O dość przerażającym raporcie organizacji Electronic Entertainment Design and Research (EEDAR) napisał na swoich łamach magazyn Forbes. Okazuje się bowiem, że wydawcy gier muszą się mocno napocić, by koszty dystrybucji danego tytułu się zwróciły. O zyskach mogą z kolei marzyć tylko nieliczni.
Według Geoffreygo Zatkina z EEDAR zaledwie 4% gier ukazujących się na rynku zapewnia swojemu wydawcy zyski. Koszty włożone w znakomitą większość pozycji zaledwie się zwracają, bądź inwestor nigdy ich nie odzyskuje. Ponad połowę budżetu przeznaczonego na produkcję danej gry często pochłania praca wtórna: rozmaite przeróbki czy tworzenie projektów od nowa.
Zatkin podkreślił, że tak kiepska sytuacja finansowa na rynku gier jest wynikiem braku możliwości opracowania jednego wzorca służącego do stworzenia gry przynoszącej zyski. Sam w przeszłości pracował nad rozmaitymi projektami i za każdym razem jego ekipa błądziła jak dziecko we mgle próbując wytypować elementy, które przyczynią się do lepszej sprzedaży danej gry.
Jako przykład Zatkin podał konieczność podjęcia decyzji o wcieleniu do danego tytułu trybu multiplayer, którego stworzenie kosztowałoby kolejne 500 tysięcy dolarów. Producenci i wydawcy nie są w stanie ocenić, czy taka inwestycja ma sens w znaczeniu finansowym.
"Nie można wskazać żadnej rzeczy, która przyczyniłaby się do sukcesu bądź porażki danej gry" - zaznaczał przedstawiciel organizacji EEDAR. Wiele czynników może jednak zwiększyć lub zmniejszyć szanse powodzenia poszczególnych tytułów. Wśród nich można wymienić takie aspekty, jak termin wydania, marka producenta, gatunek, platformy, na których ukaże się gra czy zapewnienia o zawartości dodatkowej do ściągnięcia.
Wobec powyższych danych automatycznie nasuwa się pytanie: to po co właściwie te gry powstają?