Atari 2600 było konsolą, która w swoich czasach kreowała rzeczywistość gamingową. Po wielu latach przywrócono ją do życia w bardzo odświeżonej wersji. Zobaczcie, jak spisuje się Atari 2600+.
Urodziłem się i wychowałem w czasach, kiedy konsole i komputery, o których dzisiaj zwykło się mawiać retro, były codziennością. Dzięki temu większość zabawek z tamtych czasów, które posiadam do dzisiaj, kupili mi rodzice lub chrzestni. Jednak mówiąc zupełnie serio… Nie powiem, że wtedy to było lepiej, ale cieszę się, że miałem okazję przyglądać się temu wszystkiemu z bliska.
To właśnie dlatego z wielką radością przyjąłem pomysł zrecenzowania Atari 2600+, zwłaszcza że do dzisiaj mam sprawną wersję z tamtych lat i postanowiłem przyjrzeć się poczynionym zmianom. I przyznaję, że pokochałem odmłodzoną wersję, ponieważ autorzy reedycji podeszli do zadania bardzo odpowiedzialnie, oddając graczom pełnoprawną konsolę.
Atari 2600+ - co znajduje się w pudełku?
Jak twierdzą marketingowcy, za zakupy odpowiadają oczy. Najwyraźniej producenci Atari 2600+ poszli tym tropem. Konsola i wszystkie dodatki zapakowane zostały w wielkie pudło, które utrzymano w typowej dla Atari, biało-czerwonej kolorystyce. Porównując opakowania, do nowego spokojnie weszłyby dwie stare konsole. Ten rozmach potraktujmy więc jako przejaw szacunku dla tego, jak ważna była konsola, która zadebiutowała w 1977 roku.
Wewnątrz znajduje się konsola, trzy kontrolery, cztery kartridże z grami oraz kable i kodzik QR służący do pobrania instrukcji obsługi.
Czym różni się Atari 2600+ od retro poprzednika?
Jak już zasygnalizowałem, mamy do czynienia z pełnoprawną konsolą. Atari 2600+ nie jest więc małym wypierdkiem, podobnym do wielu innych wyrobów naśladujących retro konsole, pomniejszanych do wielkości walkmana. Pomysłodawcy wskrzeszenia atarynki zdecydowali się pomniejszyć ją jedynie o 20%, co kompletnie nie ma wpływu na jej funkcjonalność. Dzięki temu zajmuje po prostu mniej miejsca na biurku lub szafce pod telewizorem. Szkoda jednak, że podczas liftingu nie pomyślano o zmianie lokalizacji portów, a wystarczyło je nieco obniżyć, co ułatwiłoby organizację kabli na biurku.
Tak wygląda dziadek z epoki oraz nowoczesny wnuczek, który trafił do sprzedaży pod koniec listopada. Prawdę powiedziawszy i mimo sentymentu do staruszka, muszę przyznać, że A 2600+ jest ładniejsze. Oczywiście współczesny design poszedł już dawno w innym kierunku, jest bardziej drapieżny i odważny w formie, jednak obu prezentowanym konsolom nie można odmówić elegancji.
Mimo zmian wymiarów górny panel wygląda identycznie. Mamy tu włącznik, przełącznik kolor/czb oraz drążki do wybierania gier, oraz ich resetowania. Najważniejsze jest jednak to, że pośrodku znajduje się slot na kartridże. Takie normalne, legalne (chociaż nie tylko) i dzięki temu można sobie zacząć zbierać kolekcję gier na Atari 2600, ale dzięki delikatnej zmianie, także tych z A 7800. Od razu uprzedzam, że niektóre gry mogą kosztować całkiem sporo, a czasami widuje się białe kruki w cenie współczesnych konsol nowej generacji. Wiadomo jednak, że pieniądze nie powstrzymują kolekcjonerów, a więc wspominam o tym jedynie dla porządku.
Najwięcej zmian znajdziecie na tyle konsoli, gdyż tam pojawiło się gniazdo HDMI, dzięki czemu konsolę da się podłączyć do wszystkich współczesnych telewizorów i monitorów. Zmieniony został port zasilania – tym razem mamy tam wejście USB typu C, co jest dobrym ruchem. Mimo że w pudle znajdziecie odpowiedni kabel, to nie uraczycie zasilacza. Jednak, skoro smartfony za kilkadziesiąt tysięcy złotych można wydawać bez ładowarki, to jakoś sobie poradzicie. Przy okazji chciałbym nieco ponarzekać też na długość kabli. Ja rozumiem, że oszczędności materiału, ale można było zrobić je nieco dłuższe.
Nowością jest także zmieniony przełącznik – niegdyś opisany Channel 2-3, a obecnie stanowi przełącznik pomiędzy trybek 16:9, a 4:3. Jak się z pewnością domyślacie, gry będą odpowiednio skalowane, a więc da się grać również pełnoekranowo na dużych wyświetlaczach. Zwolennicy staroszkolnego „kwadratu” na ekranie, mogą pozostać przy swoim przyzwyczajeniu.
Od spodu widać znak czasów. Stereńkie Atari 2600 zostało wyprodukowane w Irlandii, a nowicjusz w Chinach. Ot taka ciekawostka!
Jak się gra na konsoli Atari 2600+?
W zestawie znajdziecie w sumie trzy kontrolery. Są to: dżojstik CX40+ oraz tzw. paletki, czyli kontrolery CX-30. Także one są dokładną kopią swoich poprzedników. Ich użytkownie jest bardzo wygodne, chodzą płynnie, trzyma się je wygodnie, a konstrukcje wykonano z solidnych komponentów. Trudno mi wypowiadać się na temat jakości, ale jeśli pod tym względem, choć w połowie dorównają poprzednim konstrukcjom, będzie doskonale. Najwięcej obaw budzi dżojstik CX40+, a konkretnie jeden element konstrukcyjny, który już w oryginalnej wersji rozpadał się najszybciej. Jest to gumowa osłona pomiędzy drążkiem a korpusem. Nie twierdzę, że teraz jest gorzej, ale to czas i eksploatacja zweryfikują trwałość tego elementu.
GramTV przedstawia:
Wraz z konsolą otrzymujemy cztery kartridże i na start jest to dobra ilość, bo w sumie mammy do dyspozycji 14 gier. Na dwóch kartach mieszczą się Mr. Run and Jump oraz Berzerk, na kolejnym mamy cztery kolejne: Breakout, Canyon Bomber, Night Driver i Video Olympics i wreszcie ostatni to kompilacja 10 mniej znanych produkcji. Można dyskutować dobór tytułów, bo nie pojawił się tu żaden z wielkich hitów na tę platformę, ale na szczęście rynek pełen jest kartów i rozwiązań je zastępujących, a więc rozbudowywanie biblioteki gier, to żaden problem.
Dla wielu z was ciekawostką mogą być kartridże zawierające więcej niż jedną grę. Wyboru tytułu, który chcemy ograć, dokonujemy nie z poziomu specjalnego menu, ale za pomocą zworek znajdujących się na tylnej ściance. Jeśli jesteście właścicielami drobnych palców lub długich paznokci, to jesteście uratowani. Ja musiałem się posiłkować małym śrubokrętem. Zerknijcie na zdjęcie, a wszystko stanie się jasne.
I teraz pora na same gry. Skoro mamy do czynienia z produkcjami starymi jak świat należy spodziewać się grafiki i dźwięku na takim właśnie poziomie. Nie ma tu mowy o rozmachu współczesnych produkcji, ale też nie po to kupuje się konsolę retro. Wiadomo, że były to okres, kiedy wystarczyło kilka pikseli bujających się po ekranie i już była radocha. U współczesnego gracza mogą one wywoływać lekki uśmiech, ale starym wiarusom wyciskają łzy. Nostalgia robi swoje, ale w prostocie wielu gier z tamtej epoki tkwiła ich prawdziwa siła. Poznanie tych tytułów to świetna podróż w czasie i z pewnością lekcja historii gamingu. Już kilka lat po premierze Atari 2600 przyszła pora nowej epoki, kiedy to zaczęły się pojawiać nowe, doskonalsze sprzęty, oferujące o niebo lepszą grafikę i dźwięk, a także zdecydowanie bardziej rozbudowane fabuły. To wszystko dawało zupełnie inne doznania i jak uderzenie asteroidy pogrzebało dinozaury, tak nowe komputery i konsole, zakończyły żywot Atari 2600.
Nie można jednak zapominać, że na Atari 2600 trafiło wiele wyśmienitych gier - od Pitfalla po Pac-Mana. I co ciekawe, Atari postanowiło wykonać wspaniały gest w kierunku swoich fanów, wypuszczając po 33 latach zupełnie nową grę, wydaną na kartridżu, która nosi tytuł Mr. Run and Jump. Jest to platformówka 2D, która wyraźne czerpie wiele inspiracji z ostatnich gier niezależnych, takich jak choćby Celeste. Jest to pierwsza od 1990 r. premiera kartridża 2600/VCS z nowym tytułem. I to właśnie ona trafiła do pudła z Atari 2600+.
Atari przygotowało jeszcze inną niespodziankę dla wiernych fanów. Gra, o której mowa, nazywa się Save Mary i została faktycznie opracowana w złotych latach konsoli, ale nie doczekała się wtedy premiery. Prace nad Save Mary trwały całe dwa lata, co stanowi całe życie w przypadku generacji gier poprzedzającej NES. Normalny czas na wyprodukowanie gry wynosił wówczas od sześciu do dziewięciu miesięcy, a w przypadku niektórych znanych tytułów zajmowało to zaledwie pięć lub sześć tygodni. Save Mary zostało opracowane przez weterana Atari, Toda Frye'a, autora Pac-Mana na 2600 i serii Swordquest. W sprzedaży pojawiło się tylko 500 egzemplarzy tego wydania, co czyni je atrakcyjnym przedmiotem kolekcjonerskim.
Na podlinkowanej liścieznajdziecie wszystkie gry, jakie są dostępne dla konsoli Atari 2600+ i trzeba przyznać, że jest ich naprawdę sporo, zwłaszcza że jest to połączona biblioteka stworzona dla Atari 2600 i 7800.
Granie retro jest dla wszystkich
No cóż, jeszcze kilka lat temu retro było zapomniane, tanie i poza garstką zapaleńców, nikt się nim zbytnio nie przejmował. Wielu zresztą próbowało (nadal to robi), stosować emulatory. Zgadzam się, że obcowanie z prawdziwą konsolą to zupełnie inny wymiar zabawy, ale też nie jestem zwolennikiem piętnowania ludzi kupujących nowe-stare konsole. O ile te wszystkie maluszki, imitujące na przykład Nintendo nie przypadły mi do gustu, to twórcy Atari 2600+ poszli nieco inną drogą. Tutaj nie dostajemy gotowca z wgraną do pamięci małą biblioteką hitów. Tu mamy prawdziwą konsolę, pozwalającą odpalać karty z dwóch wiekowych poprzedników. I co ważne, dostajemy nowe urządzenie z gwarancją, czyściutkie i pachnące, a jego cena jest zupełnie przyzwoita, bo poniżej 500 zł (co konkretnie w linku). Tak zwana „poważna” zabawa w retro bywa kosztowna i nieco problematyczna, a więc jeśli ktoś ma zamiar pójść na skróty, żeby dobrze się pobawić, to nie widzę w tym nic złego. I to tyle 😊
8,0
Atari 2600+ jest pełnoprawną konsolą, pozwalającą uruchamiać prawdziwe kartridże z Atari 2600 i 7800
Plusy
Obsługa prawdziwych kartridży z Atari 2600/7800
Solidna jakość wykonania
Trzy kontrolery w zestawie z długimi kablami
Pełne okablowanie w zestawie
16 gier na start
Możliwość podłączenia do współczesnych TV i monitorów
Tryb skalowania obrazu 16:9 i 4:3
Ponadczasowa elegancja
Przystępna cena
Obcowanie z klasyką bezcenna :)
Minusy
Zbyt krótkie kable
Można było pomyśleć o przeniesieniu portów w lepsze miejsce
Gry, filmy, seriale, komiksy, technologie i różne retro
graty. Lubię także sprawdzać co słychać w kosmosie. Kiedy przytrafia się okazj wyjeżdżam w podróże dalekie lub bliskie i robię tam masę zdjęć.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!