Deus Ex: Rozłam Ludzkości nie zawodzi. To powiem od razu, żeby już nie bawić się w jakieś wielkie owijanie w bawełnę i budowanie napięcia, przed odpowiedzią na pytanie, czy mamy tutaj do czynienia z grą złą czy dobrą. Nie mam żadnych wątpliwości, że to jest gra dobra jak najbardziej. Ale dobra w trochę inny sposób, niż poprzedniczka. Bunt Ludzkości był niesamowicie miłym zaskoczeniem. Nie dość, że udało się wskrzesić legendę Deus Ex bez uchybiania jej w żadnych aspekcie, to jeszcze okazało się, że mamy do czynienia z naprawdę świetną grą, skonstruowaną z rozmachem, polotem i wizją. Miała iskrę, miała jednocześnie ducha oryginału i swojego. No i zaserwowała nam fantastyczny skok techniczny jeśli chodzi o oprawę wizualną i ogólnie kwestie rozgrywki. Deus Ex: Rozłam Ludzkości niestety już takiej komfortowej sytuacji nie ma, bo nie porównujemy go z grą sprzed ponad dwóch dekad, wtedy genialną, ale teraz już brzydką i przestarzałą. Nowe przygody Adama Jensena nie mogą być już rewolucją i szokiem. Mogą być natomiast solidną, przemyślaną, dojrzałą produkcją, która stara się ulepszyć poprzednika, ale bez szukania prawdziwie nowych rozwiązań i nowych pomysłów. Sama historia serii Deus Ex pokazuje, że takie gonienie za innowacją bez poszanowania osiągnięć, prowadzi do powstania czegoś, o czym jednak wolelibyśmy zapomnieć. Jak o Deus Ex 2. Deus Ex: Rozłam Ludzkości jest więc grą solidną. Porządną kontynuacją. Nie zachwyca już tak jak poprzednik, ale jeśli jakoś zdołamy ten brak zachwytu przeżyć, to okaże się, że mamy tutaj grę lepszą pod prawie każdym względem. Niewiele lepszą, nie dramatycznie lepszą, ale lepszą.
Adam Jensen wraca i znów kopie tyłki... tudzież przemyka się za plecami, jak duch, kompletnie niezauważony