Aż spodziewałem się tekstu typu "Minecraft, nazewnictwem stylizowany na Mein Kampf i konfliktach, które odbyły się na przestrzeni ostatnich 100 lat, zbiera kolejne żniwo".
Aż spodziewałem się tekstu typu "Minecraft, nazewnictwem stylizowany na Mein Kampf i konfliktach, które odbyły się na przestrzeni ostatnich 100 lat, zbiera kolejne żniwo".
W całej sprawie na szczęście nikomu nic się nie stało - dziewięciolatek w Orlando (Floryda) przyniósł do szkoły "wiele sztuk broni", na czym został przyłapany i odesłany do domu. Dzieciak, który "był na tyle niski, że ledwo widział sędziego stojąc przy barierce w sądzie", miał ze sobą niezaładowaną broń, magazynek z sześcioma nabojami, nóż do krojenia steków i mały młotek. Uzbrojenie, jak informuje WFTV-TV, należało do jego ojca.
Ojciec, który musiał znaleźć usprawiedliwienie na pozostawienie broni w widocznym miejscu, stwierdził, że dzieciak odgrywał scenki z Minecrafta, gdzie miał nauczyć się swojego zachowania, które przysporzyło mu tylu kłopotów. "Korzystają z młotków, by kopać w ziemi i z noży i broni, by bronić się przed zombie", powiedział rodziciel próbujący zwalić winę na grę, o której nie ma żadnego pojęcia.
Nie był on aż tak nieodpowiedzialny, jak mogłoby się wydawać, bo broń została pozbawiona części umożliwiających jej wystrzał, co nie zmienia faktu, że zwalanie winę na grę, której nieistniejące elementy miały posunąć dziecko do przyniesienia całkiem przyzwoitego zestawu uzbrojenia do szkoły, trochę wieje desperacją.
W Stanach Zjednoczonych gra ma oznaczenie 10+, które nadało ESRB. I choć fakt, że 9-latek grał w Minecraft nie jest czymś, co choćby zahacza o łamanie prawa, to według zaleceń platformy klasyfikującej gry wideo dziecko za "kopanie młotkiem" nie powinno się zabierać.
Najważniejsze, że nikt nie ucierpiał - i to nie tylko dlatego, że dopiero wtedy ruszyłby kolejny dym na przemysł growy. Niech ta historia nauczy nas tego, że zwalanie winy na coś innego nie zwalnia nas z jakiejkolwiek odpowiedzialności za nasze czyny. Pamiętajmy też, że lepiej orientować się w tym, co robi "dzisiejsza młodzież", bo przynajmniej wtedy może uda nam się wygrzebać odszkodowanie od niewinnych producentów i wydawców gier.