Grałem w King of Meat - kooperacja bardzo chaotyczna

Michał Myszasty Nowicki
2024/08/29 14:50
0
0

Nowa kooperacyjna gra spod szyldu Amazon Games wzbudziła we mnie mieszane uczucia.

King of Meat

Bardzo lubię wszelakie gry kooperacyjne. Im jestem starszy, tym bardziej. No bo wiecie, można pograć z żywym człowiekiem, ale nie trzeba stawać naprzeciw bandy młodziaków z super refleksem, z którą nie ma się szans nawet w przedbiegach. I nic tak nie wypracowuje technik współpracy, bo tu nie można zrzucać swoich porażek na “cheaterów”, tylko trzeba nauczyć się ogarniać. Najbardziej lubię te realistyczne, czy trudne, jak choćby rewelacyjnie klimatyczne GTFO. Nie pogardzę jednak rzeczami bardziej casulaowymi, jeśli tylko mają do zaoferowania coś ciekawego.

I jak wypada tutaj King of Meat od brytyjskiego Glowmade, powstające pod egidą Amazonu? Ano, przynajmniej na zaprezentowanym nam etapie, bardzo nierówno.

King of Meat

Show z rozdzielnika

Zarówno tak zwanego tła fabularnego, jak i oprawy audiowizualnej nie będę analizował zbyt dogłębnie, bo to gameplay odgrywa w King of Meat pierwsze skrzypce. Dość powiedzieć, że bierzemy tu udział w telewizyjnym show, który polega na pokonywaniu przez drużyny graczy mniej lub bardziej urozmaiconych lochów z pułapkami i potworami. W tle mamy ponoć jakieś wojny korporacji, a wszystko utrzymano w kreskówkowym stylu i ponoć podlano angielskim humorem. Największym problemem jak dla mnie jest tu brak jakiegoś indywidualnego sznytu, wyróżnika, który zdefiniowałby tożsamość marki. Przez większość czasu miałem wrażenie obcowania z jakimiś “default assets”, a to nie zachęca do grania.

Zabawa polega na dotarciu do wyjścia z każdego z lochów, co jest możliwe po pokonaniu obecnych tam wrogów, zastawionych na graczy pułapek, a czasem rozwiązaniu prostych zagadek. Wiecie, takich w stylu “pociągnij dźwignię z lewej, to wtedy…” W zabawie liczy się przede wszystkim jak najdokładniejsze wyczyszczenie danego poziomu, co oznacza zebranie jak największej liczy skarbów. Na koniec dostajemy - zależnie od naszego wyniku - odpowiedni medal i nagradzani zostajemy walutą.

King of Meat

Kooperacja taka nienachalna

Co ciekawe, mimo kooperacyjnego charakteru, współpraca nie zawsze jest konieczna do osiągnięcia celu. To znaczy jest, na poziomie bazowym - poziom kończymy, gdy wszyscy dotrą do mety. Jednak gra nie wymusza na nas bardzo ścisłej współpracy, większość przeszkód, przeciwników i pułapek jesteśmy w stanie ogarnąć samodzielnie, jeśli poznamy dobrze mechanikę rozgrywki. Ba, czasem inni gracze potrafią bardziej przeszkadzać, niż pomagać. Tu nas zepchną, tam coś wysadzą, a my będziemy obok…

Paradoksalnie, najczęściej nasza ekipa współpracowała ze sobą w obliczu… błędów. Zarówno popełnianych przez graczy, jak i baboli w grze. Gdy wszyscy pospadali, a okazało się, że jeden z ważnych punktów jest powyżej, udało się zbudować schody ze skrzynek, które uratowały sytuację. Innym razem tylko pomoc drużyny uwolniła postać, która utknęła w ścianie budowli. Pokazano nam tylko kilka poziomów i to pewnie nie najtrudniejszych, więc nie jest wykluczone, że na innych mapach będzie troszkę trudniej. Bo póki co, motywację do współpracy oceniam jako najwyżej średnią.

King of Meat

Ale żeby nie było, to gra ma w sobie przyzwoitą dozę grywalności. Kiedy już pozna się mechanikę i troszkę ogra z ekipą, hack’n’slahowo platformowe zabawy nabierają rumieńców. System rankingowy i tablice wyników potrafią motywować do wyciskania jak najlepszych wyników, pod warunkiem wszakże, że gra przypadnie naszej ekipie do gustu. Mam jednak nieodparte wrażenie, że była ona zarówno projektowana, jak i planowana przede wszystkim pod bardziej niezobowiązującą rozgrywkę z losowymi graczami. I tu może sobie całkiem nieźle poradzić.

Gra ma oczywiście systemy awansu, kiedy to odblokowujemy dostęp do nowych umiejętności, czy broni. Znajdziemy tu także całkiem sporą liczbę opcji personalizacyjnych, począwszy od każdego elementu wyglądu naszego awatara, poprzez jego strój, a skończywszy na uzbrojeniu i wyposażeniu. Oczywiście wszystko w lekkiej, komiksowej formie.

GramTV przedstawia:

King of Meat

Zrób to sam

Prawdziwym atutem King of Meat może się okazać tak naprawdę edytor poziomów. Gotowych map starczy na jakiś czas, ale prawdziwa siła takich gier leży w kreatywności społeczności. Dopiero fani dowalą zapewne do pieca takimi hardkorami, które twórcom gry pewnie do głowy by nawet nie przyszły. Zakładając, że gra zyska wierną społeczność, dobrze wróży to jej żywotności. Oczywiście nie obędzie się tu też bez ciągłego wsparcia nową zawartością przez producentów, bo nawet całkiem spore zasoby początkowe z czasem znudzą się twórcom map.

King of Meat nie kupił mnie niestety. Ma pewien potencjał, ale zbyt często miałem wrażenie, jakby była to gra, której koncept wywodzi się z tabelek arkusza kalkulacyjnego. Ktoś co prawda polał to nieco twórczym sosem, ale w zbyt wielu aspektach odniosłem wrażenie wtórności. I niestety braku własnej tożsamości. Niby zabawa fajna, ale po chwili zapomina się w co się grało. Szkoda.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!