Po latach od zapowiedzi Skull and Bones w końcu dopłynęło do portu. Czy bezpiecznie? Przekonajcie się, czytając naszą recenzję!
Quo Vadis, Ubisofcie?
Tak, jak przyspawany do sterów jest nasz pirat w Skull and Bones, przez co to nie on, ale statek okazuje się bohaterem produkcji, tak samo francuski gigant nijak nie może zrezygnować z niektórych mechanik rozgrywki w swoich kolejnych dziełach. Wyjątkiem od reguły zdaje się wydane na początku tego roku Prince of Persia: The Lost Crown, które nie tylko charakteryzuje się wysoką jakością, ale i pozwala mieć nadzieję na to, że Ubisoft pozwoli sobie na więcej takich eksperymentów (nawet mimo niezadowalającej sprzedaży). Nie stanie się to jednak szybko, wszak po premierze nowego Księcia na rynku debiutuje Skull and Bones określane do niedawna grą widmo.
W związku z powyższym Francuzi ponownie serwują nam grę z otwartym światem, tym razem inspirowaną złotą erą piractwa, której akcja toczy się na wodach Oceanu Indyjskiego. Wcielamy się w rozbitka i mamy za zadanie stać się najsłynniejszym piratem w historii. Brzmi intrygująco? Na papierze oczywiście, ale szybko przekonujemy się, że w Skull and Bones nie wszystko (a w zasadzie mało co) zagrało jak należy. Wynika to choćby z długiego czasu produkcji, która przebiegała w sposób niezwykle chaotyczny.
Skull and Bones miało początkowo stanowić ewolucję pomysłów, z którymi Ubisoft eksperymentował już de facto przy okazji premiery Assassin’s Creed III, rozwijając jednak żagle dopiero za sprawą fenomenalnego Black Flaga z 2013 roku. Problem polega jednak na tym, że wydana ponad dekadę później produkcja w wielu aspektach nie tyle zrównuje się z kultowym tytułem, co wręcz sprawia, że mamy ochotę ją odinstalować i powrócić do klasycznego Assassin’s Creeda udostępnionego jeszcze w erze PlayStation 3 i Xboksa 360 (Assassin’s Creed IV: Black Flag w tym samym czasie trafił również na WiiU).
Zanim jednak przejdziemy do tego, co w Skull and Bones zagrało (tak, zacznijmy od pozytywów, bo wbrew pozorom tych w grze nie brakuje) chciałbym wspomnieć, że to nie pierwszy raz, kiedy pomysł Ubisoft na DLC (bo Skull and Bones pierwotnie miało być dodatkiem do Assassin’s Creed IV: Black Flag) przerodził się w zupełnie nową markę. Tak stało się właśnie z przywołanym już nie raz Assassin’s Creedem, który rozpoczął jako niewydane rozszerzenie do… Prince of Persia. Jeszcze w 2004 roku francuska ekipa prezentowała bowiem produkt o roboczej nazwie Prince of Persia: Assassin’s. Tyle tylko, że w tamtym przypadku odcięcie się od innej marki pozwoliło firmie rozwinąć skrzydła, tutaj jest jednak zupełnie inaczej.
Skull and Bones właśnie pod tą nazwą zostało zapowiedziane w 2017 roku, choć znając historię wiemy, że gra powstawała dłużej niż siedem lat. Wielokrotnie przekładana data premiery i problemy z produkcją ostatecznie mocno odbiły się na jakości, na szczęście jednak nie całkowicie, bo choć tytuł w wielu miejscach sprawia wrażenie przestarzałego i wybrakowanego potrafi sprawić nieco frajdy podczas rozgrywki. Na pierwszy plan wysuwa się naprawdę dobra oprawa wizualna. Wysokiej jakości modele statków, umiejętna gra światła i cienia w trakcie eksploracji (zwłaszcza po zmroku czy w szczerym słońcu) i całkiem nieźle prezentująca się woda to elementy, które sprawiają, że mimo wszystko nudne wędrówki od znacznika do znacznika mogą zrelaksować, zatrzymując nas przed ekranem.
Na początek plusy - co w Skull and Bones może się podobać?
Bardzo dobrze zrealizowana została także walka na morzu, która w Skull and Bones stanowi oczywiście esencję zabawy. Choć celowanie bywa momentami problematyczne, zwłaszcza gdy musimy odpowiednio manewrować statkiem, uważając na wiatr i fale, trafienie w słaby punkt naszego przeciwnika, a z czasem także posłanie go na dno to jeden z niewielu momentów, podczas których mamy ochotę na więcej. Starcia z szeregowymi przeciwnikami czy też znacznie bardziej wymagającymi (można śmiało powiedzieć - bossami) mogą się podobać, choć przydałaby się grze większa różnorodność. Mowa w tym przypadku zarówno o naszych okrętach (na ten moment możemy stworzyć dziesięć statków), jak i tych należących do przeciwników SI. Poza tym w grze znajdziemy także tryb PvP, bo nie wspomniałem jeszcze o tym, że Skull and Bones to gra sieciowa, która wymaga stałego połączenia z internetem, ale bez problemu zagracie w nią także solo.
Skull and Bones ma jednak znacznie więcej wad
Niestety, Ubisoft pokpił sprawę w wielu miejscach w sposób niewybaczalny. Jednocześnie nie mamy tutaj klasycznej kampanii fabularnej z prawdziwego zdarzenia, bo Francuzi chcieli, że to gracze sami sobie stworzyli historie, w których wezmą udział (tak, Skull and Bones miało pobudzać naszą wyobraźnie), lecz zarazem przygotowali dwa całkiem rozbudowane rozdziały stanowiące wprowadzenie do endgame’u. Pozbawione ciekawych postaci, dobrze napisanych dialogów czy wreszcie interesujących zadań etapy to nie to, czego oczekują gracze - przy Skull and Bones historie z innych gier Ubisoftu zasługują na owacje na stojąco. Nietrudno odnieść wrażenie, że z projektem misji czy też wklepaniem w odpowiednie miejsce kwestii wypowiadanych przez napotkane postacie niezależne lepiej poradziłby sobie ChatGPT aniżeli pracownicy wspomnianej firmy.
Wszystko to jest zaskakujące z wielu powodów, ale mnie najbardziej dziwi fakt, że w przygotowanie Skull and Bones zaangażowano kilkanaście wewnętrznych studiów należących do Ubisoftu. Tym bardziej, że gra oferuje zarówno misje fabularne, jak i poboczne. Jedne i drugie są niestety mało angażujące i zbyt podobne do siebie. Sporo tu bowiem pływania od punktu A, by w punkcie B wydobyć, zabrać z portu czy też ukraść dany surowiec, wracając z nim do punktu C. Zadania powiązane z głównym wątkiem poprzedzone są oczywiście wprowadzeniem, lecz mało interesującym, jak wspomniałem wcześniej napisanym przez niezbyt doświadczonych czy zwyczajnie leniwych osób odpowiedzialnych za ten aspekt Skull and Bones.
Taka pętla rozgrywki ma rację bytu, ale w nieco innej formie
Skull and Bones jest więc grą, w której pozyskujemy zasoby, by tworzyć lepsze statki, dzięki czemu możemy walczyć z bardziej wymagającymi przeciwnikami o kolejne łupy pozwalające na opracowanie większych i bardziej zaawansowanych okrętów. Taka pętla rozgrywki sprawdziła się w wielu produkcjach, ale tutaj - za sprawą tego, że cały gameplay sprowadza się w kółko do tego samego - szybko wkrada się monotonia. Owszem, niektórym taka niezobowiązująca zabawa może się spodobać. Jestem nawet przekonany, że dla wielu Skull and Bones będzie takim guilty pleasure. Nie zmienia to jednak faktu, że grze brakuje zawartości, urozmaicenia i generalnie czegoś, co zatrzymałoby przed ekranem wszystkich, którzy liczyli na interesującą ewolucję pomysłów z Black Flaga.
Skull and Bones jest zwyczajnie przestarzałe
Tymczasem w 2024 roku otrzymaliśmy grę, która w wielu miejscach nie spełnia współczesnych standardów, irytując licznymi archaizmami. Już pal licho fakt, że nie mamy tu kontroli nad postacią nigdzie indziej niż w portach (nie możemy chodzić po statku), ale dlaczego nawet tak świetny abordaż z Assassin’s Creed IV: Black Flag tutaj ograniczono do minimum. Podpływamy do tonącego statku wroga, wciskamy przycisk, członkowie naszej załogi rzucają liny na okręt nieprzyjaciela po czym na ekranie pojawia się informacja o zakończeniu abordażu; chwilę później otrzymujemy także wykaz pozyskanych surowców. Co istotne, przeglądając je w menu ekwipunku czy też zapoznając się z materiałami u sprzedawców musimy przeklikiwać się przez wiele okienek, chcąc uzyskać pożądane informacje.
GramTV przedstawia:
Skull and Bones to gra o piratach pozbawiona walki wręcz, jakichkolwiek mini-gier czy innych aktywności. Tu nawet nie można skakać, jak w AC, postać wyłącznie chodzi lub biega (o wyskoczeniu za burtę i pływaniu nie ma nawet co myśleć). Ale nie tylko to potrafi zirytować, bo na przykład będąc w porcie podchodzimy do swojego statku, klikamy przycisk, by wypłynąć w morze, po czym pojawia się czarny ekran i już jesteśmy na statku. Zresztą, te czarne ekrany obserwujemy znacznie częściej. Podchodzimy do lokacji, w której ma znajdować się NPC. Chcemy do niej wejść, więc wciskamy przycisk, widzimy czarny ekran, po czym pojawia się minimalnie zaanimowany rozmówca na prawie że statycznym tle.
Było już wiele na temat pozyskiwania surowców, ale nie wspomniałem o najważniejszym. Kiedy przy brzegu rosną akacje, których potrzebujemy, podpływamy do nich, po czym bierzemy udział w zręcznościowej mini-gierce polegającej na wciskaniu odpowiedniego przycisku we właściwym momencie, by pozyskać jak najwięcej materiału. Oczywiście wszystko dzieje się z poziomu pokładu statku, cały czas jesteśmy przyspawani do sterów. To już nie można było tego ogarnąć w jakikolwiek inny sposób? Przecież to wygląda zwyczajnie idiotycznie. Generalnie w Skull and Bones nie ma nic realistycznego, walka jest zręcznościowa, a sporo elementów ma charakter umowny, ale w tym aspekcie jednak Ubisoft już daleko popłynął…
Wracając jeszcze na chwilę do samych portów. Znajdziemy w nich, jak wspomniałem, NPC zlecających nam questy. W tych większych dodatkowo możemy spotkać inne postacie niezależne, w tym kowala, kupca czy szkutnika, i tak dalej. Wydając zdobyte materiały na nowy statek, montując kolejne rodzaje broni i wypływając potem w morze celem przetestowania swojego buildu można poczuć sporo frajdy. Po czym znów spotykamy NPC, zleca on nam kolejne takie samo zadanie, oglądamy niemalże identyczną do poprzedniej mapę skarbów, przepływamy spory kawałek mapy i mamy dosyć.
To samo, to samo, a potem jeszcze więcej tego samego
Ale tak, o ile mamy w sobie dość samozaparcia, po kilkudziesięciu godzinach docieramy wreszcie do endgame’u Skull and Bones, którego tematem przewodnim jest czarny rynek. Skupiamy się więc na przejmowaniu kontroli nad miejscami pozwalającymi na dokonywanie przemytów poprzez rozprawianie się czy to z SI, czy też z innymi graczami (a zwłaszcza z nimi, bo gra ewidentnie faworyzuje tryb PvP, nie bez przyczyny zresztą). Tworzymy więc różnego rodzaju używki i sprzedajemy je, by móc kupić walutę niezbędną do stworzenia najlepszych statków. Musimy jednak dostarczać surowce we wskazane miejsca, nierzadko pokonując duże odległości bez możliwości korzystania z szybkiej podróży, uważając oczywiście po drodze na inne statki.
Skull and Bones pod koniec budzi więc skojarzenia z grą mobilną, do której mamy logować się tylko po to, by odebrać nagrody i zaliczyć choćby jedno zadanie. Na szczęście nie znajdziemy tu mikropłatności, dzięki którym zyskamy przewagę nad innymi. Owszem, możemy wydać dodatkowe pieniądze w sklepiku wbudowanym w grę, niemniej w ten sposób nabędziemy jedynie kosmetyczne przedmioty.
Kwestie techniczne
Jeśli chodzi o optymalizację, to muszę przyznać, że jest całkiem nieźle. Skull and Bones testowałem na komputerze Actiny wyposażonym w procesor AMD Ryzen 9 5900X, kartę graficzną NVIDIA GeForce RTX 3080 10 GB i 16 GB RAM. Grając w rozdzielczości 4K z odblokowanym frameratem na najwyższych detalach (ultra wysokie z włączonym raytracingiem i upscalingiem TAA w trybie jakości) mogłem liczyć na płynność na poziomie 50-60 klatek na sekundę, czasem nieco więcej powyżej tego pułapu, sporadycznie mniej. Mogłem oczywiście nieco obniżyć jakość lub zmniejszyć rozdzielczość do Full HD i zablokować grę w 60 FPS-ach.
Podsumowanie
Nie chciałbym się już więcej pastwić się nad Skull and Bones, przywołując wypowiedź Yvesa Guillemota z Ubisoftu, który określił wspomnianą produkcję mianem AAAA (czyli coś więcej niż triple-A, a więc gra wysokobudżetowa). Tytuł absolutnie nie zaskoczył mnie pozytywnie czy to wielkością czy też jakością (może stanie się to z czasem, wszak gra ma być sukcesywnie rozwijana). Skull and Bones owszem, miało kilka interesujących momentów, ale generalnie mógłbym całość podsumować jednym słowem - rozczarowanie. Co zresztą niniejszym czynię, mając jednak nadzieję, że popremierowe aktualizacje czy dodatki sprawią, że kiedyś będę miał ochotę wrócić do świata pirackich statków, choć szczerze mówiąc, prędzej zainstaluję Assassin’s Creed IV: Black Flag.
5,0
Skull and Bones dopiero co dopłynęło do portu, a już niestety tonie. Ten statek można jeszcze w pewnym stopniu uratować, ale będzie to niezwykle trudne zadanie
Plusy
system walki może się podobać, starcia bywają intensywne zarówno samemu z SI, jak i w trybie PvP czy podczas rozgrywki kooperacyjnej
testowanie nowych buildów sprawia frajdę
bardzo dobra oprawa wizualna - gra na morzu ma świetny klimat (to również zasługa szant)
Minusy
nieciekawe, powtarzalne misje
kiepsko napisane dialogi
niezbyt wciągająca opowieść
sporo archaizmów
mało zawartości (w grze możemy stworzyć raptem 10 statków)
możliwość pieszych wędrówek jedynie po porcie
nie ma systemu walki wręcz, nie można pływać, skakać, itd.
abordaż ograniczony do minimum
idiotyczny system pozyskiwania surowców w formie mini-gry
nieciekawy endgame budzący skojarzenia z grą mobilną
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Fajne są porównania graficzne obu gier... trochę tak jak Suicide Squad: KtJL i Batman: AA (hint: korzystniej wypadają te starsze gry).
Silverburg napisał:
Jesteś w mniejszości, większość graczy uważa Black Flag za dobrą grę. Jedyną jej wadą było to, że był to średni Assassin, za to bardzo dobra gra o piratach :)
Tak, korzystniej... na starym sprzęcie. Widziałem te porównania. Zarówno Skull and Bones jak i Squad na RTX 4070 Ti nie wyglądają tak brzydko jak na tych filmach.
wolff01
Gramowicz
22/02/2024 00:10
Silverburg napisał:
Jesteś w mniejszości, większość graczy uważa Black Flag za dobrą grę. Jedyną jej wadą było to, że był to średni Assassin, za to bardzo dobra gra o piratach :)
Fajne są porównania graficzne obu gier... trochę tak jak Suicide Squad: KtJL i Batman: AA (hint: korzystniej wypadają te starsze gry).
Silverburg
Gramowicz
21/02/2024 19:10
Yun Yammki napisał:
Tu przestałem czytać ten bełkot ...
"...rozwijając jednak żagle dopiero za sprawą fenomenalnego Black Flaga z 2013 roku. "
Był tak fenomenalny że na zawsze skreślił AC z list...
Rozgrywka była taka sobie, w kółko to samo, a sama historia była mierna ...
Jesteś w mniejszości, większość graczy uważa Black Flag za dobrą grę. Jedyną jej wadą było to, że był to średni Assassin, za to bardzo dobra gra o piratach :)