Hydraulicy z Białego Domu to serial, wobec którego miałem wielkie nadzieje i zasiadłem do oglądania z wielkim entuzjazmem. Niestety malał on szybko, wraz z upływającym czasem.
Serial miał wszystkie argumenty, żeby stać się, nawet jeśli nie przebojem HBO Max, to na pewno chętnie oglądanym widowiskiem. Trzeba przyznać, że scenarzyści mieli ciekawy pomysł na kolejny powrót do znanej chyba wszystkim afery Watergate, która ostatecznie doprowadziła do upadku prezydenta USA, Richarda Nixona. Dwóch bardzo dobrych aktorów, w tym mój ulubieniec i moim zdaniem człowiek stworzony do takich ról, czyli Woody Harrelson. I niestety, przy tak dobrym zestawie plusów, twórcy serialu zachowali się jak nasza reprezentacja piłki kopanej w meczu z Mołdawią.
Serial HBO jest rzeczywiście nietypowym podejściem do bardzo wyeksploatowanego tematu. Twórcy postawili na dwie autentyczne postacie w osobach E. Howarda Hunta (Woody Harrelson) i G. Gordona Liddy’ego (Justin Theroux). To dwaj bardzo ideowi, oddani swojemu prezydentowi faceci, którzy mając wszelkie możliwe narzędzia i każde pieniądze, zadziałali tak nieudolnie, że obalili swojego ukochanego Nixona. Połączenie hipotetycznego zabójcy Kennedy’ego i wielbiciela Adolfa Hitlera wydaje się kociołkiem, z którego powinno wyskoczyć co przepysznego, ale nie udało się kompletnie.
Myślę, że Hydraulicy z Białego Domu padli ofiarą niekonsekwencji własnych autorów. Wygląda na to, że zamysł był taki, że ma być ostro, szyderczo i „po bandzie”, ale w trakcie okazało się, że następuje zmiana konwencji. Nie wiem, czy jest to wynikiem braku pomysłu na jednolitą strukturę, czy ktoś zwyczajnie porozmawiał z twórcami i przekazał im, że przeginają. Trudno tutaj wydać jednoznaczny osąd. W każdym razie wygląda to tak, że mniej więcej w połowie nastąpiła przesiadka z szyderstwa na poważne podejście do tematu. Prze to serial stał się kompletnie nijaki i w zasadzie nudny. Zresztą poziom żartu jest niskich lotów, a epatowanie pseudo nazizmem, a nawet drwiną z pogrzebu jednej z postaci, wypadają żenująco.
GramTV przedstawia:
Dzięki zmianie klimatu, serial rozpadł się kompletnie i rzutuje to także na grę aktorską. Postacie odtwarzane są bardzo płytko i obie główne role stają się bardzo słabe. Woody Harrelson miota się od twardego, wyrachowanego i niezbyt rozgarniętego aparatczyka po karykaturę wszystkich wymienionych. Także Justin Theroux stara się utrzymać jakoś swoją postać w ryzach, ale ostatecznie także mu się to nie udaje. Wynika to najpewniej z faktu, że scenariusz jest niespójny, nierówny, a momentami wręcz banalny, upraszczający wszystko maksymalnie.
Słabość konstrukcji scenariusza widać najlepiej na przykładzie postaci z drugiego planu. Mimo, że wcielają się w nie naprawdę nieźli aktorzy, wyraźnie widać, że nikt nie pomyślał, żeby skroić role na miarę ich możliwości. Nie poznajemy ich postaci, nie rozwijają się one i nie sprzedają nam żadnej fajnej historii. Oglądając ich poczynania widz zaczyna im współczuć, że muszą się męczyć, wciskając nam słabą opowieść i robią to kompletnie bez przekonania i zaangażowania. Trudno przywiązać się tu do jakiejś postaci, ciężko tu komukolwiek dopingować albo nienawidzić. Mijają kolejne odcinki i jest coraz słabiej, byle jak i prostacko. Ciężko jest dobrnąć do finału. Już dawno, żaden serial tak mnie nie wymęczył.
Gry, filmy, seriale, komiksy, technologie i różne retro
graty. Lubię także sprawdzać co słychać w kosmosie. Kiedy przytrafia się okazj wyjeżdżam w podróże dalekie lub bliskie i robię tam masę zdjęć.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!