gier. Tym się powinno zająć Centrum Gier Wideo właśnie. Szeroko zakrojonymi, podejmującymi wiele tematów, dotykającymi różnych dziedzin badaniami. Jasne, mamy uniwersytety, mamy raczkujące katedry gamedev, mamy nawet garstkę naukowców, którzy się tym zajmują. I kształcą przyszłych twórców gier. To dobrze. Ale naukowo w tych dziedzinach jesteśmy daleko, daleko z tyłu za resztą świata. Nasze polskie gry są w ścisłej czołówce, bo korzystają z doświadczeń twórców gier i badań naukowców z innych krajów. Ale gry jako nauka są jeszcze ogólnie w powijakach. Jest mnóstwo obszarów, na których można by wiedzę popchnąć do przodu.
I to jest najlepsza metoda wspierania polskich producentów gier. Nie promocją. Tym niech się zajmują marketingowcy i PRowcy, którzy do tej pory sobie świetnie radzili. Zamiast dublować ich działania, trzeba tworzyć nowe podstawy, nowe rozwiązania, nowe technologie. Firmy tworzące gry nie mają pieniędzy na tego typu badania. Dlatego powinno się nimi zająć państwo, żeby potem polscy developerzy mogli z ich pomocą robić jeszcze lepsze gry. To one będą najlepszą promocją.
Kurcze, nawet gdyby takie Centrum Gier Wideo miało zająć się tylko i wyłącznie tematem efektywności pracy, tak, by znaleźć jakiś lepiej działający, bardziej optymalny system produkcji gier niż ciągły, wyczerpujący crunch, zmieniający ludzi w zombie – to już byłby wielki krok do przodu. A to przecież tylko jeden potencjalny obszar badań, jedna rzecz, którą można ulepszyć. Z tysiąca.
Dobrze by było, nie? Człowiek mógłby się poczuć dumny ze swojego kraju i swoich polityków, gdyby ogłosili, że owo Centrum Gier Wideo podejmie się takich zadań. Szkoda jednak, że znając nasz klimat, owa szumnie zapowiadana instytucja to pewnie tylko kolejne ciepłe, państwowe posadki dla pozbawionych podstawowych kompetencji swojaków.