Przygody Sabriny Spellman, jej zwariowanej rodzinki, sabatu czarownic i paru dodatkowych egzotycznych elementów stały się moim ulubionym guilty pleasure.
Przygody Sabriny Spellman, jej zwariowanej rodzinki, sabatu czarownic i paru dodatkowych egzotycznych elementów stały się moim ulubionym guilty pleasure.
Od czasu swojego debiutu pod koniec 2018 roku stworzone na potrzeby Netflixa Chilling Adventures of Sabrina nie przestają mnie zadziwiać. Serial zainspirowany nową serią komiksów z nastoletnią czarownicą w roli głównej jest wręcz znakomity, pomimo faktu, że to typowa produkcja klasy B. Trzeci sezon może być najlepszy ze wszystkich.
Twórcy serialu kontynuują przygody Sabriny, podobnie jak przy przejściu z pierwszego sezonu na drugi, darowali sobie przesuwanie serialowej wskazówki zegara do przodu i kolejny rozdział przygód nastoletniej czarownicy rozpoczynamy tam gdzie zakończyły się ostatnie odcinki. Sabrina uwięziła Lucyfera w ciele swojego chłopaka Nicka i musi coś z tym fantem zrobić, a Ambrose wraz z Prudence ścigają ojca Blackwooda, który knuje, knuje i jeszcze raz knuje.. Zasadniczym plusem całej tej pokręconej sytuacji jest fakt, że na czele resztek sabatu i szkoły magii obecnie stoi ciotka Zelda. Tylko czy aby na pewno? Może więcej władzy przyniesie po prostu więcej problemów? Jak się okaże w dalszej części sezonu, dokładnie tak będzie, a sprawdzi się to nie tylko w przypadku starszej ze Spellmanek, ale również tej młodszej.
Początek nowego sezonu nieco mnie rozczarował. Zaczęło się powoli, Sabrina zabierała na rozmaite wycieczki “krajoznawczo-przygodowe” swoich śmiertelnych przyjaciół, co siłą rzeczy sprawia, że tempo i skala akcji nieco spada. Bądź co bądź ciężko jest toczyć najbardziej epickie z pojedynków, przy użyciu mocy nie z tej ziemi, kiedy Twoi towarzysze w najlepszym przypadku mają namiastkę swojej siły. Inną sprawą jest, że z czasem zaczynają pojawiać się problemy z rezerwuarem mocy wśród wielu z uczestników dramatu. Raz jest to solidnie wytłumaczone (no, jak na sabrinowe warunki), innym razem… szczerze mówiąc nie zawsze do końca mogłem rozgryźć kto jest tym silniejszym i dlaczego raz Sabrina pomiata pewnymi stworami, żeby po chwili sama była rozstawiana przez nie po kątach. Na szczęście im dalej w las, tym lepiej i w okolicach trzeciego odcinka byłem już w całości kupiony.
Co mi się bardzo spodobało w trzecim sezonie, to spora odmiana, która została poczyniona w czymś co nazwałbym… geopolityką serialową. Poprzednie odsłony przyzwyczaiły nas do tego, że role w dramacie były rozstawione dosyć stabilnie. Świat śmiertelników, świat wiedźm i do tego jakiś odległy, trochę mityczny Lucyfer do którego dokoptowywane były od czasu do czasu rozmaite sługusy. W trzeciej serii naszą codziennością stają się świat piekielnych otchłani, a także rozmaite dodatkowy wymiary, wymiarki i przede wszystkim panteony bóstw. O wiele więcej dowiadujemy się o świecie sensu largo, w tym o mocach wykraczających poza nasze dotychczasowe postrzeganie świata. Pojawiają się zupełnie nowe siły. Na minus muszę zaliczyć fakt, że serial trochę zwodzi - początek zapowiada pewne wydarzenia, a zostają one dosyć ordynarnie przerzucone na kolejny sezon. Część wątków, które zostają rozwiązane w trzecim sezonie jest istotna, więc nie czuję się do końca oszukany. Niemniej, niesmak pozostał.
Na pewien plus zaliczyć muszę fakt, że Netflix nieco wyluzował z wątkami politycznopoprawnościowymi. Owszem, wciąż zdarzają się one-linery żywcem wyjęte z mocno lewicowych czy feministycznych pikiet (mały spojler: Sabrina pod wpływem uroku daje się ukąsić wampirowi po czym chwilę później mówi mu “to się nie liczy jako zgoda”). Teraz kiedy o tym piszę, zdaje mi się, że było ich równie dużo co wcześniej, po prostu zostały lepiej napisane i wplecione w całość.
Trzeci sezon Sabriny utwierdził mnie w przekonaniu, że znalazłem swoje “guilty pleasure”. Owszem, widać że twórcy nie dysponują wielkim budżetem (plany zdjęciowe wykorzystywane są do oporu), aktorstwo nie stoi na najwyższym poziomie (co jednak częściowo jest zamierzone), niemniej serial solidnie wciąga, a miłośnicy zwariowanych fabuł na pewno wiele Sabrinie wybaczą. Jest dobrze.