"Imperium Zła" czy "Obóz pracy" - wiele tego typu opinii na temat koncernu Activision krąży po sieci od wielu miesięcy. Jednak firmy pracujące dla tego wydawcy są innego zdania. Dlaczego?
"Imperium Zła" czy "Obóz pracy" - wiele tego typu opinii na temat koncernu Activision krąży po sieci od wielu miesięcy. Jednak firmy pracujące dla tego wydawcy są innego zdania. Dlaczego?
Jennifer O'Neal z Vicarious Visions mówi: Jesteśmy bezpieczni. Nie ryzykujemy niczym w przeciwieństwie do firm niezależnych. Jest również zdania, że gdyby nie wsparcie Activision to jej studio nigdy nie mogłoby skorzystać z technologii typu motion capture przy produkcji swoich gier.
Eric Biessman z Raven Software dodaje, że bycie wewnętrznym zespołem Activision jest znacznie przyjemniejsze i mniej stresujące niż obecność na rynku jako niezależny deweloper, któremu po miesiącach starania udało się znaleźć wydawcę dla swojego dzieła. Mówi on o swoich wspomnieniach:
Jeśli nie wykonało się planu na dany miesiąc, o którym była mowa w kontrakcie to po prostu nie dostawaliśmy wynagrodzeń. Kończyło się to często na tym, że szef studia musiał opłacać swoich pracowników kartą kredytową. Activision nigdy zupełnie nie odcina się od własnej ekipy, zwłaszcza jeśli chodzi o nową markę.
Głos w tej sprawie zabrał również Peter Della Penna z High Moon Studios. Twierdzi on, że Activision nigdy nie naciskało na wcześniejsze wydanie niedokończonego tytułu. Przełamuje on również stereotyp, że wydawca zmusza konkretne ekipy do prac wyłącznie nad jedną serią gier. Mówi on, że taką decyzję zawsze podejmuje szefostwo studia.
Czy jest to prawdziwy obraz giganta branży? Warto zauważyć, że słowa te nie pochodzą od PR-owców Acti, ale od samych jego pracowników. Hmmm... czyżby jednak praca dla Bobby'ego Koticka nie była wcale taka zła?