Wydawanie płatnych (niestety) zestawów nowych map do popularnych strzelanek sieciowych, to dziś już standard. Oczywiście można się na to zżymać i narzekać, jednak przynoszącej zyski polityki wydawców raczej nie zmienimy. Dobrze przynajmniej, jeżeli dodatki takie są wysokiej jakości i oferują sporo dobrej zabawy. Tak było w przypadku DLC Vietnam do Bad Company 2, tak na szczęście jest też w przypadku Powrót do Karkand, zestawu czterech map i kilku gadżetów do Battlefield 3.
Back to Karkand, to przede wszystkim cztery mapy znane doskonale graczom, którzy mieli okazję spędzać godziny na polach bitew w Battlefield 2. Dodam tutaj, że to zresztą jedne z moich ulubionych map w pierwszoosobowych strzelankach. Odświeżanie map, nie jest w tej serii pomysłem nowym, pakiet już znanych map otrzymaliśmy wszak w bodaj siódmym VIP-packu do Bad Company 2. Wtedy wszakże posiadacze pecetów otrzymywali te zestawy za darmo. Oczywiście, żeby oddać sprawiedliwość EA, nie wszyscy muszą za Back to Karkand płacić – dla posiadaczy Edycji Limitowanej pakiet jest za darmo. Czy warto to jednak uczynić, gdy posiadamy zwykła wersję gry?
Oczywiście wiele zależy od naszej postawy, jeśli jednak nie mamy nic przeciwko wspieraniu tego typu polityki wydawniczej, odpowiem jednoznacznie – warto. Cztery mapy z Back to Karkand mają w sobie olbrzymią grywalność i śmiem twierdzić, że są (mimo ewidentnego recyklingu) najlepszymi w Battlefield 3. Co więcej, to właśnie na nich – choć może to wynikać również ze wspomnień – czuje się najlepiej ducha BF2. Nawet mimo kilku różnych zmian w odniesieniu do oryginałów, takich, jak na przykład „mroczniejszy klimat” części z nich, czy większa liczba budynków. Odniosłem też wrażenie, że system zniszczeń jest bardziej kompleksowy - do niemalże każdego budynku da się wejść i go zniszczyć.
Wyróżnia się tutaj oczywiście Wake Island, od dawna jedna z najlepiej zaprojektowanych moim zdaniem map do tego typu rozgrywki. Dzięki zróżnicowanej i otwartej strukturze pozwala poszaleć zarówno snajperom, jak i miłośnikom pancernych rajdów. Nie gorzej wypadają pozostałe „klasyki”, czyli Strike at Karkand, Gulf of Omen i Sharqi Peninsula. Mapy są naprawdę dobrze zbalansowane i przede wszystkim nie ma na nich praktycznie tuneli, tak charakterystycznych dla oryginalnych z Battlefield 3. To dobrze, bo właśnie nadmiar tego typu konstrukcji poziomów w podstawowej wersji gry z czasem okazał się dla mnie największą jej wadą.
Otwarte i szerokie mapy pozwalają na stosowanie wielu różnorodnych taktyk i jednocześnie sprawiają, że praktycznie każda rozgrywka jest inna. Walki na bardziej zurbanizowanych mapach, to często ledwie kontrolowany, ale bardzo przyjemny chaos, podczas którego równie dobrze można zająć odległy punkt odważnym rajdem w transporterze, jak i dostać kulkę w plecy w najmniej spodziewanym momencie.
Duży wpływ na intensywność doznań i adrenalinę podczas zabawy mają też dwa inne czynniki. Po pierwsze umieszczenia zazwyczaj aż siedmiu punktów do zdobycia sprawia, że nawet przy pełnej, 64 osobowej obsadzie serwera, rozgrywka jest bardzo dynamiczna. Po drugie bardzo spodobał mi się nowy tryb zabawy wprowadzony przez Back to Karkand, czyli Conquest Assault. Opiera się on na tych samych założeniach, co klasyczny Conquest, z tą różnicą, że jedna ze stron posiada zazwyczaj większą liczbę zajętych na starcie punktów, druga zaś ma w zamian więcej biletów.
Jedyny zarzut mam do wykorzystania map w trybie Rush. W niezrozumiały dla mnie sposób ograniczono obszar pola walki, po raz kolejny zmuszając graczy do typowego parcia naprzód relatywnie wąskim korytarzem; zbyt mocne wyjście w bok kończy się zazwyczaj komunikatem o opuszczaniu pola walki. Zamiast więc dodatkowych opcji taktycznych, jakie dałyby te szerokie mapy, znów musimy pchać się bezpośrednio pod lufy obrońców. Szkoda.
Pod względem kompleksowości daleko Back to Karkand do Vietnamu. Nie ma tu praktycznie zmian w settingu, co było olbrzymimi plusem DLC do BC2, a sam porównałbym go do dodatków Euro Force, czy Armored Fury do BF2. dlatego też, poza nowymi-starymi mapami, otrzymujemy również kilka nowych siejących zniszczenie, śmierć i pożogę zabawek oraz nowy mechanizm ich odblokowywania.
Pierwsza kwestia, to oczywiście dostępne na mapach nowe pojazdy z wyróżniającym się tutaj F35B, czyli samolotem posiadającym zdolność pionowego startu i lądowania oraz zawisania nad polem bitwy. Choć staje się wtedy potencjalnie łatwym celem, łączy w sobie cechy śmigłowca szturmowego z szybkim samolotem szturmowym. Niektórzy weterani z niego praktycznie nie wysiadają, dokonując niemal cudów. Dodatkowo na mapach znajdziemy transporter opancerzony BTR-90 i uzbrojony w granatnik buggy DVP.
Kolejna kwestia, to nowe giwery, które jednak musimy sobie odblokować, wykonując nowe „zadania” zgrupowane w menu Assigments. Większość tych zadań jest dość prosta do realizacji i obejmuje zazwyczaj „na co dzień” wykonywane czynności, choć zdarzają się smaczki, takie jak konieczność zabicia kogoś narzędziem do naprawiania. Inna sprawa, to zmuszenie w ten sposób graczy do choćby kilku potyczek w mało popularnym trybie Squad Deathmatch.
Wykonanie wspomnianych zadań da nam dostęp do dokładnie dziesięciu nowych broni, wśród których znajdziemy takie zabawki, jak francuskiego Famasa, który bardzo szybko stał się jedną z ulubionych broni wielu zdeklarowanych szturmowców, czy posiadającego wyjątkowo pojemny magazynek i również lubianego PP-19. Sporo tu również wszelakiej „chińszczyzny”, ale znajdziemy też prototypy, jak choćby słynnego Jackhammera.
Największą wadą Back to Karkand jest fakt, że za dodatek gracze nie posiadający Edycji Limitowanej muszą zapłacić. Cóż, takie czasy, ale w tym przypadku mamy przynajmniej świadomość, że nasza ciężko zarobiona/wysępiona/zaoszczędzona kasa nie pójdzie na marne. Bo Back to Karkand jest naprawdę dającym dużo dobrej zabawy DLC. Oczywiście – jak chyba każdy – wolałbym, aby dodatek był od początku integralną składową Battlefield 3 lub przynajmniej był za darmo, jednak nie będę marszczył zbyt długo czoła. To naprawdę świetne mapy. Jak zawsze w takich przypadkach – stare, ale jare.