Jotunnslayer: Hordes of Hel - pierwsze wrażenia. To świetny przykład udanego wczesnego dostępu

Adam "Harpen" Berlik
2025/01/26 09:00
0
1

A w dodatku gra, póki co, kosztuje tyle co duża pizza. Pozycja obowiązkowa dla fanów klimatów nordyckiej mitologii, którzy nie stronią od rogue-lite’ów.

Słowem wstępu

Kiedy gracze spierają się o to, czy lepiej zagrać w Path of Exile 2 (na razie w formie płatnego wczesnego dostępu), czy też wrócić do Diablo 4 lub nadrobić produkcję Blizzarda, na rynku pojawia się nieukończona jeszcze wersja Jotunnslayer: Hordes of Hel. Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że gra ma konkurować ze wspomnianymi hitami. Nic bardziej mylnego - to hack’n’slash, którego autorzy mierzą się z Halls of Torment czy Vampire Survivors. Czy są z góry skazani na porażkę? Wprost przeciwnie - Jotunnslayer: Hordes of Hel może sporo namieszać na rynku. Zresztą, już teraz cieszy się sporą popularnością wśród graczy, choć - tak jak wspomniałem - ten nordycki bullet hell shooter ukazał się na razie w Early Accessie.

Jotunnslayer: Hordes of Hel - pierwsze wrażenia. To świetny przykład udanego wczesnego dostępu Jotunnslayer: Hordes of Hel

Pamiętacie może Vikings: Wolves of Midgard? Kiedy recenzowałem tę grę w 2017 roku zastanawiałem się, czy to gratka dla fanów Path of Exile, Grim Dawn i Diablo. Choć wówczas tekst zwieńczyłem notą 7 na 10 oczek, wciąż uważam że warto zagrać w produkcję studia Games Farm. Tym razem jednak, po pierwsze, nie zamierza ono konkurować z Grinding Gear Games od Path of Exile i Blizzardem odpowiedzialnym za Diablo, a po drugie nie działa w pojedynkę, lecz nawiązało współpracę z ekipą ARTillery mającą na swoim koncie… dwuwymiarową przygodówkę z interfejsem point and click zatytułowaną Catie in MeowmeowLand. Jak widać jednak, kooperacja między tymi firmami przebiega dobrze, czego efektem jest Jotunnslayer: Hordes of Hel.

Co zawiera wczesny dostęp?

Jotunnslayer: Hordes of Hel w ramach Wczesnego Dostępu na Steamie oferuje na razie dostęp do dwóch lokacji, ale nie są one dostępne od samego początku. Rozpoczynając swoją przygodę z omawianym tytułem otrzymujemy możliwość eksterminowania wrogów w Niflheim i to wyłącznie na niskim poziomie trudności (sesja trwa wówczas 10 minut). Dopiero po zaliczeniu tegoż odblokowujemy normalny (tutaj mamy kwadrans na wykazanie się), a nagrodą za przejście wspomnianego obszaru w ten sposób nie dość, że możemy spróbować swoich umiejętności “na hardzie” (jest jeszcze poziom niemożliwy), to w dodatku otwieramy bramy do Muspelheim. A więc z mroźnej krainy przenosimy się do ognistego królestwa. Na każdym z poziomów musimy nie tylko wykonywać cele misji (polegające między innymi na zebraniu określonej liczby przedmiotów, wyeliminowaniu konkretnych wrogów czy dezaktywowaniu portali), ale także pokonać bossa.

Jotunnslayer: Hordes of Hel

Jeśli chodzi o klasy postaci, to najpierw wybieramy pomiędzy Berserkerem, a Seeres, czyli odpowiednio niezwykle silną postacią działającą w zwarciu, a preferującą rzucanie zaklęć z dalszej odległości bohaterką charakteryzującą się większą zwinnością. Dopiero z czasem dołączają do nich wyposażony w łuk Revenant oraz Flame Sister, a więc nie kto inny, jak piromantka. W tym aspekcie również możemy niejako dostosowywać poziom trudności, wszak zabawa Berserkerem okazuje się najbardziej wymagająca, natomiast Seeres, Revenant czy Flame Sister to postacie, którymi gra się znacznie łatwiej. Rozprawianie się z wrogami na dystansie jest znacznie prostsze, tym bardziej że sama gra do najprostszych nie należy.

Jak w to się gra?

Co ciekawe, w Jotunnslayer: Hordes of Hel mamy różnego rodzaju modyfikatory rozgrywki. Dzięki nim możemy na przykład zmniejszyć lub zwiększyć obrażenia zadawane przez wrogów (co wpłynie na liczbę zdobytych nagród), sprawić że oponenci zdołają przetrwać śmierć, co pozwoli nam zdobyć więcej zasobów czy też przyspieszyć tempo rozgrywki. Nie wszystkie tego typu opcje są dostępne od razu, ale najbardziej kusząca - przynajmniej na początku - wydaje się ta przyśpieszająca właśnie tempo zabawy i jeszcze nieco obniżająca stopień wyzwania. Sama rozgrywka jest w moim odczuciu nieco zbyt wolna i momentami odrobinę monotonna, nawet pomimo obecności hordy wrogów na ekranie. Niektórym może przeszkadzać również to, że ostatecznie mamy do czynienia z rogue-litem, więc po śmierci postaci w zasadzie nie posuwamy się do przodu. Tyle tylko, że z drugiej strony, jak napisałem wcześniej, sesje nie są długie, więc nie tracimy wiele czasu w razie ewentualnej porażki.

GramTV przedstawia:

Poza nową lokacją do odblokowania, kolejnymi klasami postaci i modyfikatorami, w Jotunnslayer: Hordes of Hel zdobywamy także niedostępne wcześniej rodzaje broni, a także umiejętności na drzewku rozwoju bohatera. Oznacza to, że z każdą sesją stajemy się coraz silniejsi, a sama gra została skonstruowana tak, byśmy początkowo mieli niewielkie szanse na przetrwanie i musieli wykonać kilka rundek, by poczuć, że stawiane przez nami wyzwania są w naszym zasięgu. Taki to gatunek. Ale to cieszy, bo widząc postępy chce się odblokowywać czy to nowe narzędzia eksterminacji, czy też kolejne zdolności postaci, zarówno te pasywne, jak i aktywne.

Jotunnslayer: Hordes of Hel już w trakcie samej walki oferuje możliwość wyprowadzania zwykłych ataków i korzystania z umiejętności broni, do tego dochodzi jeszcze szarża i… w zasadzie tyle. Pokonując kolejnych wrogów awansujemy na poziomy doświadczenia, zyskując tymczasowe profity od nordyckich bogów, takich jak Thor, Loki czy Freja, ale… odblokowywane ciosy czy też talenty aktywowane są w sposób automatyczny. Zresztą, tutaj zautomatyzować da się nawet celowanie i atakowanie wrogów (my wówczas jedynie poruszamy bohaterem). Jeśli jednak nie chcemy grać w ten sposób, możemy decydować o wszystkim sami lub wybrać wariant pośredni.

Jotunnslayer: Hordes of Hel

Oprawa wizualna

Pod względem graficznym Jotunnslayer: Hordes of Hel wygląda przyzwoicie, choć trudno mówić o jakichkolwiek fajerwerkach. Z daleka widać, że to osadzona w nordyckich klimatach produkcja, lecz zastosowana perspektywa i sama przynależność gatunkowa nie pozwoliła rozwinąć twórcom skrzydeł w tym aspekcie. Ważne jest natomiast to, że już w fazie Wczesnego Dostępu produkcja działa bez problemu w stałych 60 klatkach na sekundę w rozdzielczości 4K na komputerze Actiny wyposażonym w procesor AMD Ryzen 9 5900X, kartę graficzną NVIDIA GeForce RTX 3080 10 GB i 16 GB RAM. Nie trzeba zatem obawiać się o optymalizację, zwłaszcza że w Jotunnslayer: Hordes of Hel niejednokrotnie na małym obszarze pojawia się naprawdę sporo modeli przeciwników, z którymi musimy się rozprawić.

Podsumowanie

Jotunnslayer: Hordes of Hel to naprawdę pozytywne zaskoczenie. Gra jest niesamowicie wciągająca za sprawą odpowiednio przemyślanej pętli rozgrywki i skutecznie zachęca do próbowania swoich sił w kolejnych podejściach. Już na tym etapie można spędzić z nią kilkanaście godzin, chcąc odblokować, a następnie przejść wszystko, co na ten moment proponują twórcy. A z czasem będzie tej zawartości więcej, o czym przekonaliśmy się niedawno, kiedy opublikowano roadmapę Wczesnego Dostępu. Nic, tylko czekać na aktualizacje i premierę finalnej wersji. Aha, i jeszcze jedno - Jotunnslayer: Hordes of Hel póki co kosztuje raptem 40 złotych. Grzech nie sprawdzić.

Jotunnslayer: Hordes of Hel
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!