Mamy dopiero początek kwietnia, a opóźnień było już mnóstwo. Niewiele jednak wskazuje na to, aby coś miało się poprawić. Mogą nas wręcz czekać bardziej spektakularne sytuacje.
Mamy dopiero początek kwietnia, a opóźnień było już mnóstwo. Niewiele jednak wskazuje na to, aby coś miało się poprawić. Mogą nas wręcz czekać bardziej spektakularne sytuacje.
Za nami raptem trzy miesiące 2020 roku, a liczba opóźnień premier gier jest długa i zawiera mnóstwo mocnych tytułów. Na samym szczycie znajduje się oczywiście Cyberpunk 2077, Dying Light 2 czy ledwie kilka dni temu opóźnione The Last of Us 2. Podobny los spotkał niedawno Wastelands 3, Iron Man VR, a jeszcze wcześniej Avengers i Final Fantasy VII Remake. To tylko największe przykłady, za którymi ustawia się cały szereg mniejszych. Naiwne będzie sądzenie, że na tym się skończy. Nie, to dopiero początek sezonu opóźnień. Spodziewam się, że największa fala dopiero przed nami.
Powody opóźnień zawsze są różne. CD Projekt potrzebował dodatkowego czasu na dopracowanie Cyberpunka 2077. To samo Techland z Dying Light 2. Mimo iż są to bolesne przesunięcia, należy patrzeć na nie z wyrozumiałością. Dla pierwszej z firm najnowszy projekt to szansa na zapewnienie sobie stałego miejsca w absolutnym szczycie światowej branży gier wideo. Wrocławska firma z kolei swoim projektem może wskoczyć do ekstraklasy. Każdy ma wiele do ugrania. Jednocześnie obie firmy posiadają duże zasoby finansowe, które dają komfort. Tam kilka dodatkowych miesięcy pracy jest relatywnie tanie w porównaniu do korzyści jakie niesie wydanie dopracowanej produkcji. Inni z kolei mają większe problemy. Avengers od Crystal Dynamics na razie zapowiada się bardziej na wielką wpadkę niż hit. Zespół musi więc pogodzić się z dodatkowymi miesiącami crunchu i ratować projekt.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z nieco świeższymi przykładami. Niedawno Microsoft ostrzegał, że sytuacja z koronawirusem może wpłynąć na prace nad jego grami. Krótko później dowiedzieliśmy się o opóźnieniu Wastelands 3. Muszę w tym momencie posypać głowę popiołem. W zeszłym miesiącu opisując jak pandemia wpłynie na branżę napisałem, że będące na finiszu prac gry raczej nie ucierpią. Jak się ukazuje, jest wręcz przeciwnie. Kilka tytułów na szczęście wyszło w terminie – Ori and the Will of the Wisps, DOOM Eternal czy Resident Evil 3. To były jednak produkcje niemalże gotowe w momencie, w którym większość świata albo przestała pracować, albo przeszła na tryb pracy zdalnej. Tutaj machina, również marketingowa, była na tyle rozpędzona, że ciężko było ją zatrzymać. Co innego gry, które mają jeszcze 2-3 miesiące do premiery.
Być może one najmocniej ucierpią, czego przykładem jest The Last of Us 2. Przy tej grze oczywiście nadal mówi się o konieczności wykonania ostatnich szlifów. Sony jako główny powód opóźnienia podaje jednak sytuację z koronawirusem. Trzeba tutaj przyznać rację japońskiej korporacji. Produkcja Naughty Dog to wydarzenie, które należy odpowiednio wykorzystać. Kolejna okazja dopiero za kilka lat. Niestety w obecnej sytuacji ciężko jest przeprowadzić zakrojoną na szeroką skalę kampanię, która obejmie outdoor, ekspozycję w sklepach czy eventy. Problemem są również pozamykane sieciówki. Przy tak dużych tytułach szczególnie ważne jest dotarcie do mainstreamowych graczy, którzy niekoniecznie sami z siebie kupią grę cyfrowo lub w sklepach internetowych. Sony mając więc do wyboru zmarnowanie okazji, a opóźnienie, wybiera mniejsze zło.
Nieco inną drogę wybrało Square Enix, które wydało Final Fantasy VII Remake w terminie. Wydawca zapowiedział jednak, że część graczy może mieć problem z otrzymaniem swojej kopii w dniu premiery. Japończycy spodziewają się więc tych samych problemów, które mają miejsce w przypadku The Last of Us 2. Dlaczego jednak doszło do premiery? Square Enix zaryzykowało, bądź nie miało już możliwości zmiany. Kto z kolei jest kolejnym kandydatem do opóźnienia? Następna duża premiera pudełkowa to Ghost of Tsushima. Czekamy na decyzję Sony. Na pewno jest to mniej medialny tytuł niż gra od Naughty Dog, ale to nadal AAA – segment, który ciągle generuje bardzo dużą część sprzedaży w formie pudełkowej. Problemy w tym obszarze mogą być bardzo bolesne. Zwłaszcza, że możliwości promocji są bardzo mocno ograniczone.
Niestety potencjalnie zagrożony może być również Cyberpunk 2077. Nawet jeśli pandemię uda się opanować, przeniesienie wszystkich pracowników na pracę zdalną może odbić się negatywnie na wydajności. Will Luton z firmy konsultingowej Department of Play zwraca uwagę na potencjalny problem z testerami. Ich praca związana jest w dostępem do konsol w wersjach deweloperskich. W wielu firmach pracuje się w systemie zmianowym, a przejście na pracę zdalną to ogromny problem logistyczny z przenoszeniem konsol od jednego pracownika do drugiego. Dodatkowo w prywatnych domach testerów znajdą się kody źródłowe i sprzęty nowej generacji, których szczegóły muszą pozostać tajemnicą. Tym samym Luton widzi zespoły QA jako potencjalne źródło problemów i opóźnień. Ponownie dotyczy to głównie tych produkcji, które są na finiszu prac. Jeszcze większym zagrożeniem są wycieki danych, które w domach testerów są słabo chronione. Wyobraźmy sobie, że dzisiaj do sieci trafia najnowszy biuld Cyberpunka 2077. Dla CD Projektu to prawdziwy dramat.
No właśnie, a co z konsolami? Tutaj ciągle istnieje niebezpieczeństwo opóźnień na różnych etapach łańcucha dostaw. Nawet jeśli pod koniec roku wszystko wróci do normy, Sony i Microsoft mogą mieć problem z dostarczeniem odpowiedniej liczby egzemplarzy konsol do sklepów. Tutaj warto ponownie zauważyć, że prawdopodobnie w dużo lepszej sytuacji jest gigant z Redmond. Niedawno pojawiły się nowe, bardzo pesymistyczne plotki dot. PlayStation 5. Według jednego ze źródeł Sony jest w bardzo trudnej sytuacji i mimo iż mamy już kwiecień, nadal nie uporało się z problemem nadmiernego ciepła generowanego przez konsolę. Potencjalne opóźnienie może potrwać 6-12 miesięcy. Wydanie konsoli w terminie to z kolei ryzyko wypuszczenia niedopracowanego sprzętu – to z kolei problemy z działaniem pierwszych gier oraz przede wszystkim powtórka koszmaru, który Microsoft przeżył z przegrzewającymi się Xboksami 360. Plotki sugerują więc, że sytuacja jest bardzo zła.
W jakimś stopniu współgra to z dotychczasowymi informacjami. Jeszcze przed ostatnią prezentacją nieoficjalnie pojawiały się informację, że Sony jest w tyle za głównym konkurentem. Jako jeden z problemów podawało się cenę konsoli, którą zwiększa bardzo drogie chłodzenie. Microsoft uporał się z tym radykalnie zmieniając architekturę konsoli. Xbox Series X przeżył kilka memów, ale może dzięki temu wiele wygrać w nadchodzącej generacji. Dodatkowo Sony do tej pory nie pokazało wyglądu swojego sprzętu – według wspominanych wyżej przecieków wynika to między innymi z tego, że finalny kształt konsoli nie został jeszcze ustalony. Możliwe więc, że najbardziej spektakularne opóźnienie dopiero przed nami. Sytuacja, o ile jest prawdą, może kosztować Sony nową generację.
Pamiętajmy jednak o jednym – to tylko plotki. Na razie pojawiają się zbyt rzadko, aby stanowczo bić na alarm. Równie dobrze mogą to być bajki jakich w Internecie wiele. Patrząc jednak na całą sytuację, widać że nie jest dobrze. Zresztą nawet jeśli PlayStation 5 i Xbox Series X są w pełni gotowe do masowej produkcji (na razie w tym kontekście mówi się tylko o sprzęcie Microsoftu), większym zmartwieniem jest sytuacja w Chinach. Wprawdzie tam teoretycznie pandemia jest w odwrocie (pytanie czy również w praktyce), nadal światowa branża spogląda tam z niepokojem, przede wszystkim na Shenzhen, gdzie znajduje się większość fabryk elektroniki. Drobnym pocieszeniem może być fakt, że nawet jeśli nowe konsole zostaną opóźnione na 2021 rok, my i tak zagramy w największe tegoroczne hity jak The Last of Us 2, Cyberpunk 2077 czy Halo Infinite. One po prostu będą dostępne na bieżącej generacji. Chyba, że to one zostaną przesunięte.
Ostatnio Phil Spancer stwierdził, że premierze Xbox Series X nic nie grozi, nawet opóźnienie największego tytułu startowego. W grę nie wchodzi również przesunięcie premiery na kilku mniejszych rynkach (np. Polsce, jak to miało miejsce z Xbox One). Od szefa dywizji gier w Microsoftcie bije pewność siebie. Gigant z Redmond zainwestował w ostatnim czasie ogromne pieniądze, aby w nowej generacji ponownie być liderem. Jak widać, nawet koronawirus nie hamuje jego parcia na nowe rozdanie na rynku. Odwrotu nie ma – jak zauważył Mat Piscatella, analityk NPD Goup, sklepy w USA zalały atrakcyjne oferty na Xbox One. Wygląda to na zaplanowane czyszczenie magazynów pod dostawy zupełnie nowego sprzętu.
Ostatni tak masowe przekładanie premier miało miejsce w 2009 roku. Wtedy branża gier wideo szalała na punkcie Call of Duty: Modern Warfare 2. Wielu wydawców uciekało na 2010 rok, aby uniknąć bezpośredniej rywalizacji z gigantem. Na placu boju zostało niewielu i niektórzy, mimo iż skazywani na porażkę, wyszli z tego zwycięsko (patrz Borderlands). Teraz jednak mówimy o zupełnie innej i niestety znacznie gorszej sytuacji. Opóźnienia są wpisane w branżowy krajobraz. Aktualnie jednak dochodzi do tego ogromny kryzys związany z koronawirusem, który generuje masę nowych problemów. To wszystko sprawia, że już teraz, na początku kwietnia, do bieżących 12 miesięcy przylgnęła łatka roku opóźnień. Niestety obawiam się, że na tym się nie skończy. Może to jakaś nisza dla bukmacherów, którzy przez brak rozgrywek sportowych nie mają czego oferować klientom. Może oni powinni wystawiać kursy na to, kto jako kolejny opóźni premierę lub która konsola nie trafi na rynek w tym roku.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!