...dla tych, którzy lubią larianowe gry.
...dla tych, którzy lubią larianowe gry.
No dobra. Pewnie już wszyscy widzieli gameplay zaprezentowany na “paksie”, ale tak ustawione było embargo na niniejszy tekst. Ja jednak nie tylko obejrzałem kilka godzin rozgrywki więcej, ale również miałem okazję pogadać przez chwilę z szefem ekipy, czyli Swenem Vincke. Swoją drogą piekielnie sympatycznym człowiekiem. O grze wiem więc całkiem sporo, a to co zobaczyłem i usłyszałem, w zasadzie rozwiało moje obawy - to będzie cholernie dobry erpeg.
Pod warunkiem, że lubicie gry Larianów. Bo najprościej chyba nazwać Baldur’s Gate 3 takim Original Sin w świecie Dungeons & Dragons. Najprościej, choć oczywiście to nie do końca prawda, bo różnic jest całkiem sporo. Na początek skupmy się jednak na podobieństwach.
Gra powstaje na zmodyfikowanym silniku Original Sin, co niemal od razu rzuca się w oczy. Przekłada się to zarówno na formę oprawy graficznej charakterystycznej dla tej serii, jak również takie kwestie, jak konstrukcja poziomów. Podczas prezentacji słyszałem nawet głosy “Kurde, ale to kolorowe” i przyznam, że początkowo sam również miałem co do tego wątpliwości. Ale po chwili przyszła refleksja, że przecież stare Baldury wcale nie były ponure i wyprane z barw. Hej, to Faerun, a nie lochy z pierwszego Diablo, czy postnuklearne pustkowia Kalifornii!
Tym bardziej, że obszary, które zobaczyłem cieszą mnogością szczegółów i ogólnym bogactwem. Są też mocno rozbudowane wertykalnie, co zresztą w bardzo istotny sposób przekłada się nie tylko na eksplorację, ale przede wszystkim walkę. Znamy to doskonale z wcześniejszych gier Larianów i muszę przyznać, że mnie niesłychanie przypadło to do gustu. W klasycznych erpegach 2D zawsze brakowało mi tego ważnego, taktycznego elementu. Sprawia to również, że mamy znacznie więcej możliwości rozwiązania każdej sytuacji, kombinowania i wykorzystywania otoczenia do własnych celów.
Typowo dla Lariana - mimo grania całą czteroosobową drużyną - będziemy też zapewne dość często rozdzielać ją na grupy, czy nawet wykonywać solowe akcje. Nierzadko, jeśli najdzie nas taka ochota, symultanicznie i w bardzo odległych rejonach danej mapy. No bo po co pchać ociężałą stalową puszkę do pełnego pułapek grobowca, skoro tam najlepiej poradzi sobie zwinny i sprytny łotrzyk? Z tego co zauważyłem, w Baldur’s Gate 3 takie akcje mają znacznie większe znaczenie i bardzo mnie to cieszy. Bo to kwintesencja prawdziwego erpegowania, a ze słów Swena wynikało, że właśnie to było priorytetem - na ile to możliwe zbliżyć wrażenia płynące z gry do klasycznej sesji rpg.
Dlatego też zdecydowano się na małą rewolucję w serii BG, czyli walkę turową. Jako koleś, który zarówno Pillarsy, jak i Pathfindera przechodził na modach implementujących walkę w turach, tylko zatarłem z radości łapki. Choć oczywiście wiem, że na pewno znajdzie się grupa malkontentów twierdzących, że aktywa pauza lepsza, że zdrada i ogólna poruta. Tym bardziej, że nie mamy tutaj do czynienia z indywidualną inicjatywą każdego walczącego, co może z kolei zniesmaczyć turowych fanatyków podbijania statystyk. Rzut na inicjatywę na początku walki określa kolejność działania całych grup (ponoć mogą być więcej niż dwie strony podczas potyczki), a następnie o kolejności działań poszczególnych postaci decydujemy my lub SI.
Przyznam, że nie jestem zwolennikiem takich rozwiązań, wolę jednak ten klasyczny mechanizm, gdzie o działaniach postaci decydują ich indywidualne predyspozycje. Z drugiej strony zaimplementowana mechanika pozwala na znacznie większą synergię między postaciami i zdecydowanie zwiększa wachlarz możliwości oraz wznosi współpracę na wyższy poziom. To było widać podczas pokazanych nam potyczek, a Swen tłumaczył mi, że testowali różne warianty i właśnie ten okazał się jedynym, pozwalającym w pełni wykorzystać wszystkie mechaniki walki. System ten również rewelacyjnie sprawdził się podczas rozgrywki sieciowej, czyli kooperacji, w której może wziąć udział do czterech osób.
Dodatkowym argumentem był zaś fakt, że jedynie “grupowa tura” pozwoliła nie zamulać walki podczas “potyczek o dużej skali”. Kiedy zobaczył błysk w moim oku po tym stwierdzeniu, od razu wyjaśnił, że walka z udziałem około dwudziestu postaci, którą widzieliśmy chwilę wcześniej, nie zalicza się do takowych i czekają nas zdecydowanie większe potyczki z udziałem licznych NPC-ów.
No i oczywiście musiałem zapytać o smoki. Tak, będą smoki.
Prawdziwy erpeg nie samą walką wszakże stoi. Rzekłbym nawet, że najbardziej cenię sobie te, w których od początku do końca można się prześlizgnąć wykorzystując charyzmę, zdolności krasomówcze, czy po prostu spryt. I owszem, w Baldur’s Gate 3 będzie to możliwe, twórcy starali się zaprojektować zadania i wydarzenia w taki sposób, by dać graczom maksymalną swobodę w wyborze sposobu ich przejścia. Ale gdyby ktoś był na tyle wredny i wojowniczy, że chciałby zabić każde stworzenie na larianowym Wybrzeżu Mieczy, to będzie również i taka możliwość. Nawet najważniejsi bohaterowie niezależni mogą zostać przez nas zabici.
Zapytałem czy zepsuje to grę? Swen zaśmiał się i stwierdził, że niekoniecznie. Przecież w ten sposób napiszemy własną historię. Owszem, może nie poznamy części opowieści i nie odkryjemy wszystkich tajemnic, ale też nie odetniemy się od nich całkowicie. Wszak możemy czasami porozmawiać z umarłymi. Najważniejsze, żeby gracz w jak najmniejszym stopniu czuł ograniczenia wynikające ze skryptów programu, żeby mógł być tym, kim chce w grze zostać. Ot choćby naprać po pysku wnerwiającego NPC-a. Bo czemu nie?
Ta swoboda i decyzyjność przekłada się też na naszą drużynę. Zapewne Lariani pokażą to na gameplayu, ale strasznie nie lubię spoilerów, więc profilaktycznie opiszę temat ogólnie. Wyobraźcie bowiem sobie, że grając jednym z archetypów postaci, możecie w imię własnego dobra osłabić lub nawet zabić jednego z członków ekipy. Osłabicie w ten sposób drużynę, ba!, być może nawet pozbawicie ją cennego sprzymierzeńca - którego wszakże da się zastąpić - ale tym samym wzmocnicie swoją postać. Własny interes, czy jednak skrupuły? Jeśli takich akcji będzie tam więcej, to już nie mogę się doczekać premiery.
Skoro już przy postaciach jesteśmy, to Lariani zdecydowali się w Baldur’s Gate 3 na patent znany z Original Sin 2. Możemy bowiem zarówno stworzyć od podstaw własną postać, jak i wybrać jednego z kilku gotowych, dostępnych członków drużyny. Jest to o tyle warte uwagi, że przejmując kontrolę nad którymś z tych bohaterów niezależnych (w innym przypadku może on/ona zostać członkiem drużyny), otrzymujemy w pakiecie całą, dodatkową historię tejże persony. Granie taką postacią jest w wielu przypadkach zauważalnie barwniejsze, ma ona bowiem już zdefiniowane miejsce w świecie, przyjaciół i wrogów, jakieś niedomknięte sprawy z przeszłości…
Oczywiście historie owe - jeśli odpowiednio to rozegramy - poznamy również grając własną postacią. I tak zapewne właśnie zrobię, bo choć kusi mnie po tym co zobaczyłem, aby sięgnąć po “gotowce”, to jednak chyba nic nie zastąpi gry samodzielnie stworzonym od podstaw bohaterem. Tym bardziej, że opcji będziemy mieli sporo, a wszystko zgodnie z zasadami piątej edycji D&D. No i hej! Będzie można wreszcie zrobić sobie postać drowa, czy githyanki. Koniec z nudnymi elfami, krasnoludami i hobb... niziołkami.
Swen powiedział mi, że większość zasad z podręczników D&D przeniesiono do gry tak wiernie, jak tylko pozwoliła na to formuła rozgrywki. Oczywiście są pewne zmiany (patrz: walka), kilka zasad zmodyfikowano, a część pominięto, zawsze jednak twórcy mieli na względzie dobro gracza. Chodziło o to, aby uczynić rozgrywkę jak najmniej monotonną i zmodyfikować te elementy, które sprawdzając się na klasycznych sesjach, przysparzałyby jedynie frustracji podczas zabawy na kompie. Znam Larianów, spotkałem się z nimi już kilka razy. To są wciąż pasjonaci, jeśli mówią o “dobru graczy”, to raczej nie kłamią.
Najmniej dowiedziałem się o samej historii, ale tak szczerze mówiąc, to nawet nie chciałem zbyt wiele wiedzieć. Mam zamiar zagrać i zrecenzować Baldur's Gate 3, więc i tak oglądałem gameplay przed premierą z małym bólem serca. Bo kto lubi spoilery? Ale wprowadzający w fabułę film zrobił na mnie duże wrażenie. Był wielki czarostatek Ilithidów, były smoki i efektowna rozpierducha. Było epicko. A w środku tego nasz bohater, porwany przez rzeczonych łupieżców umysłu w celach, powiedzmy, rozrodczych.
Przyznam szczerze, że fabuła Baldur’s Gate 3 jest rzeczą, o którą najbardziej się obawiam. Tak jak cholernie cenię i pod niebiosa wychwalam Larianów za ich idealnie trafiając w mój gust poczucie humoru, tak jakoś nigdy nie porwały mnie główne wątki w ich grach. Są mistrzami krótkich epizodów, przewrotnych dialogów, ironii i suspensu, ale jakoś nie porywają opowiadaną historią. Ale czyż nie tak samo było z przecież doskonałymi pierwszymi Falloutami?
Kiedy jednak skomplementowałam studio za wspomniane, często wisielcze poczucie humoru, Swen od razu wyczuł pismo nosem i powiedział, że to jednak D&D. I tak, będzie poważniej, będzie bardziej epicko, będzie jak w Zapomnianych Królestwach być powinno. Dostaniemy poważny i soczysty główny wątek, który nie powinien zawieść fanów serii. Zresztą fabularny wstęp do tej kampanii rzeczywiście sugerował coś intrygującego i wcale nie sztampowego, choć pewne skojarzenia ze strukturą fabularną Maski Zdrajcy nasuwają się same. Możemy też oczywiście liczyć na nieco bardziej stonowane, ale wciąż larianowe postaci i epizody, ubarwiające nasze przygody na Wybrzeżu Mieczy.
Dodatkowo Swen powiedział mi, że będą pewne powiązania fabularne z poprzednimi częściami, choć nie będą one czymś najbardziej istotnym. Wszak poprzednia saga została domknięta, to będzie zupełnie nowa opowieść.
Czekam i jaram się jak wnerwiony Ignus. I w sumie cieszę, że seria trafiła w ręce studia, w którym pracują ludzie pełni pasji i zakręceni na punkcie erpegowych zajawek. Słychać to w tym w jaki sposób mówią zarówno o własnej grze, jak i innych, przecież konkurencyjnych projektach. Bo gdyby nie poranne wyjazdy, to dyskusja o Disco Elysium trwałaby zapewne do świtu... Świetnie, że nie spierdzieli nam tego BioWare i tylko szkoda, że takiego szczęścia nie miał Fallout. Ale i na postapokaliptycznym poletku sporo dobrego się dzieje, bo przecież Encased. Ale o tym przy następnej okazji.
A na koniec, jako bonus, pełna galeria oficjalnych screenów. Czyli dzisiejszy wyciek uzupełniony o brakujące 20+ obrazków.