Wolfenstein będzie pełnoprawną kontynuacją Return to Castle Wolfenstein. Za produkcję odpowiedzialne jest doświadczone studio Raven Software, mające na swoim koncie obie części Hexena i Heretica, a także Quake’a IV, Star Wars Jedi Knight: Jedi Academy, Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast oraz kilka gier z serii X-Men.
Wątek fabularny nowej części "Wolfa" wykorzystuje popularny od dawien dawna schemat pozyskania artefaktu (w tym przypadku jest to Black Sun) przez dwie strony konfliktu. Jednak w odróżnieniu od wielu historii podobnego rodzaju, gdzie naprzeciw siebie stają dwie potężne armie (vide chociażby Władca Pierścieni), tutaj główny bohater, czyli B.J. Blazkowicz, jako jednoosobowe, niezniszczalne wojsko stawi czoła hitlerowcom z Heinrichem Himmlerem na czele, którzy mają zamiar wykorzystać wspomniane Czarne Słońce do własnych, niekoniecznie humanitarnych celów. Tradycyjnie dla serii akcja rozgrywa się podczas II wojny światowej, a konkretniej w 1943 roku w mieście Isenstadt, którego próżno szukać na mapach. Myliłby się ten, kto twierdzi, że Wolfenstein by Raven będzie kolejną nudną strzelanką osadzoną w realiach burzliwego konfliktu z lat 1939 – 1945. Już przed premierą wiemy, że autorzy wprowadzą do gry nowe możliwości, dzięki czemu przyciągną z pewnością do monitora czy TV zarówno entuzjastów RtCW, jak i fanów gatunku, którzy nie mieli styczności z wcześniejszą edycją (są tacy?). Wolfenstein nigdy nie był konkurentem Medal of Honor czy Call of Duty, i to nie dlatego, że pojawił się wcześniej, w pewnym sensie będąc dla nich wzorem. Stawianie go na jednej półce obok wspomnianych tytułów byłoby pomyłką. Zapowiadana strzelanka nie oferuje realistycznych scen – autorzy w Return to Castle Wolfenstein w dość delikatny sposób oferowali elementy science – fiction, jednak na „całe szczęście” poszli na całość przy tworzeniu nowej odsłony cyklu. Warto wyjaśnić różnorodną kolorystykę obrazków udostępnionych przez twórców. Te w tradycyjnej palecie barw osadzono w naszym wymiarze, natomiast intrygujące zielone to tajemniczy Veil, czyli w istocie drugi świat. Między oboma będziemy przenosić się przez niemal cały czas trwania rozgrywki (wykorzystanie tej możliwości stanie się kluczem do sukcesu). Do tego celu posłuży nam Veil Vision, który pozwoli na wykrycie oponentów niewidocznych przysłowiowym gołym okiem. Trzeba przyznać, że takie rozwiązanie wprowadza pewnego rodzaju powiew świeżości do gatunku. Zwykły noktowizor byłby tutaj nie na miejscu. Poza tym kolejnym ułatwieniem będzie bullet time, czyli popularny spowalniacz czasu. Odnoszę wrażenie, że nie sprawdzi się on akurat w tej grze, lecz na pewno okaże się dobrym wyjściem z trudnej sytuacji (czyt. duża ilość przeciwników) dla mniej doświadczonych graczy.Pięcioletni (żeby tylko) silnik do liftingu
Oprawa wizualna, jaka jest – każdy widzi. Wolfenstein bazuje na baaaardzo usprawnionej wersji silnika idTech 4 (Doom 3 się kłania), dlatego też nie oferuje żadnych wodotrysków graficznych. Niemniej jednak tekstury prezentują się bardzo przyzwoicie, a klimat, który dostrzegalny jest na filmikach, tak samo dobry albo nawet nieco lepszy niż w Return to Castle Wolfenstein (głównie budowany przez świetną muzykę). Wolfenstein zmierza na komputery osobiste (a jakżeby inaczej) oraz konsole Xbox 360 i PlayStation 3. Rynkowy debiut na wszystkich platformach nastąpi już 4 sierpnia bieżącego roku. Rodzimym dystrybutorem gry jest firma Licomp Empik Multimedia, która – jak wynika z informacji opublikowanych na stronie – wyda nowego "Wolfa" w polskiej, kinowej wersji językowej.