Najsłynniejsze dzieło Sapkowskiego doczekało się drugiej udanej adaptacji. Nie dajcie się nakręcić malkontentom, warto odpalić Netfliksa.
Najsłynniejsze dzieło Sapkowskiego doczekało się drugiej udanej adaptacji. Nie dajcie się nakręcić malkontentom, warto odpalić Netfliksa.
Gdybym miał się sugerować wyłącznie tym, co przeczytałem w polskim internecie, to Wiedźmin od Netfliksa jest pasmem porażek. Głupota goni głupotę, dialogi są bez sensu, brakuje suspensu, ładu i składu, jakiejkolwiek koherentności w kreowaniu linii fabularnej. Poza tym w serialu co druga postać stała się czarnoskóra, zmieniono istotne elementy jej fizjonomii, charakterologicznie nie jest sobą, i tak dalej, i tak dalej. Ogólnie poszatkowano książki Sapkowskiego i przerobiono je na “lewacką” modłę. Pierwsze recenzje również nie były zachęcające. Powiem szczerze, aż bałem się zacząć oglądać. W tym tygodniu zdążyłem już zjechać z góry do dołu ostatnie Gwiezdne Wojny, więc nie miałem ochoty znęcać się nad kolejną porażką. Na szczęście nie jest wcale tak źle. Powiem więcej, jest nawet nieźle!
Zacznijmy od ustalenia faktów. Twórcy serialu nie mieli wcale łatwego zadania. Wydaje się, że mieli gotową receptę: serię książek, opowiadania, grę komputerową - zasadniczo nawet więcej, niż mieli twórcy Gry o Tron przed sukcesem serialu. Problem w tym, że sagę Sapkowskiego... ciężko nazwać spójną. Duża część historii o łowcy potworów ma swoje źródła w opowiadaniach, które niekoniecznie układają się w scenariuszową całość, przynajmniej nie na początku. Stąd decyzja twórców, aby wymieszać chronologię i przedstawić trzy historie, łącząc je ze sobą dopiero na końcu. Niejako równolegle śledzimy więc Yennefer i jej przemianę z garbuski z jedną z najpotężniejszych czarodziejek na świecie, Geralta, który przeżywa rozmaite przygody podczas polowań na potwory, oraz Ciri, od momentu jej życia na dworze, poprzez rozpoczęcie wędrówki, która ostatecznie rzuci ją w opiekę Białego Wielka.
Części osób taka achronologiczna konstrukcja wydawać się może myląca, bo twórcy często skaczą do przodu lub do tyłu o wiele lat w ramach jednego odcinka, chociaż zawsze starają się w jakiś sposób ułatwić widzowi zorientowanie się w jakim okresie się znajdujemy, np. poprzez wypowiadane przez bohaterów frazy w stylu “no, to zupełnie jak trzy dekady temu, kiedy to taka i owaka postać robiła to i tamto”. Oznacza to, że dobrze jest poświęcać Wiedźminowi sporo uwagi (raczej nie jest to serial do oglądania jednym okiem), ale średnio rozgarnięty widz nie powinien mieć problemu z orientacją w czasoprzestrzeni.
Minusem jest natomiast niedociągnięcie pewnych elementów i uszczerbki jakościowe. Pomimo pieniędzy wyłożonych przez Netflixa, pomimo znanego nazwiska w roli Geralta, pomimo współpracy z Platige Image, czasami wychodzi paździerzowo. Wychodzą niedoskonałości w kwestii obsady - część aktorów nie radzi sobie ze swoimi rolami, sprawiają wrażenie, jakby wzięto ich prosto z planu Korony Królów. Innym razem rażą cienkie efekty specjalne. I tutaj trzeba powiedzieć, że strzygę zrobiono genialnie, ale już smok jest prawie równie kiepski, co ten z polskiej wersji z 2002 roku. Najgorsza jest jednak chyba muzyka - już nie pamiętam, kiedy ostatni raz narzekałem w serialu czy filmie na ścieżkę dźwiękową, ale połowa utworów nadaje się tylko do recyklingu w kiepskich gierkach sprzedawanych za 5 euro na Steamie. Sytuację ratują nieliczne wyjątki, w tym bardzo dobre piosnki w wykonaniu Jaskra.
Większość postaci została moim zdaniem wykreowana przekonywująco i to chyba jest najważniejsze. Bardzo spodobał mi się wątek Yennefer, która stała się dla mnie bardziej żywa, niż kiedykolwiek do tej pory. Trochę pominięto Triss, ale czy ona jest nam tak naprawdę potrzebna do szczęścia (nawet w grach byłem #teamYen, może dlatego tak uważam)? Postacie Ciri i Geralta budzą sympatię i są dobrze zagrane, nawet jeżeli Henry Cavill trochę przesadził z pracą nad muskulaturą przed rozpoczęciem zdjęć. Z drugoplanowych postaci na czoło wysuwają się uroczy Jaskier i ciekawa Tissaia de Vries.
Pierwszy sezon w przypadku tak obszernych materiałów jak uniwersum stworzone przez Sapkowskiego musiał tak naprawdę skupić się na genezie, wprowadzeniu postaci i nakreśleniu dynamiki pomiędzy nimi. Zupełnie nie wiem czego spodziewali się fani, zwłaszcza polscy - że w osiem odcinków da radę wtłoczyć najważniejsze opowiadania, a do tego jeden tom cyklu? Ze wszystkimi niuansami, dialogami, przygodami i bez żadnych uproszeń. Ja natomiast, jako umiarkowany fan, a przede wszystkim nie pamiętający już tak dokładnie książek (chociaż czytałem!), czuję się usatysfakcjonowany. To niezła pigułka, mająca swój klimat, swoje niezłe momenty, charyzmatyczne postaci. Serial na pewne wady, ale również spore zalety. Osobiście z niecierpliwością czekam na kolejny sezon. Jest nieźle z szansą na bardzo dobrze. Może nie poziom Gry o Tron, ale na pewno solidne fantasy.
Dla kogo jest Wiedźmin? Oczywiście to pozycja obowiązkowa dla każdego szanującego się miłośnika fantasy z polski. Ale również za granicą może sobie poradzić bardzo dobrze. Czego dowodem jest fakt, że Netflix już zamówił drugi sezon na 2021 rok.