Elegia typowego, ale i niezwykłego mafioza. Długa, niespieszna, doskonale nakręcona i pełna ciekawych postaci, granych przez doskonałych aktorów.
Elegia typowego, ale i niezwykłego mafioza. Długa, niespieszna, doskonale nakręcona i pełna ciekawych postaci, granych przez doskonałych aktorów.
Często wspominałem o tym, że Netflix brał się za produkcję rozmaitych tytułów, głównie dlatego, że chce mieć swojego kandydata do Oskara. Tak jest również w przypadku Irlandczyka. Tym razem wydaje się jednak, że najpopularniejsza platforma streamingowa na świecie wreszcie ma swojego pewniaka. Mafijny klasyk nakręcony przez Martina Scorsese, a w obsadzie takie tuzy kinematografii jak Robert de Niro, Joe Pesci, Al Pacino czy Harvey Keitel. Czy to miało prawo się nie udać?
Oczywiście, że nie miało. No i się udało, nie ma się czemu dziwić. Irlandczyk to opowieść o Franku Sheeranie, który w momencie rozpoczęcia opowieści pracuje jako kierowca w Filadelfii. Na boku dorabia podkradając mięso z transportów, które obsługuje i sprzedając je włoskim mafiozom. Z czasem wchodzi w ich łaski, poznaje kolejne osoby, który zlecają mu coraz to nowe zadania, no i cóż… jak się domyślacie, robi się coraz poważniej i coraz goręcej.
Powiedzieć, że akcja jest niespieszna, to nic nie powiedzieć na temat tempa w nowym filmie Scorsese. Irlandczyk balansuje wręcz gdzieś na granicy rozwleczenia, bardzo rozważnie serwując nam akcję. Zasadniczo wynika to w głównej mierze ze struktury tego obrazu - z założenia bowiem reżyser planuje opowiedzieć historię większej części życia Franka - poznajemy go gdy jest jeszcze młodym mężczyzną w okolicach 30tki (odmłodzony cyfrowo Robert de Niro wygląda świetnie!), a fabułę zamyka pobyt w ośrodku dla emerytów (nie jest to spojler, bo wiemy o tym od początku!). Wobec tego mamy czas, aby nacieszyć się każdą sceną i obrazem.
A jest czym, bo Irlandczyk jest doskonale, nie da się tego podkreślić wystarczająco, doskonale nakręcony. Scrosese wchodzi na swoje wyżyny, tworząc sceny które zapadają w pamięć, niejakie pocztówki z mafijnego życia. Pozbawione bezsensownego patosu, ale odpowiednio doniosłe. Podczas seansu dosłownie parę razy mówiłem na głos “łał, ale ta scena była dobra”. Jednocześnie reżyser obstaje przy bardzo prozaicznym stylu, który mocno uczłowiecza czy wręcz uzwyczajnia zarówno gangsterskie życie, jak i gangsterskie rzemiosło.
Czym Irlandczyk różni się od wielu innych filmów gangsterskich, jest fakt, że nie sili się na moralitety. Główny bohater doskonale wie co robi, kim jest, pozostali uczestnicy przestępczego procederu również. Od początku filmu główny bohater jest swego rodzaju “prostym chłopem” i takim pozostaje. Jednocześnie sytuacja wokół niego staje się coraz bardziej złożona. Świat przestępczy, organizacje społeczne, polityka duża i mała, wszystko się zazębia, a widz pozostaje pod wrażeniem tego, jak naturalnie przychodzi to wszystkim zainteresowanym stronom.
Oczywiście nikogo nie zdziwi, jeśli napiszę, że aktorstwo w Irlandczyku jest niesamowite, prawda? Oczywiście bryluje tutaj Robert de Niro w głównej roli, którego widzimy na ekranie zdecydowanie najczęściej, ale reszta zapada w pamięć równie mocno. Al Pacino grający starego związkowca, mocno umoczonego w mafijny świat jest równie odpychający, co charyzmatyczny, a Joe Pesci przechodzi samego siebie, doskonale wcielając się w rolę szarej eminencji filadelfijskiej rodziny. Trochę irytowała mnie jedynie Anna Paquin, którą pamiętam jeszcze z Czystej Krwi, chociaż wtedy jej drętwota była nawet zabawna. Obecnie tylko irytuje.
Niesamowite to czasy, że film będący jednym z murowanych kandydatów do Oskara, ląduje w pierwszej kolejności na Netflixie. Jestem przekonany, że amerykańska firma straszliwie się wykosztowała na tę okazję, ale śmiało można powiedzieć, że było warto. Irlandczyk to prawdziwa perełka, której debiut w sieci jest prawdziwym znakiem naszych czasów.
Irlandczyk spodoba się wszystkim miłośnikom gangsterskiego kina, chociaż musicie mieć na uwadze, że film premiuje widzów wytrwałych.