Kinowa adaptacja jednej z najważniejszych gier minionej generacji zniknęła z horyzontu. Być może nie bezpowrotnie, ale na razie musi wystarczyć nam porcja obrazków z wizją filmowców.
Kinowa adaptacja jednej z najważniejszych gier minionej generacji zniknęła z horyzontu. Być może nie bezpowrotnie, ale na razie musi wystarczyć nam porcja obrazków z wizją filmowców.
Losy filmu BioShock były wyjątkowo burzliwe. W 2008 roku projekt zaczęło rozwijać studio Universal, na stołku reżysera sadzając Gore'a Verbinskiego (znanego między innymi z Piratów Karaibów, ale i krótkiego romansu z grami), a scenariusz powierzając Johnowi Loganowi (Ostatni Samuraj). Wisienką na torcie był ogromny budżet wysokości 200 milionów dolarów. Pech chciał, że rok później widzowie nie ruszyli tłumnie do kina na wysokobudżetowe widowisko Watchmen: Strażnicy, więc wytwórnia - chcąc ograniczyć ewentualne ryzyko - kazało Verbinskiemu zrealizować swoją wizję mieszcząc się w 80 milionach dolców. Gore na te warunki nie przystał, zadowalając się stanowiskiem producenta, reżyserię powierzając zaś Juanowi Carlosowi Fresnadilli. I w tym momencie z prawa weta skorzystał Ken Levine (twórca gry), który nie był z nowego wyboru zadowolony. Levine postanowił też nie zadowalać się półśrodkami, byleby jego dzieło na srebrny ekran trafiło i historia filmu dobiegła końca.
Po tamtym projekcie zostały jedynie grafiki koncepcyjne autorstwa Jima Martina (pracował między innymi przy Hulku z 2003 roku).