Mamy za sobą dobry okres, prawda? Można nawet powiedzieć, trochę na wyrost, ale tylko trochę, że ostatni rok należał do polskich gier. The Vanishing of Ethan Carter od Adriana Chmielarza i jego astronautycznego zespołu zostało bardzo dobrze przyjęte i nieźle się sprzedało, jak na taką małą niszową rzecz. A jedenastobitowe This War of Mine w ogóle nieźle zamieszało i choć nie wiadomo jak wyglądają dane sprzedażowe, to nie da się ukryć, że była to jedna z głośniejszych i szerzej dyskutowanych gier, wydanych pod koniec ubiegłego roku. Dobrą passę kontynuowało techlandzkie Dying Light, świetnie się sprzedające i, co ważniejsze moim zdaniem, pokazujące, że twórcy z Wrocławia konsekwentnie i uparcie sami sobie podnoszą poprzeczkę i tworzą coraz lepsze jakościowo produkcje. No i Wiedźmin 3 oczywiście, którego nikomu nie trzeba przedstawiać, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. CDP RED w pocie czoła zapracował sobie na ten olbrzymi sukces i potwierdził mocną pozycję polskich gier. A i o kontrowersyjnym Hatred nie można zapominać, bo bez różnicy czy jest to gra dobra czy zła, to nie można jej odmówić wzbudzenia żywej reakcji wśród graczy i mediów. O grach polskich się mówi, gry polskie stawia się za przykłady, gry polskie biją rekordy popularności i nie tylko lądują na czołowych miejscach listach przebojów, ale też obejmują je w posiadanie, umieszczając w różnych Top 10 po dwie czy trzy pozycje. To niewątpliwy sukces, coś, czego tak naprawdę się nie spodziewaliśmy po latach grania w niższych ligach. Tylko... co teraz?
Polska na mapie gamedev jest od lat oczywiście. Ale dopiero teraz, dopiero wspólnym wysiłkiem wyżej wymienionych, wybiła się do czołówki. Że tak posłużę się ponownie sportową analogią, w końcu jesteśmy w pierwszej lidze, w końcu gramy z dużymi chłopcami, w końcu mierzymy się z konkurentami z najwyższej półki. I to zwycięsko, jak udowodnił właśnie Wiedźmin 3, który z uśmiechem na szerokiej słowiańskiej twarzy pokazał takim legendom jak BioWare i Bethesda, odpowiedzialnym za wiele znakomitych gier, jak się powinno robić RPG w dzisiejszych czasach. Aż serce rośnie, nie? Kopiemy tyłki, nie ma to tamto. Ale nie przesadzajmy z tą euforią, bo choć jest dobrze, to nie wiadomo, jak będzie dalej.
Z beniaminkami, z nowymi zespołami trafiającymi do pierwszej ligi, różnie bywa, o czym dobrze wiedzą wszyscy kibice. Czasem radzą sobie znakomicie i grają z legendarnymi klubami jak równy z równym przez cały następny sezon, a czasem po początkowym sukcesie, po wielkim wysiłku i zwycięstwie, jakim jest dostanie się do ekstraklasy, tracą tempo, tracą wiarę i przegrywają. Czasem tak bardzo, że znów spadają do niższej ligi. Widzieliśmy to już nie raz, nie tylko w świecie sportu, ale w grach również. Nasi drodzy sąsiedzi, Czesi, też mieli swój czas. Był moment, lata temu, gdy tworzyli dużo dobrych gier. A potem przestali. Węgrzy też nieźle sobie radzili. I Ukraińcy. Ogólnie nasza część Europy miała swoje dobre lata, jeśli chodzi o produkowanie gier. Sęk w tym, że nikt tutaj nie potrafił przekuć jednorazowych sukcesów na długotrwałą, pewną, solidną obecność na najwyższej półce. Jak będzie teraz, z nami, z naszymi polskimi grami? Oby historia się nie powtórzyła, obyśmy byli zieloną, niedotkniętą kryzysem wyspą także pod tym względem.
Przyszłość nie prezentuje się źle. To prawda, że na Cyberpunk 2077 trzeba jeszcze będzie kilka lat poczekać. To prawda, że Techland skasował poprzedni Hellraid, zaczął go robić od nowa i tak naprawdę nie wiadomo, co ma teraz w zanadrzu. To prawda, że Reality Pump, doświadczone studio z dawnymi sukcesami na koncie, poszło w diabły. Ale jest na co czekać. Na przykład Astronauci pracują nad nowym projektem, większym niż Ethan Carter, z otwartym światem i tak dalej. I jest też ten ekscytujący SUPERHOT, do którego szczerzą się fani i dziennikarze z całego świata już od dłuższego czasu. A i trzecia część Sniper: Ghost Warrior jest podobno zaskakująco dobra i CI Games może za jej pomocą w końcu dobić do czołówki. Do tego jeszcze trzeba doliczyć całe mnóstwo innych mniejszych i mniej znanych projektów, od których aż roi się w kraju. Kto wie, czy któryś z nich nie będzie następnym objawieniem na miarę This War of Mine? Trzymajmy kciuki, by był.
I miejmy nadzieję, że sami twórcy wytrzymają presję. Weźmy taki CD Projekt RED. Chłopaki zrobili kawał naprawdę fantastycznej gry, najlepsze RPG od lat, podnoszące poprzeczkę dla całego gatunku. Zdystansowali renomowane studia, branżowe legendy. I co teraz? Teraz muszą dokonać rzeczy najtrudniejszej, czyli przejść samych siebie. Po świetnym Wiedźminie 2 oczekiwania względem "trójki" były duże. Jak myślicie, jakie będą względem następnej gry CD Projektu? Ja im tej presji nie zazdroszczę, bo następna ich premiera będzie równie głośna, jak następny Mass Effect, Dragon Age, Fallout czy Elder Scrolls. I jak nie dadzą rady, jak nie sprostają oczekiwaniom, to oberwie im się od fanów, którzy wierzą w ich cudotwórczą moc.
Techland ma lepiej, z tyloma grami na koncie i takim doświadczeniem. I studio od lat konsekwentnie, małymi kroczkami podnosi jakość swoich produkcji. Nic nie każe sądzić, że zboczy z tej drogi, a wypadki, takie jak Call of Juarez: The Cartel, mogą się zdarzyć każdemu. Adrian Chmielarz i Astronauci to też starzy fachowcy, którzy wiedzą jak radzić sobie z presją. Nimi też nie ma się co martwić.
Mamy więc gwiazdorskiego napastnika, nasz CDP RED. Mamy solidnego, twardego centrowego obrońcę, Techland. A w pomocy doświadczonego Astronautę i młodego, zdolnego 11 Bit Studio. Jest dobrze. Ale żeby utrzymać polską reprezentację w ekstraklasie, by nasz gamedev nadal grał i wygrywał z najlepszymi, potrzeba będzie więcej. Więcej graczy na światowym poziomie w drużynie. Kilka gwiazd może pomóc w awansie, ale żeby się utrzymać, będzie potrzebny cały zespół. Miejmy nadzieję, że taki się w Polsce stworzy. Że to nie była chwilowa zwyżka formy, ewenement, przyjemna, ale krótkotrwała niespodzianka. Że tu, w pierwszej lidze, jest miejsce gier z Polski.
A jest, prawda? No jak nie, jak tak.