Journey to the Savage Planet ma być ambitne ponad miarę, mimo ograniczonych możliwości twórców. Muszą oni mądrze gospodarować posiadanymi zasobami.
Journey to the Savage Planet ma być ambitne ponad miarę, mimo ograniczonych możliwości twórców. Muszą oni mądrze gospodarować posiadanymi zasobami.
- Całkowicie rezygnujemy z modułu PvP, co oznacza, że na całą tę sporą porcję produkcji nie będziemy musieli w ogóle wydać pieniędzy. Nasz mały zespół robi więcej niż można by od niego oczekiwać. W kontekście historii nie chcemy przedstawiać długiej, liniowej opowieści. To z kolei oznacza, że możemy znacząco przyciąć na budżecie przeznaczonym na przerywniki filmowe. Jest też dużo mniejsze zapotrzebowanie na scenariusz - wylicza Hutchinson.
- To także oznacza, że możemy naprawdę zainwestować w systemy rozgrywki, które zapewnią graczom lepszą wartość za wydane pieniądze, jak i zabawę - wtóruje drugi ze współzałożycieli Typhoon Studios, Reid Schneider. - Gry pokroju Uncharted są oczywiście wspaniałe. Dla małej, niezależnej firmy nie ma jednak najmniejszego sensu stawanie z nimi w szranki. My musimy się skupić na tym, by stworzyć coż zapewniającego dobrą zabawę, niepowtarzalnego i interesującego. Hellblade jest tu najlepszym porównaniem - dodaje.
- To znacznie krótsze doznanie niż te oferowane przez tytuły AAA, ale sekunda po sekundzie nasza gra może się z nimi równać - uzupełnia Hutchinson. Journey to the Savage Planet zmierza na pecety, Xboksa One i PlayStation 4, gdzie zadebiutuje w przyszłym roku.