Hideo Kojima zaprzeczał, że Solid Snake bazował na Snake'u Plisskenie, ale trudno kłócić się z niemal identycznym doborem grderoby, fryzurą, opaską na oku, charakterem i słabością do papierosów obu bohaterów. A pozostaje przecież jeszcze kwestia pseudonimów. Co prawda czas różnie potraktował dwóch herosów. Solid Snake dostał szansę wyjścia z rejonów stereotypowego, pyskatego, odartego ze złudzeń wojaka, a Plissken został głęboko w latach 80-tych. Z rozwojem wypadków panowie poszli w swoje strony, ale nie da się ukryć, że bez Plisskena nie byłoby Solida.
Skończmy dygresję i wróćmy do sedna. Namco zapowiedziało Snake Plissken's ESCAPE w 2003 roku, celując w premierę dwa lata później. Gra miała pełną filmową licencję, swoją własną fabułę, rozgrywkę podobną do Dead to Rights oraz błogosławieństwo twórców filmów - Johna Carpenter, Debry Hill i samego Russella.
I to by było na tyle. Został tylko ten zwiastun, a jeden z najbardziej wpływowych bohaterów popkultury wciąż nie dostał swojej gry.
Jeśli nie widzieliście jeszcze filmów, koniecznie nadróbcie. Nakręcony po 15 latach sequel odstaje odrobinę od pierwowzoru, ale obie części to kawał porządnego kina akcji, dobrze oddającego ducha lat 80-tych i 90-tych.