Dalej Płotka!
Ogromne połacie terenu w Elden Ring można zwiedzać konno. Obecność wierzchowca sprawia, że będziemy szybciej przemieszczać się między lokacjami. W otwartym świecie nie musimy zsiadać z Torrenta (tak nazywa się nasz czworonożny kompan) podczas walki, ale kiedy trafimy do zamkniętych obszarów, to tam w żadnym wypadku nie będziemy mogli skorzystać z usług naszego konia. No właśnie, Elden Ring to połączenie zupełnie nowych i doskonale znanych elementów. Jak to dokładnie działa?

Zamknięty świat...
Wspomniałem już, że wszystkie aktywności w otwartym świecie są opcjonalne. Co jest zatem konieczne do tego, by osiągać istotne postępy w zabawie? Pod tym względem Elden Ring to klasyczne Soulsy. W ogrywanym przeze mnie demie trzeba było dotrzeć do murów zamku, gdzie czekał na mnie pierwszy naprawdę wymagający boss. Wcześniejsi przeciwnicy tego typu nie byli szczególnie trudni. To oczywiście zamierzony efekt. Otwarty świat ma zachęcić nie tylko do eksploracji, ale także do grindowania, podbicia levelu, zdobycia nowych elementów wyposażenia, i tak dalej. Nawet jeśli utkniemy na bossie, to zawsze będziemy mogli przenieść się gdzieś indziej, poszukać nowego, opcjonalnego wroga, zebrać dodatkowe przedmioty, by nasza postać stała się nieco silniejsza.
Dlatego też w Elden Ring pojawiły się… rozmaite zwierzęta, w tym nawet żółwie. Tak, tak - obecność ich pozwala na zdobywanie przedmiotów, które posłużą nam do robienia nowych rzeczy. Owszem, w pewnym sensie crafting był obecny w Dark Souls, gdzie można było tworzyć kolejne typy broni, ale tutaj mamy do czynienia z rozwinięciem tego pomysłu. Nie wdając się zbytnio w szczegóły, bo tekst za chwilę rozrośnie się do nieakceptowalnych wręcz rozmiarów, dodam tylko, że w Elden Ring można stworzyć chociażby nowe strzały czy też bomby do rzucania w przeciwników.

Którędy do zamku?
Wracając jednak do meritum, po pokonaniu wspomnianego prawdziwego bossa, trafiamy wreszcie do zamku. I tutaj z pewnością na ziemi można umieścić wiadomość o treści “prawdziwe Elden Ring zaczyna się właśnie tutaj”. To zamknięty teren wypełniony korytarzami, ukrytymi ścieżkami, trudniejszymi przeciwnikami. Coś, co doskonale znamy z Dark Souls. Dlatego też szybko okazuje się, że to, co było wcześniej, nie licząc walki z “szefem”, to wręcz sielanka. Chcąc wejść do zamku możemy skorzystać z głównej bramy lub też przedrzeć się bokiem. Nie polecam tego pierwszego rozwiązania, gdyż niczym w Tower of Latria z Demon’s Souls, będziemy musieli unikać strzał kierowanych w naszą stronę. Nie da się tego robić w nieskończoność, więc nie znając ani mapy, ani rozkładu przeciwników można zginąć w kilka sekund.
YOU DIED!
W grze Elden Ring mamy oczywiście pasek życia, many oraz wytrzymałości. Co ciekawe jednak, stamina zużywa się TYLKO podczas walki (ta standardowo oparta jest na szybkich i wolnych atakach, blokach i przewrotach), więc można biegać bez końca, co z pewnością ucieszy przyszłych speedrunerów; oprócz tego pojawiło się skakanie, takie zwyczajnie, pod jednym przyciskiem, a nie karkołomne, jak w Soulsach. Podczas rozgrywki gdzieniegdzie natrafimy także na specjalne miejsca, z których będziemy mogli - siedząc na koniu - wybić się wysoko w powietrze, by dotrzeć do pozornie niedostępnych obszarów. Świat jest pełen sekretów, do których zaliczają się chociażby lochy, czyli niewielkie lokacje przywołujące na myśli Chalice Dungeons z Bloodborne. To właśnie tam zdobędziemy dodatkowe przedmioty oraz trochę “dusz”, czyli głównej waluty w grze, pokonując wrogów oraz bossów.