Ściągnij kompletny poradnik do gry Wolfenstein w formacie PDF
Dopiero ubiegłoroczny QuakeCon przyniósł pierwsze konkretne informacje na temat nowej gry z cyklu, zatytułowanej po prostu Wolfenstein. Z wytęsknieniem oczekiwałem pojawienia się tego tytułu na sklepowych półkach i wiązałem z nim ogromne nadzieję: Jak nowe przygody B.J. Blazkowicza wypadają na tle RtCW? Czy nowy Wolf jest godnym następcą poprzednika? Co nowego wprowadzili twórcy w tej odsłonie? Co zmienili? Odpowiedź na te, jak i wiele innych pytań, znajdziecie w niniejszej recenzji. Zapraszam.
Zabawę rozpoczynamy od mocnego uderzenia – filmiku wprowadzającego w fabułę, który mieliśmy okazję zobaczyć już jakiś czas przed premierą. Tym razem B.J. Blazkowicz w roli szpiega trafia na statek, w którym aż roi się od Niemców. Jednak szybko demaskuje się, rozpoczyna masową eksterminację przeciwników i ucieczkę, której nie powstydziłby się żaden bohater wysokobudżetowych amerykańskich filmów akcji. Celem podróży Blazkowicza jest fikcyjne miasto o nazwie Isenstadt. Zadanie bohatera jest wyjątkowo mało skomplikowane – musi poznać plany tajnej broni wroga, tzw. Czarnego Słońca (z ang. Black Sun). Inspiracje Już od samego początku można dostrzec, że Wolfenstein czerpie to, co najlepsze ze wszystkich głośnych strzelanin, wydanych na przestrzeni ostatnich kilku lat, dodając od siebie wiele elementów. Kontrolę nad bohaterem obejmujemy w pociągu, niczym w Half–Life 2, lecz w odróżnieniu od dzieła Valve, nie czeka nas nudna wyprawa bez broni, lecz od razu zostajemy rzuceni na głęboką wodę. Rozpoczyna się walka o przetrwanie na stacji kolejowej. B.J. Blazkowicz jest również świadkiem tajemniczych wybuchów, w wyniku których przeciwnicy, zamiast pożegnać się ze światem żywych, stają się bezwładni i latają pod sufitem. Po wybiciu wszystkich nazistów, trafia do serca nowego Wolfensteina, wspomnianego Isenstadt. Po kilkudziesięciu minutach rozgrywki i wykonaniu powierzonego nam zadania, otrzymujemy dostęp do medalionu o nazwie Woal (z ang. Veil) – kluczowej nowości w serii Wolfenstein. W jego skład wchodzą cztery umiejętności bohatera, które otrzymujemy sukcesywnie, wykonując kolejne misje. Na samym początku mamy wyłącznie dostęp do równoległego świata – wówczas na właściwe tekstury w grze nałożona jest zielona barwa. Podświetlone zostają sekrety oraz przeciwnicy, których nie dostrzeżemy w tradycyjny sposób. Możemy także likwidować latające istoty, tym samym pozbawiając życia nazistów – o ile te pierwsze znajdują się nieopodal drugich. Musimy jednak liczyć się z konsekwencjami – owe wytwory Woalu nierzadko atakują również Blazkowicza. Ostatnią możliwością jest przechodzenie przez ściany. Oczywiście nie wszystkie, lecz wyłącznie oznaczone grafiką słońca. Warto także dodać, że w Woalu niektórzy przeciwnicy (głównie bossowie) przybierają zupełnie inną postać. Poza tym tryb ów zaznacza słabe punkty przeciwników (z wyłączeniem żołnierzy, których pokonanie jest dziecinnie proste). Woal w późniejszym czasie rozgrywki oferuje także dostęp do innych właściwości. Gracz może korzystać z tarczy (wówczas przez kilkanaście sekund jest kuloodporny), spowalniacza czasu oraz zwiększenia siły rażenia pocisków. Pozory Autorzy oddali do dyspozycji gracza wrażenie otwartego świata. W istocie można podążać wyznaczoną przez siebie drogą i zwiedzać kolejne ulice, eliminując napotkanych wrogów, lecz takie działanie, niestety, nie ma większego sensu, gdyż nie prowadzi do żadnych korzyści. Ponadto trzeba się liczyć z bardzo częstymi loadingami kolejnych lokacji, gdyż Isenstadt został podzielonych na kilka dzielnic o małej powierzchni – np. Wschodnie Śródmieście, Zachodnie Śródmieście, etc. Generalnie po wykonaniu kilku zadań, wędrówka po mieście ogranicza się wyłącznie do znalezienia kryjówki, w której czekają zleceniodawcy. Można ich podzielić na dwie grupy – jedni są związani bezpośrednio z opowiadaną historią, natomiast drudzy oferują misje poboczne, których wykonywanie wiąże się z zarobieniem pieniędzy. Generalnie autorzy przygotowali osiemnaście etapów (13 + 5). Posiadanie odpowiedniej ilości złota ma olbrzymie znaczenie w Wolfensteinie i znacznie ułatwia rozgrywkę, albowiem można z niego skorzystać na czarnym rynku, zakupując ulepszenia do posiadanych rodzajów broni (tłumik, hamowanie odrzutu, amunicję) oraz Woalu (o którym za chwilę). Upgrade poszczególnych giwer ma wpływ na zadawanie obrażeń oraz nierzadko umożliwia rozwiązywanie zadań na dwa sposoby – nie tylko tradycyjnie, wystrzeliwując wszystkich z bezpiecznej odległości, lecz również w sposób dyskretny, zakradając się do przeciwnika i unieszkodliwiając go kolbą broni. Rozgrywka jest zaskakująca długa – od dłuższego czasu entuzjaści pierwszoosobowych strzelanin muszą liczyć się z tym, że ujrzą napisy końcowe nawet po 5 godzinach zabawy. Standardowo jednak gra FPP trwa 7-8 godzin. Wolfensteina na średnim poziomie trudności można ukończyć w 10 – 12 godzin. Od razu zaznaczam, że nie jest to czas wydłużony na siłę, gdyż twórcy nie dają graczowi ani chwili wytchnienia. Na każdym kroku spotykamy przeciwników – w większości są to nazistowscy żołnierze, lecz nie tylko – pojawiają się również m.in. zapowiadani przed premierą assassyni. Oprócz nich na naszej drodze stają opancerzeni wrogowie, wyposażeni w rozmaite działka (np. rażące prądem) czy też miotacz płomieni. Oczywiście nie zabrakło także bossów. Poza tym musimy szybko podejmować decyzje, korzystać z Woalu, biegać, uciekać, odrzucać granaty, a nawet unieszkodliwiać wrogów przy pomocy stacjonarnych broni i działek.Wolfenstein bazuje na silniku graficznym Dooma III, czyli id Tech 4, i wyciska z niego przysłowiowe „siódme poty”. Oczywiście nie można liczyć na wodotryski, jednak oprawa wizualna prezentuje się bardzo przyzwoicie, jednak zdecydowanie zbyt kolorowo. Return to Castle Wolfenstein jest mrocznym tytułem, wypranym z barw i nie ukrywam, że liczyłem, iż recenzowany tytuł również pójdzie tym śladem. Zastrzeżenia mam także do wyglądu głównego bohatera, czyli B.J. Blazkowicza. O ile w RtCW był rudym mężczyzną w średnim wieku, o tyle w Wolfenstein stał się ogolonym brunetem, przypominającym uczniaka. Na plus należy grze zaliczyć ścieżkę dźwiękową. Zastosowanie kilku motywów muzycznych z Return to Castle Wolfenstein to świetny pomysł, pozwalający na zbudowanie dobrego klimatu, którego w grze bardzo często brakuje.
I tak, i nie Reasumując, nowy Wolfenstein jako kontynuacja RtCW nie sprawdza się w żadnym stopniu. Jednak jako strzelanina jest wyśmienitą propozycją dla fanów gatunku, gdyż oferuje wszystko to, czego oczekuje zarówno przeciętny, jak i hardkorowy gracz: logiczną fabułę, masę przeciwników do pokonania, bogaty arsenał broni z możliwością ich ulepszania, efektowne walki z bossami, bardzo dobrą grafikę i stosunkowo niskie wymagania sprzętowe. Muszę jednak przyznać, że nie tego oczekiwałem od tej gry – liczyłem na bardzo mocną inspirację poprzedniczką.