Historia najnowszej produkcji CD Projektu RED wiele uczy. Na przykład tego jak pieniądze ze sprzedaży gry rozpływają się między kolejnymi interesantami.
Historia najnowszej produkcji CD Projektu RED wiele uczy. Na przykład tego jak pieniądze ze sprzedaży gry rozpływają się między kolejnymi interesantami.
Gorąca atmosfera wokół CD Projektu trwa w najlepsze. Niedawno opublikowana strategia na 2021 rok nie była końcem pełnych emocji i wielkich pieniędzy debat. Wręcz przeciwnie, kolejny rozdział tej historii przypadł w tym tygodniu, w momencie publikacji przez spółkę wyników za 2020 rok, w którym na rynku pojawił się Cyberpunk 2077. Dzięki grudniowej premierze był to historyczny okres. Wcześniejszy rekord, z 2015 roku kiedy do sprzedaży trafił Wiedźmin 3, wynosił ok 800 mln zł przychodu. W 2020 roku wynik wzrósł do aż 2,1 mld złotych. Pozwoliło to wypracować zysk na poziomie 1,1 mld złotych. Dotychczasowy rekord sprzed pięciu laty wnosił 342 mln złotych. Wielu zastanawiających się dlaczego przed premierą Cyberpunka 2077 kurs CD Projektu tak mocno rósł teraz mają odpowiedź. Wzrost skali biznesu jest ogromny.
Na początku pamiętajmy o kilku ważnych sprawach. Na wynik grupy kapitałowej CD Projekt mają wpływ jeszcze inne gry, tj. trylogia Wiedźmina z dwoma dodatkami do Dzikiego Gonu, Gwint oraz Wojna Krwi. Swoje dokłada też GOG. Mimo wszystko to właśnie Cyberpunk 2077 odpowiada za większość przychodów. Tylko w grudniu udało się sprzedaż aż 13,7 mln kopii. Wydaje się tylko kwestią czasu aż najnowsza gra CD Projektu RED stanie się najpopularniejszą rodzimą produkcją w historii. Obecnie numerem jeden z ogromną przewagą pozostaje Wiedźmin 3 z wynikiem ponad 30 milionów sztuk. Wracając do Cyberpunka, ponad połowę wyniku zapewniły komputery osobiste. 28% sprzedaży to PlayStation. Dużo, zwłaszcza biorąc pod uwagę wycofanie gry z PS Store. Tylko 17% wyniku dostarczył Xbox, nawet mimo mocnego zaangażowania Microsoftu w promocję tytułu. Bardzo ciekawe dane dotyczą rozkładu sprzedaży między pudełkami, a dystrybucją cyfrową. Ta druga to aż 73%. Dla dewelopera to świetna wiadomość, ponieważ oznacza znacznie lepsze marże i brak rynku wtórnego.
Po tak ogromnych zyskach w kasie CD Projektu jest około 1,5 mld złotych zapasów (w tym zyski z lat ubiegłych). Nic dziwnego, że zaczęło się dzielenie łupów. Najwięcej, bo aż pół miliarda trafi do akcjonariuszy, którzy otrzymają po 5 zł na akcję. Kwota ogromna, ale nawet przy aktualnej wycenie nie daje to zbyt dużej stopy dywidendy (około 3%). Jeśli więc ktoś ma akcja CD Projektu warte aktualnie 10 000 zł, w czerwcu otrzyma (jeśli do tego czasu nie sprzeda swoich udziałów) raptem 238 zł netto. Starczy akurat na Cyberpunka 2077. Mimo wszystko pół miliarda złotych dywidendy to ogromna kwota. Dla porównania w przeszłości CD Projekt tylko dwa razy dzielił się zyskiem z akcjonariuszami. Za każdym razem było to „tylko” 100 mln złotych. Na koniec warto zaznaczyć, że ok 600 mln zł zysku z zeszłego roku zostaje w kasie spółki, tym samym zabezpieczając ją na przyszłość. Część tej kwoty być może zostanie wydana na przejęcie innego studia. Takie plany pojawiały się w nowej strategii.
Zysk za 2020 rok trafi też do pracowników. Na pensje dla 1177 zatrudnionych i współpracowników wydano w 2020 roku aż 454 mln złotych. Nikt na biedę narzekać nie będzie. Znamy też konkretne kwoty jakie trafiły do kieszeni zarządu. Ten zainkasował rekordowe w historii polskiej giełdy 106 mln złotych! Nieco ponad 24 mln złotych otrzymają trzy najważniejsze osoby w firmie – Adam Kiciński (prezes zarządu), Marcin Iwiński (współzałożyciel) i Piotr Nielubowicz (dyrektor finansowy). Ten pierwszy razem ze standardowym wynagrodzeniem zainkasował aż 30 mln złotych. Żaden prezes spółki z GPW nigdy nie otrzymał takich pieniędzy w jednym roku. Nieco mniej (niecałe 17 mln zł) dostaną pozostali członkowie zarządu, czyli Adam Badowski (szef studia CD Projekt RED) i Michał Nowakowski (odpowiedzialny za sprzedaż). Do tego wszystkie należy doliczyć jeszcze wspomnianą wyżej dywidendę. Posiadający prawie 13 mln akcji Marcin Iwiński zainkasuje z tego tytułu ponad 64 mln zł brutto.
W kraju, w którym przez moment „aferą” był zegarek Roberta Lewandowskiego o wartości malutkiego mieszkania, takie wynagrodzenia zarządu mogą szokować. Aż dziwne, że szeroko pojęta lewica ciągle nie rozkręciła nagonki na władze spółki. W końcu jeszcze niedawno to ci ludzie przepraszali i brali na siebie odpowiedzialność za jakość Cyberpunka 2077. Z drugiej strony czy to ich wina, że spółka, w której posiadają udziały zarobiła tyle pieniędzy, które zostaną wypłacone w formie dywidendy? Nie, wręcz przeciwnie, mieli w tym spory udział. Pamiętajmy zresztą, że zarząd CD Projektu jest dosyć specyficzny. Nie ma tam miejsca na najemnych managerów, których celem jest maksymalizowanie zysków w jak najkrótszym okresie, za co najczęściej są wynagradzani ogromnymi premiami. Obecne władze CD Projektu to ludzie związani ze spółką od wielu lat. Adam Kiciński czy Marcin Iwiński są w niej od samego początku. Można powiedzieć, że przez prawie 30 lat doszli od budki na bazarze do jednej z największych firm w kraju. Adam Badowski z kolei był kluczową postacią już przy tworzeniu pierwszego Wiedźmina, kiedy jeszcze zespół deweloperski tworzył się w Łodzi. Tego w tej historii nie można zapominać.