Niby gdzieś to już widzieliśmy, ale i tak robi to wrażenie. W tej rajskiej zupie każdy znajdzie coś dla siebie. Serial Paradise przebojem wdarł się do biblioteki Disney+. Przyglądamy się mu z bliska.
Niewątpliwie obecne napięcia polityczne siłą rzeczy wpływają na zainteresowanie tego rodzaju wizjami. Mam na myśli polityczne thrillery, w których przedstawiona zostaje hiperboliczna sytuacja rodem z naukowej fantastyki – bomba albo wojna wybucha, świat się kończy, a ludzkość musi na nowo odnaleźć się w zastałej sytuacji. Nastroje katastroficzne są wciąż silne, bo i silny jest lęk przed końcem porządku, który znamy i do którego się przyzwyczailiśmy.
Na fali tego lęku powstał serial Fallout od Amazona, ale i Silos tworzony dla Apple (obieprodukcje wrócą w kolejnych sezonach). Pierwszy jest nieco bardziej ironiczny, bazujący na fabule i świecie zaczerpniętym z gry komputerowej. Drugi z kolei to fantazja twórcy poczytnych książek. Silos o wiele bardziej koresponduje, wręcz łączy się z Paradise. Właściwie mam wrażenie, że to niemalże bliźniacze produkcje, aczkolwiek dwujajowe – różnią się jedynie okryciem wierzchnim, w środku skrywając tę samą osobowość. Nieco inaczej układają się przesłania, w innych miejscach nałożono akcenty, ale generalnie rzecz ujmując, sens pozostał ten sam – schowajmy się w bunkrze, bo świat na zewnątrz uległ zepsuciu. I manipulujmy tymi, którzy przeżyli – stwórzmy cały system iluzji tak, by zachować osiągnięte status quo.
Paradise
Innego końca świata nie będzie
Paradise to gatunkowy miks. Czerpie z tradycji kina sensacyjnego i poniekąd detektywistycznego, sytuując w głównej roli przybocznego agenta amerykańskiego prezydenta, który zostaje postawiony przed wyzwaniem rozwikłania sprawy tajemniczej śmierci. Ale już cały sztafaż tej historii zbudowany został na niepokojach kina science fiction oraz kina katastroficznego. Co ciekawe, gdy tylko kamera skupia się na bohaterach i ich moralnych dylematach, serial staje się bardzo emocjonalny i przywodzi na myśl klasyczny dramat. Innymi słowy, w tej rajskiej zupie każdy znajdzie coś dla siebie.
Najciekawiej jednak w Paradise zarysowuje się narracja. To ona stanowi główną siłę tej produkcji. Z motywami ukazanymi w tej historii mieliśmy już do czynienia wcześniej, w różnej postaci, ostatnio właśnie przy okazji serialu Silos. Ale przewaga Paradise nad produkcją Apple polega na sposobie opowiadania. Chronologia odtwarzania wydarzeń zostaje celowo zaburzona, czego efektem jest odczuwany w trakcie seansu niepokój – nie możemy być pewni czego dowiemy się już za moment. Trochę przypomina to zabieg zastosowany w kultowym serialu Lost – Zagubieni, w którym lotniczą katastrofę i przebieg wydarzeń na wyspie uzupełniono retrospektywami bohaterów z przeszłości. Dzięki temu zaczęliśmy patrzeć na nich z różnych perspektyw.
Warto podkreślić, że Paradise, stworzone przez Dana Fogelmana, garściami czerpie także z tradycji literackiej antyutopii. W dużym skrócie mamy tu do czynienia z sytuacją, w której społeczeństwo decyduje się na stworzenie nowego świata – swoistej komuny, w której każdy trybik nie tylko ma działać jak należy, ale ma działać lepiej niż w poprzednim, przeszłym świecie. Pamiętacie taki film jak Ucieczka Logana? Tu także, okazuje się, że nie da się stworzyć nowej rzeczywistości, która uniknęłaby błędów tej poprzedniej – katastrofa, niczym klątwa, wisi nad społeczeństwem i jest nieuchronna.
Paradise
GramTV przedstawia:
Scenarzyści Paradise wyraźnie igrają z naszymi oczekiwaniami. Nie można przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się ta historia ani co kryje się pod maskami postaci tego spektaklu. To atut, który zdołał wynieść serial ponad przeciętność. Duża w tym zasługa przejmujących ról aktorskich. Główną rolę w Paradise gra Sterling K. Brown, który wciela się w postać Xaviera Collinsa, szefa ochrony prezydenta. Jego gra jest pełna fizyczności, ale również wrażliwości, co pozwala widzowi poczuć wewnętrzną tragedię postaci związaną ze stratą żony. W roli prezydenta Cala Bradforda występuje James Marsden. Początkowo jego postać może budzić mieszane uczucia, jednak w miarę odkrywania retrospekcji ukazywane jest bliższe, bardziej ludzkie oblicze tego bohatera, którego los wydaje się być tragiczny. Co ciekawe, tym razem to nie postać prezydenta pompuje balon patosu – to postać prezydenta go przebija.
Julianne Nicholson gra postać Samanthy Redmond aka “Sinatry”, której subtelna gra oddaje makiaweliczną naturę polityk o szerokich wpływach. Brak tu efektownych szarż – jej gra jest raczej subtelna, co czyni jej postać zaskakującą i przekonującą. Wspólnie z pozostałymi aktorami tworzą fascynujące trio, w którym każdy skrywa własne tajemnice, a ich losy splatają się w intrygującą i nieuchronnie tragiczną historię. Jak z kolei Paradise prezentuje się z punktu widzenia wiarygodności? Mam tu kilka uwag, bo osobiście trudno jest mi dać wiarę w to, że wybudowanie tak dobrze funkcjonującego, podziemnego kompleksu byłoby możliwe, szczególnie, gdy efekt był pozbawiony jakichkolwiek szwów. Już w Silosie kuło to w oczy. Trzeba jednak brać pod uwagę, że mamy tu do czynienia z elementem pewnej konwencji, na którą albo się godziny, albo nie. Gdy logikę tego świata uczynimy bardziej elastyczną, wówczas Paradise ma szansę trafić w sedno, ze swoją refleksją nad tym, co tu i teraz.
Paradise
Będzie drugi sezon – to już oficjalne
Trzeba wspomnieć także, że serial został wzbogacony bardzo przyjemnym dla ucha motywem muzycznym, który zdecydowanie umila odbiór poszczególnych scen, dodając im dramatyzmu. Paradise to serial, którego fabuła zawiera kilka ciekawie wplecionych zaskoczeń. Trudno przewidzieć jej rozwój. Z początku zaskakuje mocnym uderzeniem – to jeden z lepszych odcinków pilotażowych, jaki widziałem w ostatnich latach – by już za chwilę, w kolejnych kilku odcinkach, nie wiedzieć czemu scenarzyści wciskają pedał hamulca, nieco czyniąc narrację leniwą. Okazuje się, że to także był celowy zabieg, bo przez cały ten czas twórcy trzymali asa w rękawie w postaci siódmego odcinka – w mojej ocenie mistrzowskiego pod względem budowania i utrzymywania napięcia. Długo nie mogłem się po nim otrząsnąć.
Paradise to wedle mnie powiew inspirującej świeżości i dowód na to, że można umiejętnie bawić się popularnymi schematami fabularnymi, wywodzącymi z różnych gatunków, łącząc je w niebanalną całość. Hitchocowska zasada, mówiąca o wciąganiu widza w narrację już od samego początku, przy udziale mocnego tąpnięcia, została umiejętnie wcielona, ale jeszcze lepiej w serialu wypada moment kulminacyjny. Nie mam wątpliwości, że to jeden z mocniejszych, bardziej angażujących seriali ostatnich lat. Czy jednak twórcy zdołają podtrzymać nasze zainteresowanie w drugim, oficjalnie zapowiedzianym sezonie. Tu akurat byłbym sceptyczny. Wiele dobra w Paradise opiera się na efekcie zaskoczenia, którego raczej nie będzie się dało powtórzyć.
8,0
Pomimo tego, że fabuła powiela znane schematy kina science fiction i zarazem kina sensacyjnego, narracja ma na tyle dużo pozytywnych zaskoczeń, że ogląda się to z niesłabnącym napięciem.
Plusy
Aktorstwo jest pierwszorzędne, wyróżniłbym Jamesa Marsdena, który zdołał zaprezentować tu niejako dwie twarze postaci
Serial zaczyna się od mocnego uderzania, by później nieco uśpić naszą uwagę, aż do spektakularnego siódmego odcinka
Muzyka, szczególnie jej motyw przewodni, jest bardzo wyraźnie akcentowana, stanowiąc ciekawy wyróżnik produkcji
Odcinek pilotażowy i odcinek siódmy to w mojej ocenie małe, telewizyjne arcydzieła
Minusy
Środek serialu jest najsłabszy, jest kilka scen i wątków, które służą tylko do wypełnienia luk w ścianie
Niektóre pomysły scenarzystów nie są do końca wiarygodne
8?Czyli niby Dr House, Breaking Bad, Friends, Suits , Westworld to podobny poziom do tej szmiry? Chłopie , pomysł fajny, nie ukrywam. Ale reszta... Przecież tam się nic kupy nie trzyma. Dodali randomka na ostatnie dwa odcinki, który okazał się głównym złym z przypadku, na koniec wszyscy zbili pjone bez konsekwencji i ruszyli w świat, totalny średniak na 5. A gość ocenił to bardzo dobre , prawie arcydzieło hahaha