W czwartek dowiedzieliśmy się co nieco o naszych przeciwnikach, czyli Talibach. Wiemy już, kto będzie stał po drugiej stronie lufy. Czyich jednak rozkazów wysłuchujemy i w ramach jakich jednostek działamy w Medal of Honor? Postaramy się Wam przybliżyć w tym tekście historię oraz to, czym zajmują się operatorzy należący do United States Naval Special Warfare Development Group.
Zbyt długie nazwy
United States Naval Special Warfare Development Group budzi respekt już samą nazwą. Nic dziwnego - to aż 53 litery. Nic więc zatem dziwnego w tym, że formacja ta jest najczęściej określana skrótem "NSWDG" lub "DEVGRU". Można też spotkać się z nazwą SEAL Team Six (w skrócie ST6), której używano wcześniej. Tutaj może nieco zbyt wcześnie podam tę informację, ale ta niezdrowa fascynacja długimi nazwami poszła tak daleko, że w pewnym momencie oficjalny skrót liczył sobie aż 16 liter - "NAVSPECWARDEVGRU". My poprzestaniemy jednak na "DEVGRU".
Kryzys Irański
Samo powstanie DEVGRU nie miało zbyt miłych okoliczności. Zapotrzebowanie na formację nadzorującą i koordynującą działania jednostek specjalnych pojawiło się w roku 1979. Miał wówczas miejsce tzw. "kryzys Irański". 4 listopada do ambasady Stanów Zjednoczonych w Teheranie wkroczyła grupa studentów muzułmańskich, którzy przejęli kontrolę nad budynkiem przy okazji biorąc jako zakładników 52 obywateli USA. Ostatni zakładnicy zostali zwolnieni dopiero po 444 dniach, 20 stycznia 1981.
Próba odbicia
Przez te niemal 1,5 roku Amerykanie zdołali tylko raz spróbować odbić zakładników i miało to miejsce 24 kwietnia 1980 roku. Operacja o kryptonimie "Eagle Claw" została zlecona przez urzędującego ówcześnie prezydenta USA, Jimmy'ego Cartera. Według planu, 8 helikopterów miało dotrzeć w okolice miejscowości Tabas, a potem zrobić skok do gór w pobliżu Teheranu i stamtąd rozpocząć właściwą akcję. Niestety, szyki popsuła burza piaskowa, która spowodowała zatkanie filtrów jednego z RH-53D Sea Stallion, a pilot kolejnego stracił orientację w terenie i został zmuszony wrócić do bazy. To uszczupliło wyposażenie ekipy ratunkowej do 6 helikopterów. W trakcie misji Amerykanie porzucili za sobą jeszcze jednego RH-53D, w którym podczas lotu padła hydraulika.
Ale to nie był koniec problemów związanych z feralną burzą piaskową. Mimo przeprowadzenia uprzednio na miejscu lądowania dokładnego zwiadu i oznakowania terenu, wiatr przeniósł ze sobą taką dużą ilość piasku, że piloci mieli problemy z bezpiecznym posadzeniem maszyn. Do tego cysterna, która miała przeszmuglować paliwo dla helikopterów na tymczasowe lądowisko, została zniszczona przez Irańczyków. Łuna powstała z jej wybuchu pomogła jednak pozostałym helikopterom odnaleźć punkt docelowy.
Na miejscu zginął kierowca ciężarówki, ale niestety nie była to jedyna ofiara, jaka straciła życie podczas "Eagle Claw". Oprócz helikopterów, akcję operatorów miał wspierać dodatkowo samolot AC-130. W wyniku trudnych warunków pogodowych, które można określić jako "zdecydowanie zbyt dużą zawartość piasku w powietrzu", podczas manewrów na tymczasowym lotnisku, jeden z RH-53D zahaczył wirnikiem o ogon AC-130. Sprawę pogorszył fakt, że transportowiec miał w swoich zbiornikach nie tylko paliwo dla siebie, ale również dla reszty maszyn biorących udział w akcji. W powstałej eksplozji zginęło 8 żołnierzy.
Spływające raporty z pola walki nie napawały optymizmem dowództwa. Do bieżących strat dochodziły bowiem jeszcze te planowane na kolejnych etapach misji. Przewidywano bowiem utratę jeszcze paru śmigłowców. RH-53D dość łatwo ulegają awarii, gdy startują "na zimno", a tego wymagał plan ewakuacyjny. Dlatego też do Białego Domu została przesłana rekomendacja sugerująca wydanie rozkazu przerwania operacji. Carter wyraził zgodę na ewakuację żołnierzy, których z pustynnego lotniska zabrał transportowiec C-130. Helikoptery oraz tajne dokumenty dotyczące siatki CIA, jaką zorganizowano w Iranie, pozostały na miejscu. Suma summarum Irańczycy przy zerowym wkładzie własnym obudzili się następnego dnia z prezentami w postaci kilku sprawnych helikopterów czekających na nich na środku pustyni. Maszyny te przeszły do służby w Irańskiej Marynarce Wojennej.
Potrzeba zmian
Porażka operacji "Eagle Claw" uświadomiła dowództwu Armii Stanów Zjednoczonych potrzebę sporych zmian. Postanowiono powołać specjalna grupę do walki z terrorystami i zadanie to powierzono Richardowi Marcinko. Tak narodziła się SEAL Team Six, która była w pełni zdolna do działania w 1981. Co ciekawe, ówcześnie Armia Amerykańska miała jedynie dwa oddziały SEAL. Oznaczenie jednostki numerem 6 nie wynikało bynajmniej ze słabych umiejętności matematycznych Marcinko. Nazwa miała na celu zmylenie wrogiego wywiadu tak, aby myślał, że siły USA są większe, niż w rzeczywistości.
Początki ST6 były dość ciężkie. Marcinko miał bowiem tylko pół roku na to, aby znaleźć odpowiednich żołnierzy do swojej formacji. Jako, że w tak krótkim czasie niemożliwe było opracowanie odpowiedniego programu rekrutacyjnego ani nawet treningowego, dlatego improwizowano. Marcinko osobiście odwiedzał inne jednostki SEAL i dokładnie lustrując dotychczasowe osiągnięcia żołnierzy, dobierał kolejnych członków zespołu.
Jednak to nie tylko wzorowa służba liczyła się podczas rekrutacji. O wiele istotniejsze były umiejętności danego kandydata. Marcinko zadbał o to, aby w jego jednostce znaleźli się ludzie o określonych specjalizacjach. Pod uwagę brał on również zdolności językowe prześwietlanych ochotników. Przyszłe działania ST6 wymagały poruszania się po terytorium obcych państw i zdolność do porozumienia się z lokalną ludnością była kluczowa dla powodzenia przyszłych misji.
Trening
Najważniejszy nacisk podczas treningu SEAL Team 6 był położony na umiejętności strzeleckie oraz przeprowadzanie ćwiczeń w warunkach będących zbliżonymi do rzeczywistych. Jak pogłoska niesie, członkowie jednostki dowodzonej przez Marcinko podczas treningów wystrzeliwali więcej pocisków, niż cały korpus Marine. Nie wiadomo jednak, ile w tym prawdy, a ile legendy. Wiadomo jednak, że sam kilkumiesięczny kurs szkoleniowy jest dosłownie morderczy. Zdarzyło się bowiem, że kilku rekrutów zginęło podczas ćwiczeń spadochronowych lub podczas "symulacji" walki na mały dystans. Statystyka mówi, że na 20 kandydatów, jedynie 12 dociera do końca szkolenia. Przez cały okres ćwiczeń każdy ze "świeżaków" jest dokładnie obserwowany przez instruktorów DEVGRU. Mówi się, że szkolenie do tej jednostki nie poddaje testowi zdolności fizycznych kandydata, ale głównie jego psychikę i wytrzymałość.
Misja na Grenadzie
Pierwszym poważnym zadaniem SEAL Team 6 był udział w operacji Urgent Fury w 1983. Wówczas na Grenadzie doszło do przejęcia władzy przez komunistycznych rewolucjonistów. Rząd USA obawiał się o sąsiadujące z Grenadą państwa wysp Karaibskich oraz własnych obywateli, którzy przebywali w tamtym rejonie. Dlatego też zdecydowano się na rozpoczęcie inwazji.
W tych działaniach wzięły udział dwa oddziały ST6. Pierwszy miał za zadanie ochronę i ewakuację Generalnego Gubernatora Paula Scoona oraz jego rodziny. Początkowy plan zakładał, że oddział zrzuci się do morza niedaleko gubernatorskiej posiadłości. Niestety, wzburzone morze i sztorm już na tym etapie pochłonęły 4 członków z 8-osobowej ekipy. Mimo to, ocalała garstka dotarła do brzegu i zabezpieczyła rezydencję. Wkrótce potem na miejscu pojawiły się wrogie jednostki, które zostały błyskawicznie wyeliminowane przez członków ST6. W czasie akcji ekipa SEAL Team 6 miała problemy z łącznością, a ta była niezbędna, aby móc wezwać ataki lotnicze. Gdy ich podstawowe radio padło, żołnierze użyli zwykłego telefonu aby połączyć się z dowództwem i wezwać wsparcie AC-130. Cała rodzina Gubernatora Scoona została bezpiecznie ewakuowana z zagrożonego terenu.
Druga ekipa miała za zadanie przejęcie kontroli nad jedyną na wyspie stacją radiową. Początkowo zadanie szło zgodnie ze wcześniejszymi założeniami. Oddział odparł atak 20 wrogów przebranych za pracowników obsługi technicznej. Niestety, pojawienie się opancerzonego wozu BTR-60PB wyposażonego w 14,5 mm CKM wymusiło zmianę planu działania. Zamiast przechwycić stację radiową, ST6 postanowili ją zniszczyć, uniemożliwiając przeciwnikowi koordynację działań. Jednocześnie opuścili oni oflankowany przez wrogów budynek i wycofali się przez szeroką łąkę w stronę plaży. Oddział niewiele myśląc wskoczył do wody i płynąć równolegle do brzegu znalazł schronienie na skałach pod klifem. Gdy wrodzy żołnierze zaprzestali poszukiwań i wycofali się z plaży, operatorzy wskoczyli do wody i starali się odpłynąć jak najdalej od brzegu. Dopiero po 6 godzinach przebywania w wodzie zostali oni zauważeni przez samolot ratunkowy i ewakuowani.
Inne misje
W trakcie swojej działalności członkowie DEVGRU/ST6 zajmowali się m.in. chwytaniem przestępców wojennych. Na swoim koncie mają oni m.in. złapanie Gorana Jelisića, Simo Zarica, Milana Simica i Miroslava Tadica. Dzięki temu mogli oni stanąć przed Trybunałem Haskim za popełnione w Bośni zbrodnie. Ponadto członkowie DEVGRU mieli "przyjemność" walki z somalijskimi piratami. W trakcie akcji odbijania kontenerowca Maersk Alabama, snajperzy jednostki jednocześnie ściągnęli strzałami prosto w głowę 3 porywaczy, ratując tym samym życie kapitana statku. Strzały padły bowiem w momencie, gdy jeden z piratów mierzył z AK-47 do pleców porwanego i najprawdopodobniej szykował się do strzału.
Aby nie było zbyt pięknie...
Historia DEVGRU ma jednak także swoją czarną kartę. W sierpniu 2010 członkowie jednostki zostali wysłani, aby uratować porwaną przez Talibów wolontariuszkę, Lindę Norgrove. Niestety, misja ta zakończyła się śmiercią porwanej. Początkowo sądzono, że zginęła ona od kamizelki z materiałami wybuchowymi, jaką nałożyli jej wcześniej Talibowie. Jak się później okazało, powodem jej śmierci był granat rzucony przez żołnierza DEVGRU. Według jego zeznań, nie widział on Norgrove w okolicy, w stronę której rzucił feralny granat.
Koniec tygodnia
I tym sposobem kończymy Tydzień z grą Medal of Honor. Mamy nadzieję, że nasze artykuły przypadły Wam do gustu. Jeżeli przegapiliście któryś z nich, to koniecznie skorzystajcie z obrazka poniżej, aby znaleźć ich pełną listę. Recenzja Medal of Honor na dniach powinna pojawić się na gram.pl, do której lektury również Was zachęcamy.