To jeden z najlepszych souls-like’ów w historii. Pozycja obowiązkowa dla fanów gatunku.
Czy to Salt and Sanctuary 2?!
Nie jestem obiektywny i na pewno nie będę, wszak recenzja to najbardziej subiektywna forma wypowiedzi. Gusta są różne i wiem, że nie wszystkim spodobało się wydane w 2016 roku Salt and Sanctuary od niewielkiego Ska Studios, które od tamtego czasu ukończyłem kilkukrotnie różnymi postaciami, bawiąc się doprawdy wyśmienicie. Dlatego też z niecierpliwością czekałem na pełnoprawny sequel, lecz nie jest nim Salt and Sanctuary 2, lecz Salt and Sacrifice, które trafia na PC, PlayStation 4 i PlayStation 5. Ta recenzja powstała na bazie edycji komputerowej dostępnej w tym momencie jedynie za pośrednictwem Epic Games Store w atrakcyjnej cenie 69 złotych. Grę sprawdziłem na mocarnym komputerze Actiny wyposażonym w procesor AMD Ryzen 9 5900X, kartę graficzną NVIDIA GeForce RTX 3080 10 GB i 16 GB RAM i całość działała wyśmienicie na najwyższych ustawieniach w jakości Full HD.
Jeżeli popatrzymy sobie na zrzuty ekranu z Salt and Sanctuary i Salt and Sacrifice, to poza lekkim udoskonaleniem jakości grafiki nie zauważymy wiele więcej, ewentualnie dostrzeżemy zmiany w interfejsie użytkownika, ale styl oprawy wizualnej pozostał niezmieniony, co jest ogromną zaletą produkcji, chociaż z drugiej strony czasem trudno patrzeć na dziecięce twarze postaci widocznych na ekranie. Tak czy inaczej pozory mylą, bo Salt and Sacrifice oferuje wiele zmian i nowości, których próżno szukać w poprzedniej części serii. Mimo wszystko rdzeń zabawy pozostał nienaruszony, więc mamy tutaj do czynienia z dwuwymiarową grą akcji z elementami RPG i platformówki, a pewne rozwiązania w mechanice rozgrywki sprawiają, że Salt and Sacrifice to najzwyczajniej w świecie także metroidvania.
YOU DIED!
A skoro wcześniej wspomniałem o souls-like’u, to nie pozostaje mi nic innego, jak dodać wyłącznie dla formalności, że tak, Salt and Sacrifice charakteryzuje się wysokim poziomem trudności. Niemniej gra bierze z Dark Souls coś więcej, tak samo jak Salt and Sanctuary, w tym choćby konieczność odblokowywania skrótów podczas zwiedzania lokacji, odkrywanie świata na własną rękę metodą prób i błędów oraz zgony, wiele zgonów. Po każdej śmierci odrodzimy się przy ostatnio aktywowanym obelisku pełniącym funkcję ogniska, gdzie regenerujemy zdrowie, odnawiamy liczbę dostępnych “estusów”, czyli butelek regenerujących energię życiową naszego bohatera, a także przenosimy się do huba.
Co nowego?
Zamiast jednego wielkiego otwartego świata wraz z koniecznością powracania do wcześniej odwiedzonych lokacji (po to, by odblokować w nich nowe ścieżki przy użyciu zdobytych w trakcie kampanii umiejętności) tutaj mamy coś na wzór Nexusa z Demon’s Souls czy Snu Tropiciela z Bloodborne (Majula z Dark Souls II to raczej nie jest, o czym przekonacie się w dalszej części tekstu). Wspomniany już przeze mnie hub to klasyczne tego typu bezpieczne miejsce, do którego regularnie powracamy, by wydać zdobyte punkty doświadczenia, ulepszyć broń, stworzyć nowe elementy wyposażenia i porozmawiać z bohaterami niezależnymi. Co istotne, niektórzy z nich są dostępni od samego początku, inni pojawiają się w określonych fragmentach kampanii.
GramTV przedstawia:
Skoro już o tym mowa, to warto dodać, że Salt and Sacrifice jest jak Dark Souls również pod względem opowieści. Ta jest szczątkowa i pełna niedopowiedzeń, więc tak naprawdę tylko od nas zależy, czy w toku rozgrywki poznamy jedynie zarys fabuły, czy też dowiemy się więcej na temat tego, co dzieje się w świecie gry. Najkrócej rzecz ujmując w Salt and Sacrifice wcielamy się w postać Naznaczonego Inkwizytora, który poluje na magów. Na ekranie tworzenia postaci określamy więc nie tylko klasę, ale także wygląd oraz… wybieramy popełnioną przez siebie zbrodnię, co w niektórych przypadkach ma wpływ na to, jak rozpocznie się gra. Tak naprawdę tyle wystarczy, bo ewidentnie konstrukcja rozgrywki nie pozwoliłaby tutaj na zaimplementowanie rozbudowanego scenariusza z obszernymi dialogami, które miałyby sens. Dlaczego? Bo Salt and Sacrifice jest nieliniowe i oferuje mnóstwo swobody, do niektórych etapów dojdziemy szybko, inne możemy zostawić sobie na później, a część w ogóle pominąć, bo to jedynie opcjonalne aktywności.
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Szkoda że twórcy pokazali środkowy palec graczom na Steamie dzięki którym to tak na dobrą sprawę zaistnieli i możliwe było zrobienie drugiej części... no ale cóż... k...stwo też ma przecież swoją cenę.