Terraformacja Marsa – opis rozgrywki
Rozgrywka podzielona jest na tzw. pokolenia, czyli rundy. W każdym pokoleniu najpierw przekazujemy znacznik pierwszego gracza kolejnej osobie, a następnie z puli ogólnej pobieramy po cztery karty projektów. Za każdą zachowaną kartę projektu płacimy trzy miliony, a te, z których rezygnujemy, lądują na stosie kart odrzuconych. Karty projektów dzielą się na trzy rodzaje: wydarzenia, których efekt rozpatrujemy od razu i pozbywamy się ich, natychmiastowe, które po rozpatrzeniu efektu zatrzymujemy na stole, a także aktywne. One również lądują przy naszej planszetce i pozwalają korzystać z opisanych na niej trwałych efektów lub raz na rundę skorzystać ze wskazanej akcji. Do zagrania kart na stół jest jednak jeszcze daleka droga. Trzeba bowiem opłacić koszt karty (a ten bywa zróżnicowany: od jednego do ponad 30 milionów), a czasami także spełnić zawarty na niej warunek. Zwykle odnosi się on do poziomu temperatury lub utlenienia planety, ale może też do oceanów lub posiadanych symboli na kartach.

Karty zagrywamy naprzemiennie w fazie akcji. Ich efekty dotyczą zwiększenia poziomu produkcji jakiegoś dobra, otrzymania określonej liczby jednostek danego surowca czy zagospodarowania podzielonej na heksy planszę kawałkiem terenu. Oprócz wspomnianych wcześniej zieleni i oceanu mogą to być jeszcze miasta lub kafelki specjalne. W trakcie kilkunastu rozegranych partii nauczyłem się, że królem zasobów w Terraformacji Marsa jest zieleń. Kto ma najlepiej rozwiniętą jej produkcję lub natrafi na karty pozwalające umieścić na planszy obszary zieleni, ten na ogół łatwo zdobywa przewagę nad pozostałymi. Dzieje się to w związku z faktem, iż za obszary zieleni punkty zdobywa się aż na trzech poziomach: najpierw za wyłożenie takiego obszaru na planszę i podniesienie poziomu tlenu, a na końcu gry za każdy posiadany obszar zieleni oraz wszystkie takie obszary graniczące z naszymi miastami.
Nie jest to jednak jedyna droga do zwycięstwa. Na niektórych zagranych kartach znajduje się bowiem symbol punktów zwycięstwa. Te można zdobyć również poprzez uzyskanie tytułu lub ufundowanie nagrody. Przez długie momenty rozgrywki te dwie rzeczy są jakby gdzieś na marginesie, często zdarza nam się wręcz o nich zapomnieć w ferworze opracowywania w głowie najbardziej wydajnego sposobu na zagrywanie kolejnych kart w taki sposób, by zmieścić się w posiadanym budżecie. Tymczasem tytuły i nagrody to jeszcze jedna metoda na przechytrzenie rywala. Są to świetnie zaprojektowane mechaniki na zasadzie “kto pierwszy ten lepszy”. Polega to na tym, że każdy z graczy może uzyskać tytuł po spełnieniu określonego warunku (np. posiada 3 obszary miast lub 16 kart na ręce) i opłaceniu tzw. wpisowego. Tylko jeden gracz może uzyskać dany tytuł i nie może go w żaden sposób stracić. Co więcej, tytułów jest pięć, ale w jednej rozgrywce łącznie można ich zdobyć nie więcej niż trzy.
Podobnie funkcjonują nagrody, z tą tylko różnicą, że o tym, kto je zdobędzie, decyduje najlepszy rozwój danego gracza na końcu gry. Samo jej ufundowanie przez daną osobę nie oznacza zatem, że to właśnie ona zdobędzie z niej punkty zwycięstwa. Jeszcze większym smaczkiem jest fakt, że ceny kolejnych fundowanych nagród rosną. Z jednej zatem strony szybsza inwestycja będzie tańsza, ale z drugiej wiąże się z większym ryzykiem, gdyż nie wiadomo, czy początkową przewagę w danej dziedzinie (np. poziomie produkcji waluty albo liczbie posiadanych obszarów na planszy) uda nam się utrzymać do końca gry. Jest to fenomenalny dodatek do trzonu rozgrywki. Wprowadza dodatkowe napięcie, zwłaszcza w rozgrywkach dwu- i czteroosobowej, gdzie wiadomo, że tytuły i nagrody na pewno nie rozłożą się równomiernie, wystawiają na próbę umiejętność zarządzania ryzykiem i oceny sytuacji na planszy, a przy okazji są swego rodzaju wyścigiem. Czasem nawet niewielka z pozoru mechanika może dać fantastyczne efekty.
Ogólnie Terraformacja Marsa to gra z gatunku tych, w których najlepiej byłoby sobie w głowie założyć arkusz kalkulacyjny i tylko wprowadzać do niego kolejne dane. Tutaj każdy ruch musi być przemyślany. Lepiej zainwestować w danej rundzie w dwie tańsze karty czy jedną drogą, ale z bardzo silnym efektem? Bardziej przydadzą nam się faktyczne zasoby do użycia od razu czy lepiej zainwestować w długoterminowe korzyści i podnosić poziom produkcji danego surowca? A może by tak szybko wyłożyć obszar na planszę i zająć dogodną pozycję? To wszystko są pytania, na które trzeba sobie odpowiadać na bieżąco, jednocześnie kontrolując posiadany budżet. Pozostaje też kwestia dylematów przy dociąganiu kart na rękę, za które przecież trzeba zapłacić od razu (niezależnie od kosztu wynikającego z karty, który ponosimy przy wyłożeniu jej na stół). Które nam się faktycznie przydadzą? Na które nie opłaca się tracić pieniędzy? Jest tu mnóstwo, mnóstwo decyzji do podjęcia, więc przygotujcie sobie solidne chłodziarki dla zwojów mózgowych.
Przy całej tej decyzyjności Terraformacja Marsa jest grą wręcz banalną. Jest kilka zasad, o których trzeba pamiętać, a resztę znajdziemy na kartach. Są one opisane naprawdę szczegółowo, zaczynając od kosztu zawartego w lewym górnym rogu, przez warunki konieczne do spełnienia przed zagraniem karty, aż po jej efekt lub akcję, którą umożliwia przeprowadzić. A jeśli ktoś już naprawdę biegle opanuje Terraformację, nie będzie musiał nawet tych kilkuzdaniowych opisów czytać - wszystko jest bowiem wyrażone także symbolami graficznymi. Na pierwszy rzut oka można być nieco przytłoczonym ilością informacji, jakie zawarte są na kartach, ale zaznajomienie się z nimi nie wymaga wcale dużo czasu.