Na Final Fantasy XIII przyszło nam czekać przez kilka lat. Czy warto zazdrościć Japończykom wcześniejszego terminu premiery? Na to pytanie dziś jednoznacznie nie odpowiem, jednak zapraszam do zapoznania się z garścią pierwszych wrażeń po kilku godzinach obcowania z grą.
Pierwszy i dość krótki niestety kontakt z najnowszym dzieckiem Square Enix, wzbudził we mnie mocno mieszane uczucia. Z jednej strony bowiem Final Fantasy XIII zachwyciło mnie oprawą i artyzmem, z drugiej na przykład dość szybko poczułem się znużony wciąż powtarzanymi walkami z tymi samymi przeciwnikami. Oczywiście czytając poniższy zapis moich wrażeń dotyczących gry, miejcie na uwadze rzecz niezwykle ważną – to jedynie kilka pierwszych godzin rozgrywki.
Jest to o tyle istotne, iż pierwsze kilka rozdziałów Final Fantasy XIII, które miałem okazję prześledzić, sprawia wrażenie jedynie długiego wstępu do właściwej opowieści. Świadczy o tym chociażby fakt, że na tym etapie nie miałem żadnej możliwości wyboru członków drużyny. Skład kilku prowadzonych przeze mnie ekip wynikał ściśle z założeń fabuły. Po prostu, co jakiś czas, zazwyczaj po krótkim epizodzie, następował przeskok do zupełnie innych bohaterów, co oczywiście wiązało się z przejęciem nad nimi kontroli. Z czasem dopiero ich drogi zaczęły się zbiegać, łącząc podczas konfrontacji z pierwszym większym bossem.
Zdaję sobie sprawę, że ten dość długi i żmudny wstęp, to ledwie początek Final Fantasy XIII, dlatego trudno mi na jego podstawie ocenić całość konstrukcji gry. Jeśli jednak w dalszym ciągu zabawy będzie to wyglądało identycznie, to może to być nieco rozczarowujące. Pozostaje więc mieć nadzieję, że po zebraniu całej ekipy gra da nam nieco więcej swobody w podejmowaniu decyzji kto, z kim, gdzie i kiedy. Nic jednak nie wskazuje na to, byśmy otrzymali możliwość wyboru jakichkolwiek kwestii podczas rozmów – wszystkie dialogi, które miałem okazję widzieć miały miejsce podczas wyreżyserowanych, zamkniętych przerywników filmowych.
Czy chocobo marzą o fryzurach afro?
Bohaterów Final Fantasy XIII nie udało mi się – czego strasznie żałuję - poznać w stopniu wystarczającym, by móc jednoznacznie ocenić ich kreację. To zresztą jedna z wielu zalet znakomitej części gier spod znaku jRPG – umiejętne i stopniowe rozgrywanie każdej wprowadzonej do gry postaci. Od samego początku czujemy wszakże, że każda z nich posiada własny, unikalny charakter i w jakiś sposób powiązana jest z fabułą. Nie jest to zatem zbiór ciekawych, lecz przypadkowych osób ze świata gry. To raczej klasyczny schemat opowieści, w której przeznaczenie doprowadza do spotkania kilku bohaterów mających odegrać kluczową rolę w dalszych wydarzeniach.
Na tym etapie najbardziej ciekawe i intrygujące wydały mi się dwie postaci: były wojskowy pilot Sazh i nastoletnia Vanille. Ta ostatnia początkowo wydała mi się zresztą potwornie irytująca (jej sposób poruszania się również), jednak bardzo szybko zmieniłem nastawienie do tej pyskatej i bezczelnej, ale niezwykle odważnej dziewczyny. W typowym dla Japończyków stylu od samego początku twórcy Final Fantasy XIII zaczynają grać na naszych emocjach – uśmiercenie budzącej sympatię postaci, czy pokazanie słabości głównych bohaterów, to tutaj nic nadzwyczajnego. Mam tylko nadzieję, że zachowają w tym rozsądek i gra w dalszej części nie zamieni się w łzawy melodramat.
Dość kontrowersyjny wydał mi się też na początku system walki, którego najważniejszą cechą jest to, iż kierujemy poczynaniami wyłącznie jednej postaci. Podczas każdej z licznych potyczek, mamy kontrolę jedynie nad liderem maksymalnie trzyosobowej drużyny – pozostali walczą samodzielnie, w oparciu o skrypty. Ma to oczywiście swoje dobre i złe strony. Doskonale sprawdza się w przypadku niezwykle częstych potyczek z „szeregowymi” przeciwnikami, które nie wymagają praktycznie jakiejkolwiek taktyki. W przypadku wydawania poleceń trzem członkom drużyny byłaby to istna droga przez mękę.
Przeszkadza to natomiast nieco w walkach z silniejszymi wrogami, podczas których niejednokrotnie wolelibyśmy mieć większą kontrolę nad naszą ekipą. Szczególnie odczuwalne jest to w przypadku potyczek z bossami, których można trafiać w kilka miejsc. Jednak zdecydowanie dużo więcej czasu spędzimy w Final Fantasy XIII na walkach z dziesiątkami pomniejszych wrogów i tutaj ten szybki system sprawdza się znakomicie – niektóre walki można zakończyć w kilkanaście sekund.
Sam system wyprowadzania ataków jest niezwykle prosty w obsłudze. Nasza postać dysponuje kilkoma slotami (ich liczba rośnie wraz z rozwojem), które w czasie rzeczywistym wypełniamy dostępnymi komendami, takimi jak ataki, leczenie, czy korzystanie ze zdolności. Po wypełnieniu się paska akcji następuje natychmiastowa egzekucja zaordynowanych poleceń. Pasek ponownie zaczyna się wypełniać, a my w tym czasie przyporządkowujemy kolejne polecenia. W ten sposób możemy łączyć w combo nawet kilka typów ataków. Nie musimy też martwić się o stratę kilku z nich, jeśli przeciwnik padnie w połowie combo – kolejne ataki automatycznie wyprowadzane są przeciwko kolejnemu wrogowi. System podpowiada nam też automatycznie najbardziej korzystne w danej chwili combo – jest to bardzo przydatne w przypadku częstych walk ze słabymi przeciwnikami.
Zaledwie „liźnięcie” Final Fantasy XIII, nie pozwala mi też na jednoznaczną ocenę kolejnego, ważnego elementu rozgrywki, czyli kwestii związanych ze sprzętem i ekwipunkiem. Na etapie, który osiągnąłem, mogę co najwyżej pokusić się o kilka wniosków. Zgodnie z tradycją, każda z postaci dysponuje unikalną dla niej bronią i atakami, tak więc nie będzie mowy o przekazywaniu uzbrojenia między bohaterami. Prawdopodobnie nie trafimy też na tradycyjne sklepy – opcja zakupów dostępna jest w punktach zapisu gry, gdzie z czasem mamy dostęp do coraz większej liczby różnorodnych ofert. Ciekawą rzeczą jest natomiast opcja automatycznego doboru sprzętu i zdolności (z posiadanych zasobów) według kilku określonych wzorców.
Mamo, jak tu pięknie!
Osobny akapit należy się oprawie audiowizualnej. Miałem przyjemność obcować z wersją Final Fantasy XIII na konsolę PS3 i muszę powiedzieć, że jakość obrazu w prerenderowanych sekwencjach filmowych po prostu powala. Dopiero teraz można w pełni docenić mistrzostwo i niezwykły kunszt ekipy Square Enix, która od lat słynęła z genialnych i świetnie wyreżyserowanych przerywników filmowych. Początek gry oglądamy z zapartym tchem, pełni podziwu dla jego twórców. Ja sam restartowałem grę trzykrotnie, tylko po to, by móc z nosem przyklejonym do 40 calowego telewizora wychwycić jak największą liczbę detali. W ten sam sposób zrealizowano też najważniejsze sekwencje na późniejszych etapach gry. Mniej ważne i widowiskowe sceny zrealizowano już na silniku gry.
To, czy oglądamy prerendery, czy obraz generowany w czasie rzeczywistym poznamy zresztą jedynie przy zbliżeniach. Nawet w samej grze tła i modele postaci są niezwykle szczegółowe. Do tego jeszcze należy dodać ten specyficzny dla japońskich gier artyzm, który przez swój eklektyczny, miejscami niezwykle krzykliwy styl zapewne po raz kolejny podzieli graczy na dwa skrajne obozy. Przyznam szczerze, iż nie przepadam za zbyt przesadzonym designem w grach, jednak w przypadku Final Fantasy XIII... poddałem się. Nagle przestały mnie obchodzić takie rzeczy, jak elementarny choć realizm, czy konsekwencja. Zakochałem się w tej feerii braw i kształtów.
Trudno też cokolwiek zarzucić udźwiękowieniu Final Fantasy XIII, choć z drugiej strony mam pewną uwagę. Przyznam szczerze, że wolałbym tę grę w oryginalnej wersji językowej z napisami. Obejrzałem prawdopodobnie na tyle dużo anime, by już odruchowo widząc gestykulację postaci, czekać na dialogi w tym właśnie języku. Nie jest to bynajmniej wina złego dubbingu – jest naprawdę niezły - po prostu moim zdaniem oryginalny pasowałby dużo bardziej.
Final Fantasy XIII po tym krótkim, bo trwającym zaledwie kilka godzin kontakcie, z jednej strony mnie mocno zaintrygował, z drugiej zaś wzbudził spory niepokój. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że liniowa rozgrywka wpisana jest w filmowy charakter tej produkcji. Jednak trudno mi pozbyć się wrażenia, że nawet na dalszych etapach nasza interakcja ze światem ograniczać będzie się jedynie do walk i wyboru uzbrojenia. Obym się mylił. O tym jednak dowiecie się już z recenzji pełnej wersji gry, którą zapewne niedługo napisze dla Was Lucas.