Remedy Entertainment nieco rozmieniło się na drobne i zamiast pełnoprawnej kontynuacji Alana Wake'a zaserwowało nam dystrybuowany drogą cyfrową spin-off o podtytule American Nightmare. Czy była to dobra decyzja?
Remedy Entertainment nieco rozmieniło się na drobne i zamiast pełnoprawnej kontynuacji Alana Wake'a zaserwowało nam dystrybuowany drogą cyfrową spin-off o podtytule American Nightmare. Czy była to dobra decyzja?
Wydany niespełna dwa lata temu Alan Wake, który nota bene powstawał w ciężkich bólach przed bodajże pół dekady, spełnił pokładane w nim nadzieje. Historia pisarza zbierającego termosy z kawą została przedstawiona w niezwykle zgrabny sposób, choć jej zakończenie mogło niektórych rozczarować. Następnie twórcy postanowili rozszerzyć fabułę za sprawą dwóch DLC, a później na długi czas zamilkli. Wówczas wydawało się, że ostro wzięli się do pracy nad Alan Wake 2, ale zamiast przygotować sequel, stworzyli konwersję oryginału na PC oraz właśnie Alan Wake's American Nightmare, który w ubiegłym tygodniu wylądował na... Xbox Live Arcade.
Tytułowy pisarz w Alan Wake's American Nightmare przypadkiem zostaje uczestnikiem serialu telewizyjnego do którego sam napisał scenariusz, a jego głównym prześladowcą jest jego sobowtór, Mr. Scratch. Początkowo ciężko zorientować się, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi i dopiero mniej więcej w połowie przekonujemy się, jaki był zamysł twórców. A był całkiem niezły – trzeba przyznać. Sama fabuła trzyma wysoki poziom, choć sposób jej przedstawienia nie do końca przypadł mi do gustu.
W przerywnikach filmowych występują bowiem prawdziwi aktorzy, przebywający prawdopodobnie na tle środowiska wygenerowanego komputerowo. To duży kontrast w stosunku do tego, co możemy zobaczyć podczas właściwej rozgrywki. Znacznie lepiej sprawdziłyby się tutaj cut-sceny przygotowane na silniku gry. Należy jednak pochwalić autorów za to, że świetnie dobrali aktorów, a stroje, w których występują, wyglądają tak samo, jak w trakcie rozgrywki. Napisali także sporą liczbę dialogów, które może i zawierają ciekawe informacje na temat przedstawianej historii, ale brzmią niezwykle sztucznie.
Przed premierą przedstawiciele Remedy zapewniali, że aby móc cieszyć się rozgrywką i fabułą Alan Wake's American Nightmare nie trzeba znać pierwowzoru. W praktyce okazało się, że osoby, które nie miały z nim do czynienia, stracą bardzo wiele. I to nie dlatego, że w nowej odsłonie znalazło się kilka nawiązań do oryginału – chodzi raczej o sposób przedstawienia fabuły w American Nightmare. Kim jest Alan Wake? Co robił wcześniej? Dlaczego walczy z takimi, a nie innymi przeciwnikami? Ciężko tutaj znaleźć satysfakcjonujące odpowiedzi na powyższe pytania. Jedyna, która musi zadowolić graczy brzmi: „to długa historia”.
GramTV przedstawia:
Podczas gdy Alan Wake skupiał się na skrupulatnym przedstawianiu kolejnych niuansów fabularnych, wprowadzaniu nas do nowego świata, a rozgrywka – w tym strzelanie – było na drugim lub nawet trzecim planie, Alan Wake's American Nightmare sprawdza głównie naszą zręczność. Mechanika rozgrywki nie uległa jednak zmianie - nadal najpierw oślepiamy wrogów latarką, a dopiero później strzelamy. Amunicji mamy pod dostatkiem, a zapasy uzupełniamy podchodząc do specjalnych półek znajdujących się za szklaną szybą. Przeciwnicy atakują nas znacznie większymi grupami niż w pierwszej odsłonie, ale – niestety – ich sztuczna inteligencja nadal pozostawia wiele do życzenia. Zginąć możemy jedynie przez własną nieuwagę lub strzelając na oślep bez uprzedniego skorzystania z latarki – wówczas po prostu zabraknie nam pocisków.
Gracze, którzy liczyli na zróżnicowane lokacje w Alan Wake's American Nightmare, będą srogo rozczarowani. Całość rozgrywa się w obrębie trzech miejsc: pobliskiego hotelu, centrum astronomicznego i kina dla zmotoryzowanych. Co ciekawe, poszczególne miejscówki odwiedzamy kilkukrotnie, wykonując wciąż te same zadania, co również nie wszystkim przypadnie do gustu. Początkowo czułem się oszukany, bo wyglądało to tak, jakby twórcy na siłę rozciągneli grę trwającą półtorej godziny do około czterech i pół – po tym czasie zobaczyłem napisy końcowe. Jednak taki, a nie inny przebieg rozgrywki, ma swoje uzasadnienie fabularne. Wspomniany czas można wydłużyć, jeśli zechcemy zebrać wszystkie maszynopisy.
Horda znana z Gears of War znalazła się również w Alan Wake's American Nightmare. Tutaj jest ona dostępna pod nazwą Fight Till Dawn, która jednoznacznie sugeruje, że kolejne fale wrogów musimy odpierać aż do wschodu słońca. Byłem bardzo zdziwiony, kiedy okazało się, że autorzy przygotowali aż dziesięć map dla tego wariantu rozgrywki. Nie wszystkie są jednak dostępne od samego początku. Na każdej z nich możemy zdobyć maksymalnie trzy gwiazdki (osiągając określony pułap punktów), a kolejne lokacje odblokowujemy, jeśli uzyskamy określoną liczbę owych gwiazdek. To zabawa na naprawdę długie godziny.
Graficznie niewiele zmieniło się od czasów Alana Wake'a – zaobserwowałem jedynie kosmetyczne usprawnienia. Należy jednak cały czas pamiętać, że Alan Wake's American Nightmare jest mniejszą produkcją i – mimo wszystko – jedną z najlepiej wyglądających gier dostępnych w usłudze Xbox Live Arcade. Nie mogę jednak zapomnieć fragmentu, w którym zamiast skupić się na zabawie, irytowałem się, gdyż gra zaoferowała mi niezbyt efektowny pokaz slajdów. Na oko wyświetlała pięć klatek na sekundę i, jak się później okazało, nie tylko u mnie wystąpił ten błąd. Prawdopodobnie był on związany ze zbyt dużą liczbą wrogów widocznych na ekranie.
Alan Wake's American Nightmare nie jest grą, którą można polecić osobom nie mającym do czynienia z wydanym w 2010 roku Alanem Wake'em. Pozostali, którzy ukończyli pierwszą odsłonę przygód pisarza, mogą się nią zainteresować, o ile są w stanie przymknąć oko na wyżej opisane mankamenty, takie jak mało zróżnicowane lokacje czy też fakt, że tym razem postawiono większy nacisk na dynamiczną rozgrywkę, a nie fabułę. Choć historia, mimo iż nieco zakręcona, może się podobać, a walka jest bardzo satysfakcjonująca, zarówno w kampanii, jak i w trybie Fight Till Dawn.
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
wlasnie przeszedłem, jedynki nie robiłem ale ta jest kozakiem... ten klimat i spacery wokół hotelu:)
Usunięty
Usunięty
04/06/2012 11:47
Tyle, że pierwszej części tez było sporo walki. Były momenty że na sprincie, robiąc uniki dało się dobiec do światła, ale ogólnie potyczek było sporo, i wedlug mnie ciut za dużo.