Zacznijmy może od tego, że to stwierdzenie "otwarty świat" jest z gruntu fałszywe. Wszystkie "sandboxy" mają światy dokładnie tak samo zamknięte i ograniczone, jak wszystkie inne gry - tylko większe. Przy czym często ta wielkość sprowadza się jedynie do wydłużenia odległości, jakie należy przebyć między kolejnymi zaplanowanymi przez twórców przystankami. Co z tego, że dana gra ma mapę o wielkości siedemdziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych, skoro 99% z tego to zbędna przestrzeń, gdzie nic nie ma i nic się nie dzieje. To znaczy, oprócz przemarszów losowo wygenerowanych przeciwników. Ale nie to jest zabawne, że w tego typu grach jest wszędzie daleko - śmieszne jest to, że większość z nich pozwala skrócić podróż do jednego kliknięcia, zaprzeczając niejako samym sobie. Hej, jestem grą z wielkim światem! Tak, możesz z jednego końca na drugi dotrzeć w pół sekundy! To naprawdę ma wiele sensu.
Zachwyty nad następną grą z tak zwanym otwartym światem po raz kolejny wprawiają mnie w stan zadziwienia