Niezłe połączenie, naprawdę!
Jak widać, Elden Ring mógłby być określony przez złośliwych mianem From Software remix. Bo nie wspomniałem o jeszcze jednej, istotnej kwestii, a mianowicie znanym z Sekiro: Shadows Die Twice skradaniu, dzięki któremu możemy przedrzeć się przez obóz wroga pozostając niezauważonym; ta mechanika rozgrywki umożliwia także rozprawianie się z przeciwnikami bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń (można nawet korzystać z usypiających strzał). Mamy tu więc dużo Soulsów, odrobinę Sekiro, kawałek Bloodborne… Gra nawiązuje również do Zeldy, a niektórym - ze względu na ogromne połacie nierzadko pustych terenów - może przypominać Shadow of the Colossus. Gdyby przyszło na ścisłość, nie ma tu nic, czego nie widzielibyśmy w innych grach. ZARAZ, na pewno?
Ja najbardziej doceniam to, że w Elden Ring mapa jest aż do bólu czytelna. Gra zaznacza na niej odpowiedniki ognisk czy miejsca, w którym znajdują się na przykład kupcy lub niektóre z odwiedzonych lokacji, ale nie ma mowy o tym, by znalazło się na niej mnóstwo znaczników tak jak np. w ostatnich częściach Assassins’ Creed. Poza tym mapa NIE JEST dostępna od razu, a przynajmniej nie cała, bo musimy szukać jej fragmentów rozrzuconych po całym świecie (prawie jak w Hollow Knight, chociaż tam zdaje się kupowaliśmy całe mapki). Generalnie więc zapożyczeń jest tu całe mnóstwo, ale wszystko idealnie się ze sobą komponuje i sprawia, że Elden Ring to w istocie jeden wielki powiew świeżości. Gra doskonale znana, lecz zupełnie inna.
Elden Ring to kolos, więc tak naprawdę nie wspomniałem tu o wielkich rzeczach. Jak chociażby o levelowaniu, które przebiega tak jak w Dark Souls, więc można rozwijać statystyki przy ognisku, lecz w grze pojawia się oczywiście towarzyszka naszej podróży rodem z Demon’s Souls czy też pozostałych odsłon Dark Souls. Wracają, ale w udoskonalonej formie, dodatkowe umiejętności dla poszczególnych rodzajów broni, a na tym nie koniec. Jest tego mnóstwo, do tego stopnia, że From Software chyba miało problem z obłożeniem przycisków na padzie, bo chcąc wziąć oręż w dwie ręce trzeba najpierw wcisnąć trójkąt, a dopiero potem R1 lub L1.

Jeszcze jedna, ważna rzecz
O ile w Soulsach mieliśmy zwykle kilka ścieżek do wyboru, często dochodziliśmy do miejsca, w którym praktycznie zostawała jedna droga i musieliśmy w końcu przejść albo daną lokację, albo pokonać znajdującego się w niej bossa. Tutaj natomiast zawartości w otwartym świecie jest na tyle dużo, że do takich momentów będzie dochodzić znacznie rzadziej, bo nawet jak nie będziemy sobie radzić gdzieś na zamkniętym obszarze, to wrócimy do otwartego świata, gdzie być może nie odkryliśmy jeszcze wszystkiego. Takie żonglowanie między jednymi, a drugimi obszarami sprawi, że w Elden Ring nigdy nie będziemy czuć się przytłoczeni tym, że albo uporamy się z wymagającym fragmentem, albo nie będziemy mieli nic innego do roboty. Tutaj zawsze pojawią się jakieś alternatywy. A nawet jeśli takowych zabraknie, to nic nie stanie na przeszkodzie, by przenieść się do świata innego gracza, bo opisywany tytuł oferuje także wzorowany na Soulsach multiplayer z opcją rywalizacji i współpracy.
Byle do lutego!
Co tu dużo mówić, początkowo faktycznie byłem sceptycznie nastawiony do Elden Ring, w którym widziałem jedynie Soulsy, ale po czasie doceniłem kunszt From Software, które nadal ma pełno pomysłów. I choć może najnowszy RPG akcji tego studia nie będzie tak innowacyjny, jak Sekiro: Shadows Die Twice, to może okazać się najlepszą grą w dorobku Azjatyckiego studia. Taką, która faktycznie będzie zgarniać głównie maksymalne noty w recenzjach. O tym przekonamy się dopiero za kilka miesięcy, bo Elden Ring ukaże się 25 lutego zarówno na komputerach, jak i konsolach minionej oraz obecnej generacji.