Tommy Shelby i jego ekipa angielskich Cyganów powracają w mocno odświeżonej formule. Nie jestem w pełni przekonany czy mi się ona podoba.
Tommy Shelby i jego ekipa angielskich Cyganów powracają w mocno odświeżonej formule. Nie jestem w pełni przekonany czy mi się ona podoba.
Lubię brytyjską kulturę popularną. Możliwe że to dlatego, że stanowi ona zasadniczo jedyną sensowną alternatywę dla amerykańskiej, chociaż lubię sobie też wmawiać, że jest ona też bardziej “ambitna” i oferuje mi coś więcej, niż prostacką rozrywkę. Podobają mi się wyspiarskie seriale, które produkuje brytyjska telewizja państwowa, czyli BBC. Świetny Sherlock czy Downton Abbey to tylko wierzchołek góry lodowej. Spośród seriali świetnych Peaky Blinders wskazałbym zresztą niedawno jako zdecydowanie ulubiony –pisałem o tym zresztą już w 2017 roku. Wtedy też wyraziłem nadzieję, że dłuższa przerwa jaką zaliczy ta produkcja, wyjdzie jej tylko na dobre - bałem się klęski urodzaju. Faktycznie, scenarzyści postanowili wprowadzić szereg zmian, zmodyfikować dynamikę i wydźwięk serialu. Powiem szczerze, efekt jest raczej dziwaczny.
Piąty sezon zaczyna się w momencie, w którym rodzina Shelbych jest u szczytu swojej potęgi. Tommy Shelby został wybrany na posła do brytyjskiego parlamentu i tam pracuje nad rozszerzeniem wpływów swojej familii. John Shelby w Stanach Zjednoczonych nadzoruje inwestycje na nowojorskiej giełdzie. Arthur dozoruje “klasycznych” biznesów, a ciotka Polly… cóż, relaksuje się w Monte Carlo. Wszystko zmienia się w momencie, w którym zaczyna się Wielki Kryzys z 1929 roku. Rodzinka musi znaleźć nowe źródła przychodu, a raczej wrócić na stare śmieci.
Przez parę pierwszych odcinków Peaky Blinders wyraźnie wracają do korzeni. Tommy i reszta ekipy kombinują jakby tutaj zdobyć trochę dodatkowego grosza. Oczywiście skala jest zupełnie inna, niż w pierwszych sezonach, bo przecież rodzinka ma już swoje potrzeby, przywykła do pewnego standardu życia. Dlatego zamiast drobnych przewałów będziemy obserwować jak gang pomaga w przemycie opium czy dokonuje zamachów na zlecenie. Peaky Blinders mają też już swoją legendę, co nie znaczy, że zabraknie adwersarzy, gotowych rzucić rękawicę niekwestionowanym do tej pory królom centralnej Anglii, ze stolicą przestępczego imperium w przemysłowym Birmingham.
Z czasem twórcy jednak chyba doszli do wniosku, że nie można powielać w nieskończoność znanej już formuły. Ponieważ przerobiono już walkę z organami ścigania (które nauczyły się wreszcie żyć w symbiozie z gangsterami), walkę o wartości socjalistyczne i rozgrywki wywiadu z komunistami (z morałem, iż należy być przede wszystkim pragmatycznym), to trzeba było znaleźć nowego wroga i nowe wyzwanie - najlepiej takie, który wywróci do góry nogami do tej pory zawierane alianse i równowagę “świata przedstawionego”. A jakiego można przedstawić lepszego wroga, który miałby się zmaterializować w latach 30tych dwudziestego wieku?
Faszyści, wszędzie faszyści! Z racji swojej służby w Izbie Gmin nasz główny bohater, charyzmatyczny, a zarazem wycofany i pełen swoich własnych problemów zaczyna zawierać dziwaczne znajomości. Tommy Shelby jest równie nieobliczalny i zdeterminowany, co reszta jego krewnych (co pozostaje zresztą jego główną bolączką w zarządzaniu imperium), czym zyskuje sobie uwagę, w tym ze strony dosyć nieoczekiwanej, bo rodząca się właśnie w Wielkiej Brytanii unia faszystowska, pod przywództwem Oswalda Mosley’a (postać historyczna), pragnie pozyskać go jako swojego sprzymierzeńca. Tommy Shelby, sam będący Cyganem, sprzymierzający się ze skrajną prawicą? Brzmi oczywiście jak skończony absurd, ale przecież nie takie rzeczy widział świat przestępczy. Nie zepsuję Wam jednak zabawy, jeśli zdradzę, że główną osią fabuły staje się historyczna walka dobra ze złem. Jak to mawiają - gdy wzywa historia, nie można pozostać obojętnym.
Dodam jeszcze, że piąty sezon odchodzi odrobinę od historycznego brutalizmu i surowizny, za którą tak polubiłem pierwsze odcinki. Co prawda w dalszym ciągu czuć tutaj pewien rozkrok pomiędzy folklorem, a współczesnością, ale to już niemalże symbolika. Zamiast tego Peaky Blinders wchodzi w stylistykę teledyskową. Wiecie, z pieca hutniczego leci pył, bucha ogień, a ekipa przechodzi obok w rytm jakiegoś mocnego kawałka. Takich scen jest istne zatrzęsienie - całość sprawia przez to wrażenie bardziej odrealnionego.
Nie jestem do końca przekonany co do nowego stylu. Nie podoba mi się, że twórcy poszli w oczywisty wręcz topos walki dobra ze złem, co nie do końca przystaje do kreacji postaci, nad którą pracowano przez długie cztery sezony. Jednak mimo tych wad muszę docenić fakt, że twórcy szukają nowej wrażliwości i nowych rozwiązań. Warto dać szansę, zastanawiam się też, w jaką stronę to pójdzie. Cóż jednak mogę poradzić - jestem pełen obaw co do dalszego ciągu, ale będę dalej oglądał.
Komu spodoba się nowy sezon Peaky Blinders? To w dalszym ciągu kawał dobrej, brytyjskiej popkultury, tym lepszej, jeżeli lubicie seriale historyczne i kryminalne. Unikajcie jednak, jeżeli jesteście uczuleni na polityczną poprawność.