Czy po Super Mario Odyssey jest sens wracać do trójwymiarowych początków wąsatego hydraulika?
Czy po Super Mario Odyssey jest sens wracać do trójwymiarowych początków wąsatego hydraulika?
13 września 1985 roku Nintendo postawiło kolejny kamień milowy w historii gier wideo. Właśnie wtedy japońscy gracze odkryli Super Mario Bros. na Famicomie. 35 lat później Nintendo świętuje rocznicę najważniejszej marki w swoim dorobku, dając fanom kolejne powody do opróżnienia portfeli. Niejeden zapewne się skusi na reedycję legendarnego handhelda Game&Watch. Ci z grubszymi portfelami pewnie już składają nowiutką replikę telewizora i NES-a z Super Mario Bros. z klocków Lego. Jeżeli ktoś nie jest gadżeciarzem, a chce sobie sprawić prezent na 35. urodziny wąsatego hydraulika, dobrym pomysłem jest zakup Super Mario 3D All-Stars.
Pod tą nazwą kryje się kompilacja trzech gier z serii Super Mario, które ukazały się na trzech różnych konsolach w latach 1996-2007. Mowa oczywiście o Super Mario 64 z Nintendo 64, Super Mario Sunshine z Gamecube'a i Super Mario Galaxy z Wii.
Super Mario 64 to prawdziwy kamień milowy, pierwszy przeskok platformowego Mariana w trzeci wymiar, do dziś cieszący się ogromnym i w pełni zasłużonym uznaniem. W Super Mario Sunshine swobodne skakanie i bieganie ewoluowało przez dodanie FLUDD – gadającego plecaka na wodę, który łączy w sobie funkcje sikawki i jetpacka. W Super Mario Galaxy zaszły kolejne rewelacyjne zmiany, rozwinięte po latach w doskonałym Super Mario Odyssey na Switcha.
O samych grach nie ma się co za dużo rozpisywać, bo to absolutna klasyka, którą każdy szanujący się fan Nintendo i/lub platformówek zna od podszewki. Od premiery Super Mario 64 minęły już jednak 24 lata (sic!) i zdążyło nam wyrosnąć nowe pokolenie graczy. Zakładam, że wielu z nich w życiu nie trzymało w rękach "trójzębnego" pada od N64, nie ma pojęcia, co to Rumble Pak i jak można grać w trójwymiarową zręcznościówkę tylko jednym analogiem. Dla takich odbiorców Super Mario 3D All-Stars będzie pouczającą, choć nie zawsze przyjemną lekcją historii gier wideo.
W przeciwieństwie do remake'ów Spyro czy Crasha Bandicoota, które powstały od zera, Super Mario 3D All-Stars to zestaw gier, w które gra się jak na emulatorze. W praktyce oznacza to podbicie grafiki do standardów HD, przy czym Super Mario Sunshine i Galaxy działają na telewizorze w 1080p, a przenośnie w 720p. Super Mario 64 i tu, i tu wyświetla obraz w rozdzielczości 720p i w formacie 4:3. W Super Mario Sunshine udało się to unowocześnić i mamy aspect ratio 16:9, tak samo jak w oryginalnym Galaxy.
Grafika, zwłaszcza w 24-letnim Super Mario 64, mocno daje po oczach kanciastymi obiektami i otoczeniem ubogim w detale. Ale tak to właśnie wyglądało przed laty i każdy piał z zachwytu. Po odpaleniu Super Mario Sunshine przeżyłem lekkie rozczarowanie, bo jednak nostalgia podpowiadała mi, że przygody na wyspie Delfino były znacznie ładniejsze. Oczywiście w porównaniu z SM64 nastąpił tutaj gigantyczny progres. Nie jest to jednak taka wizualna perełka jak Super Mario Galaxy, które nadal potrafi zachwycić pomysłowością i projektami. Pod warunkiem, że nie jesteście świeżo po Super Mario Odyssey, które czerpie pełnymi garściami z Galaxy, ale graficznie (dziwnym nie jest) bije na głowę wszystkie trójwymiarowe Mariany sprzed 2017 roku.
Poza kosmetycznymi zmianami w obrębie grafiki twórcy Super Mario 3D All-Stars dodali wibracje do Super Mario 64 (premierowe wydanie z 1996 roku tego nie miało, a dopiero reedycja dedykowana Rumble Pakowi wtykanemu od spodu w kontroler). W Super Mario Galaxy wskazywanie punktów na ekranie Wiilotem zastąpiono sterowaniem ruchowym za pomocą Joy-Cona. Tak samo rozwiązano też kooperacyjną zabawę Co-Star Mode, w której drugi gracz pomaga wykonywać superskok, ogłusza przeciwników, zbiera świecidełka itp. Na plus warto też zaliczyć wykorzystanie ekranu dotykowego w najnowszej grze z kolekcji.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!