Nowa produkcja polskiego 7Levels nie będzie nowym system sellerem Switcha, ale posiadaczom konsoli Nintendo da troszkę zabawy.
Nowa produkcja polskiego 7Levels nie będzie nowym system sellerem Switcha, ale posiadaczom konsoli Nintendo da troszkę zabawy.
7Levels to mniej rozpoznawalne w mainstreamie polskie studio. Do tej pory kojarzone było głównie ze Switchem, a osoby głębiej siedzące w temacie rodzimej branży mogą je jeszcze znać z pewnych powiązań z Bloober Team (to jednak temat na inną okazję). Ekipa z Krakowa zadebiutowała stworzonym na wyłączność dla japońskiego producenta konsol Castle of Heart. Gra łączyła ze sobą elementy akcji i platformówki, wymieszane w średniowiecznym sosie. Do tego dochodziła jeszcze przeciętna jakość. Pierwsza produkcja nie okazała się więc sukcesem. Przy Jet Kave Adventure mieliśmy mieć prawo do sceptycyzmy. Czy słusznie? Niekoniecznie.
Historia nie jest w platformówkach najważniejsza, ale dla formalności zaczniemy od niej. Główny bohater to wódz plemienia z epoki kamienia łupanego. W swojej roli nie sprawdzał się jednak najlepiej, przez co doszło do buntu jego poddanych. Kiedy starym zwyczajem mieli się oni żegnać z nim (np. zrzucają go ze skały), na lokalnej wyspie rozbił się statek obcych. W czasie ucieczki nasz bohater zdobywa jetpack, a że nie jest cyfrowo wykluczony, szybko łapie jak zrobić z niego użytek. Teraz diametralnie zmienił się cel – uratować wioskę przed obcymi i odzyskać dawną pozycję. Tyle historii, bo jak przystało na klasyczną platformówkę, w późniejszym czasie scenki przerywnikowe to jedynie niepotrzebny dodatek.
Pod względem rozgrywki Jet Kave Adventure to klasyczna platformówka (3D, ale akcję obserwujemy z boku). Każda mechanika będzie bardzo dobrze znana każdemu, kto regularnie ogrywa jakieś produkcje z tego gatunku. Skaczemy między platformami, walczymy z przeciwnikami (uderzając maczetą i rzucając kamieniami) czy omijamy przeszkody. Ktoś mógłby powiedzieć, że taki opis pasuje do każdej platformówki. Słusznie, ponieważ Jet Kave Adventure takie właśnie jest – jak każda inna produkcja z gatunku. Tutaj nie ma niczego niezwykłego, oryginalnego i niespotykanego w innych grach. 7Levels jest jak uczeń, który solidnie spisał zadanie domowe od zdolniejszego kolegi. Bez błędów, ale i bez polotu. W zasadzie jedyne rozwiązanie jakiego nie widziałem (lub nie pamiętam) z innych platformówek to kwestia zdrowia. Klasycznie mamy trzy serduszka, które odpowiadają jednemu uderzeniu przeciwnika lub zderzeniu z przeszkodą. W czasie zabawy zbieramy jednak jedzenie, które w dowolnym momencie można wykorzystać na odzyskanie do maksymalnie dwóch serduszek. Nie jest to duża rzecz, ale czasami potrafi uratować skórę. Tym bardziej, że punkty kontrole nie są rozmieszczone zbyt gęsto.
Brak czegoś oryginalnego sprawia, że ekipa 7Levels musiała postawić sobie inne cele. Pierwszy to pominięcie tych mechanik, które nie zawsze się sprawdzają. To udało się bardzo dobrze. W czasie gry nie natrafiłem na zbyt wiele, co mogłoby mnie irytować czy przeszkadzać. Wszystko działa prawidłowo – dashowanie (bardzo ważne w tej grze), odbijanie się od ścian, przenoszenie obiektów czy skakanie po zapadających się platformach. W zasadzie jedyna rzecz, która mniej mi się podobała to „kill room’y”. Raz na jakiś czas bohater zamykany jest na małej przestrzeni i musi pokonać z góry określoną liczbę przeciwników. W tych sekwencjach niestety nie znalazłem wiele frajdy i na nich zazwyczaj spędzałem więcej czasu (ze względu na częste zgony). Na szczęście takie momenty nie zdarzały się zbyt często. Ich usunięcie na pewno nie spowodowałoby, że gra stanie się zbyt krótka.
Drugie wyzwanie to odpowiednie zróżnicowanie rozgrywki. Tutaj również udało się spełnić oczekiwania. Poziomy są tak skonstruowane, że co chwilę dzieje się coś innego. Ciągle jednak obracamy się wokół grupy znanych rozwiązań. Jest ich sporo, ale każde na tyle oklepane w grach, że nie da się na nim oprzeć całej rozgrywki. To powoduje, że każda misja jest niemalże taka sama. Ciężko dostrzec jakieś większe różnice. Sam nie wiem co robiłem w drugim, a co trzecim rozdziale. Cała gra zlewa się więc w całość. Z jednej strony w każdej misji robimy wiele różnych rzeczy, z drugiej patrząc szerzej, przez pryzmat całej gry, trudno dostrzec większą różnorodność.
To bez wątpienia jeden z większych problemów Jet Kave Adventure. O najlepszych przedstawicielach gatunku zawsze można powiedzieć, że mają coś unikatowego. Little Big Planet ma kilka wymiarów, przez które przechodzimy. Splosion Man cechuje się wybuchającym głównym bohaterem. Tearaway to z kolei unikatowy design i kilka mechanik z nim związanych, a najnowsze części Raymana to bardzo szybki gameplay. Jet Kave Adventure to z kolei… nic. Produkcja 7Levels nie ma niczego niezwykłego. Świat gry? Mało eksploatowany w branży, ale to nadaj nic oryginalnego. Mechanika? Standardowe rozwiązania z innych gier. Sam jetpack nie został również w jakiś wyjątkowy sposób wykorzystany.
Platformówki często nadrabiają oprawą wizualną. Ta w Jet Kave Adventure wpisuje się w narrację z powyższych akapitów. Bez wątpienia nie można jej odmówić tego, że jest ładna. Na pewno nie znajdzie się na liście 10 najładniejszych gier na Switcha, ale wstydu nie ma. Bardzo czytelna, estetyczna i pasująca do konwencji całej gry. Ponownie jednak brakuje czegoś charakterystycznego, co wyróżniałoby Jet Kave Adventure na tle konkurencji. Na konsoli Nintendo da się zrobić więcej. Solidnie za to wypadło sterowanie. Mimo iż wykorzystujemy wiele przycisków (często trzeba to robić szybko, a małe potknięcia wiele kosztują), większych problemów nie miałem. Zwracam na to uwagę, ponieważ, przynajmniej tak pokazują moje doświadczenia, nie jest to standardem na „Pstryku”. Przy dłuższych sesjach nie miałem również problemu z bolącymi rękoma. Switch ma dosyć prostą bryłę, a więc w niektórych przypadkach pojawia się taka niedogodność.
Wydźwięk tej recenzji może być negatywny, ale summa summarum dobrze bawiłem się w Jet Kave Adventure. Znalazłem w tej grze standardowe, dobrze znane mechaniki z innych platformówek. Co najważniejsze, wszystkie zostały solidnie wykonane. Ciągle mam w pamięci jak męczyłem się w Castle of Heart (poprzednia gra 7Levels) i widzę jak duży postęp na poziomie level designu udało się osiągnąć. Mam nadzieję, że przy trzeciej grze pojawi się jeszcze oryginalne pomysły na gameplay czy wykreowany świat.
Czy warto w takim razie wydać swoje pieniądze na Jet Kave Adventure? To solidna gra, która nikogo nie zachwyci, ale też nikogo nie rozczaruje. Fani platformówek powinni poważnie zainteresować się tą produkcją. Pozostali mogą poczekać do przeceny, chyba że mają dużą ochotę na coś z tego gatunku.