Mało jest produkcji o I wojnie światowej. Mało jest też gier o samolotach. Na znikomej konkurencji korzysta Red Wings.
Mało jest produkcji o I wojnie światowej. Mało jest też gier o samolotach. Na znikomej konkurencji korzysta Red Wings.
Polska produkcja od ekipy All in! Games oferuje dokładnie to, czego wielu graczom może brakować. Z jednej strony jest to gra „samolotowa”. Oprócz ostatniego Ace Combat ciężko znaleźć inne produkcje, w których możemy zasiąść za sterami samolotu i postrzelać do przeciwników. Z drugiej strony mamy mało eksploatowaną w grach I wojnę światową. Red Wings może więc zaspokoić kilka potrzeb jednocześnie. Już teraz, na samym początku recenzji, mogę napisać że robi to całkiem nieźle.
Kampania w Red Wings podzielona jest na dwie frakcje – Trójprzymierze oraz Ententa. Różnice między nimi nie są specjalnie duże, a więc pominiemy szczegóły i przejdziemy do konkretów. Otóż twórcy gry przygotowali do nas kilkadziesiąt misji, w których weźmiemy udział w podniebnych bitwach między dwoma stronami konfliktu. Całość ze sporym przymrużeniem oka – to nie realistyczny Ace Combat tylko klasyczny arcade. Zamiast emocji adekwatnych do latania między chmurami mamy czystą zręcznościową zabawę. Nie ma więc mocnych doznań, ale na relaks sprawdza się to całkiem nieźle. Walki jest sporo, nie ma przestojów i ciągle dzieje się coś ciekawego. Do tego sterowanie jest wygodne, a strzelając czuć moc broni. Patrząc więc na podstawę rozgrywki Red Wings prezentuje bardzo wysoki poziom i w swojej klasie może uchodzić za wzór do naśladowania.
Jak przystało na ten gatunek większość misji polega na walce z innymi samolotami. Od czasu do czasu pojawia się drobne urozmaicenie w postaci konieczności zestrzelenia kilku sterowców. Szybko jednak da się zauważyć, że schemat zawsze jest ten sam. Akcja rozgrywa się na jednym kawałku przestrzeni, na którym co chwilę pojawiają się nowi przeciwnicy. Zrozumienie algorytmu będzie kluczowe. Weźmy za przykład misje, w których niszczymy sterowce. Gra nam mówi, że będą one przywoływać co jakiś czas nowe samoloty. Warto więc szybko zająć się ich eliminacją. Strategia logiczna, ale nie sprawdzi się w tej grze. Kolejne samoloty pojawiają się zawsze po zniszczeniu sterowca. Najpierw trzeba więc zająć się tym, co lata wokół nas, a dopiero później niszczyć główny cel. Inaczej po zniszczeniu 3-4 sterowców wrogów będzie tak dużo, że ciężko będzie przetrwać.
Obok klasycznych misji, w których musimy zniszczyć określoną liczbę samolotów, Red Wings oferuje dwa dodatkowe wersje zadań. W pierwszej sterujemy bombowcem, którym niszczymy jednostki na ziemi lub mosty, przy okazji omijając ostrzał artyleryjski. Nie da się ukryć, że emocji w tym niewiele. Drugi rodzaj misji polega na przelatywaniu przez rząd okręgów na niebie, które uzupełniają paliwo. Ponownie brakuje w tym czegoś ciekawego. Dodatkowo te zadania nie wybaczają drobnych błędów, a więc potrafią być wkurzające. Finalnie więc Red Wings nie grzeszy różnorodnością zadań. Większość jest taka sama, a jedynie dwa dodatkowe rodzaje misji to kiepskie urozmaicenie. Nawet w grze zręcznościowej dałoby się wykazać większą kreatywnością w tym aspekcie.
Kolejny niewykorzystany potencjał Red Wings to dodatkowe umiejętności. Są ich cztery, z czego połowa bezużyteczna. Wykonanie beczki w powietrzu nabrało sensu kiedy nauczyłem się z tego korzystać – manewr pozwala uderzyć we wroga i zniszczyć go jednocześnie samemu nie obrywając. Druga świetna umiejętność to możliwość szybkiego zawrócenia. W grze zręcznościowej sprawdza się genialnie. Niestety kolejne zdolności są mało ciekawe. Szybkie zabicie mocno uszkodzonego samolotu wroga jest mało wykorzystywane, ponieważ w większości przypadków lepiej użyć klasycznego działka. To samo wezwanie wsparcia. Ładowanie umiejętności trwa tyle czasu, że szybciej można rozwalić wroga w klasyczny sposób.
Sporo dobrego można za to powiedzieć o oprawie wizualnej. Grafika jest bardzo komiksowa, wygląda jak cel-shading, którego ostatnio mało w grach. Nawet fabuła przedstawiana jest w takiej formie. Dobrze prezentują się również efekty wizualne. Nie jest to nic, co wyznaczałoby nowe standardy w branży. Mimo wszystko grafika cieszy oko i nawet na Switchu wygląda to bardzo ładnie. Do tego wszystkiego klimatyczna, idealnie pasują do podniebnych bitew I wojny światowej muzyka. W tym aspekcie widać więc, że twórcy wykonali sporo pracy. Co najważniejsze, w żadnym momencie nie doświadczyłem spadku liczby klatek.
Siłą Red Wings jest przyjemny i relaksujący gameplay. Miałem sporo frajdy chwytając za konsolę i przechodząc parę misji z rzędu. Jest jednak kilka drobnych spraw, które nie udały się tak dobrze. Na pewno nie najlepiej zbalansowano rozwijanie umiejętności, przez co rzadko miałem okazję się rozwijać. Jest też kilka drobnych, nietrafionych decyzji. Przykładowo w arcadowej grze wcale nie musi się kończyć paliwo. 2-3 razy zdarzyło mi się przez to zginąć. W czasie walki zazwyczaj nie patrzy się na wskaźnik w rogu ekranu. Oczywiście gra sygnalizuje braki dźwiękiem (zresztą mało przyjemnym), ale kilkukrotnie zdarzyło mi się grać bez niego. Wtedy był problem. Brakuje też urozmaicenia w lokacjach, nad którymi przychodzi nam walczyć. Nie oczekuję aż takiego poziomu jak wysokobudżetowy Ace Combat 7, ale mimo wszystko większość misji wygląda niemalże identycznie.
Mimo tych wszystkich wad Red Wings to bardzo solidna produkcja, w której widać sporo włożonej pracy. Najważniejsze jednak, że gra All in! Games świetnie sprawdza się tam, gdzie powinna – daje mnóstwo przyjemności z latania i niszczenia samolotów wroga. Oczywiście brakuje w tym większej różnorodności, przede wszystkim w projektach misji. Mimo to grało mi się bardzo dobrze i na pewno polecam posiadaczom Switcha spróbowanie Red Wings. Warto zwłaszcza szukając czegoś lżejszego. Nie jest to gra na wiele godzin, ale na kilkunastominutowe przerwy sprawdza się idealnie.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!