Dishonored okazało się grą znakomitą, więc po pierwszym fabularnym dodatku mogliśmy spodziewać się samych dobrych rzeczy. Knife of Dunwall te oczekiwania spełnia, choć nie ustrzegło się kilku wpadek.
Nie ulega wątpliwości, że Daud jest w opowieści ukazanej w Dishonored postacią szczególną. Trudno się również zgodzić z tym, że jego historia została wyczerpująco przedstawiona w podstawowej wersji gry. Dlatego też skupienie się właśnie na zabójcy cesarzowej w DLC Knife of Dunwall to strzał w dziesiątkę. Daud ma swoje "pięć minut", które dosłownie pięć minut wcale nie trwa. Arkane Studios stworzyło dodatek godny tego miana. Nie jest on rzecz jasna tak rozbudowany jak pierwowzór, ale oferowany przezeń ładunek nowości z pewnością sprawia, że trudno przejść obok rozszerzenia obojętnie. Zwłaszcza, jeśli Dishonored urzekło nas do szpiku kości i z niecierpliwością czekamy, by móc do tego neo-wiktoriańskiego, toczonego przez zarazę miasta wrócić.
Tytułowe Ostrze Dunwall, jak ochrzcił Dauda dobrze znany nam Odmieniec, zaczyna odczuwać wyrzuty sumienia z powodu pozbawienia życia cesarzowej. Jak sam przyznaje, lista jego ofiar jest długa, ale żadna z tych osób nie stanęła mu ością w gardle tak jak ta, którą miał ochraniać Corvo. Zaczyna więc szukać sposobu na odkupienie win. Pomocną dłoń wyciąga ku niemu właśnie Odmieniec, rzucając niewiele mówiące imię "Delilah". Daud, wespół ze swoją najbliższą protegowaną Billie Lurk rozpoczynają infiltrację okolicy w poszukiwaniu niezbędnych informacji.
Opowieść sprawia wrażenie napisanej nieco na siłę, a na pewno jest zupełnie czym innym niż można by było się spodziewać po historii o próbie oczyszczenia sumienia przez etatowego zabójcę. Najwyraźniej twórcy postawili na dalszy rozwój swojej wizji świata, jaką przedstawili już w Dunwall, gdzie nie brakuje nie tylko ciemiężenia ludu przez okrutnego władcę i równie bezlitosną plagę, ale także zjawisk nadprzyrodzonych. Jest to oczywiście potrzebne, ale jakby zapomniano w tym wszystkim o samym Daudzie. Fabuła momentami jest mdła, brakuje nieco nawiązań - tym bardziej, że akcja toczy się przecież równolegle do wydarzeń przedstawionych w oryginalnym Dishonored, tyle, że z perspektywy zabójcy cesarzowej - do podstawki, a zakończenie jest już zrobione totalnie na siłę i bez polotu. Na szczęście to największy i zarazem jeden z nielicznych zarzutów, jakie można mieć pod adresem Knife of Dunwall.
Największe wrażenie robią rozbudowane misje, czyli to, czym z dobrej strony pokazało się już Dishonored. W DLC momentami uwidacznia się to jednak jeszcze bardziej. Znów mamy sejfy, do których warto odnaleźć szyfry, znów mamy możliwość wyświadczenia przysług czy podążenia za wskazówkami postaci niezależnych, znów przy okazji każdego zadania mamy kilka misji pobocznych. Dodając do tego jeszcze kolekcjonowanie run i kościanych amuletów, a także różne sposoby na ukończenie misji, mamy już cały pakiet w wersji de luxe. Nie dziwi zatem, że choć misje są tylko trzy, ich przejście zajmuje łącznie około 6-8 godzin. A jeśli ktoś zapragnie ukończyć Knife of Dunwall w dwóch stylach - po cichu i zabijając wszystko co się rusza - to może sobie ten czas pomnożyć przez dwa. Biorąc pod uwagę, że kampanie w pełnych wydaniach gier nierzadko trwają krócej, należałoby uznać, że w Arkane Studios posiedli zdolności nadprzyrodzone, najpewniej od Babuni Łach.
GramTV przedstawia:
Studio nie poszło też na łatwiznę, przez co przez większość gry poruszamy się po nowych lokacjach. Są to dość rozległe tereny, choć można odnieść wrażenie, że niekiedy Arkane nieco nas oszukuje, stwarzając jedynie pozór otwartego świata, a jednocześnie nakazując chodzić wskazanymi wcześniej ścieżkami. Dunwall jest więc terytorium półotwartym, co wcale nie zakłóca dobrej zabawy z eksploracji. W DLC poruszamy się po uliczkach miasta, okolicznych budynkach i ich dachach, rzeźni czy siedzibie pewnej znanej persony. Lokacje są zatem różnorodne, a przy tym wypełnione szczegółami przypominającymi wydarzenia z Dishonored. Na ścianach porozwieszane są plakaty informujące o poszukiwaniach Corvo Attano, Dauda czy Slackjawa, a z głośników dobywa się głos znanego nam skądinąd spikera czytającego komunikaty Lorda Regenta. Na każdym kroku czuć, że akcja Knife of Dunwall rozgrywa sięw tym samym miejscu co w przypadku podstawowej wersji gry, choć Daud przeczesuje zupełnie inne kąty niż główny bohater Dishonored.
Nowości jest zresztą znacznie więcej. Arkane Studios wprowadziło niespotykany wcześniej typ przeciwników - to rzeźnicy z ogromną piłą mechaniczną zasilaną energią tranu. Tenże tran postacie obsługujące tę niebezpieczną broń (może ukąsić także z daleka, wystrzeliwując serie pocisków) noszą w tradycyjnych butlach na plecach, przez co są dodatkowo narażone na niebezpieczeństwo, zwłaszcza kogoś tak groźnego, jak Daud. Jest i nowa umiejętność - możliwość wchodzenia w skórę innych istot żyjących, jaką posiadał Corvo, została zastąpiona przywołaniem protegowanego, który za nas może wykonać brudną robotę, lub pomóc w starciu z przeciwnikiem. Mimo to nie czuć specjalnej różnicy w tym, że kontrolujemy właśnie Dauda, a nie bohatera Dishonored. Twórcy Knife of Dunwall mogli zadbać o nieco większe zróżnicowanie w tym aspekcie.
Nowe są również postacie, które napotykamy na swojej drodze. Został za to Michael Madsen, czyli aktor użyczający głosu Daudowi. I całe szczęście, bo ten facet ma dar. Głęboki, nieco zachrypnięty głos idealnie wpisuje się w całą otoczkę, zbudowaną wokół tej postaci. Gracze, którzy nie zwrócili uwagi na kunszt Madsena w podstawce, gdzie przypadło mu w udziale niewiele kwestii, tym razem mogą doświadczyć nieco więcej jego znakomitej gry aktorskiej. I tak wypowiadanych przez głównego bohatera Knife of Dunwall kwestii nie ma aż tyle, ile by się chciało, ale w tym wypadku przyjmujemy zasadę, że dobrego nigdy za wiele.
Jeśli można by się jeszcze do czegoś w Knife of Dunwall przyczepić, to byłaby to z pewnością sztuczna inteligencja i skrypty rządzące rozwojem historii. Wrogowie co prawda z reguły prawidłowo reagują na naszą obecność, ale niekiedy zdarza im się przejść obok czegoś obojętnie, zbyt obojętnie. A skrypty... Cóż, zdarzyła mi się sytuacja, w której zaszedłem od tyłu jedną z kluczowych postaci usypiając ją, a następnie wykonałem zadanie tak, by jej nie zabijać, tylko rozprawić się z nią w białych rękawiczkach. Gdy już zrobiłem co trzeba, postać ta cudownie ocknęła się, by odegrać główną rolę w cut-scence.
Ogólnie Knife of Dunwall wypada jednak rewelacyjnie. To nie jest jedno z tych DLC, które określamy mianem skoku na kasę. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę cenę podyktowaną przez Bethesdę i jej stosunek do zawartości. Arkane Studios nie tylko pozwoliło nam w wielkim stylu powrócić do Dunwall, ale też zaoferowało kawał porządnej rozgrywki. Najbardziej szkoda tej mdłej historii, która jednak być może nabierze tempa w drugim fabularnym dodatku, The Brigmore Witches. Należy też trzymać kciuki, by polski wydawca Dishonored, Cenega, zatroszczył się o udostępnienie DLC graczom znad Wisły. Przejść obojętnie obok takiego rozszerzenia, zwłaszcza gdy jest się fanem podstawowej wersji gry, to ciężki grzech zaniechania.
8,0
Bogaty w zawartość dodatek. Szkoda, że treść trochę niedomaga
Plusy
wracamy do Dunwall!
możliwość wcielenia się w Dauda
rozbudowane misje
nowe lokacje, umiejętności, postacie, wrogowie i broń
znakomity Michael Madsen
świetny stosunek ceny do zawartości
dodatek z prawdziwego zdarzenia
Minusy
mdła fabuła
niewiele nawiązań do podstawki
nie czuć większej różnicy między sterowaniem Corvo a Daudem
Ale już dunwall city trials dlc widze ze nie ma :(
Usunięty
Usunięty
16/05/2013 14:02
Moze on zwiedza konta bankowe?
Dante_215
Gramowicz
14/05/2013 00:44
> A niech to. Może jednak skuszę się na ten dodatek. Dishonored bardzo mi się podobało> i nadal podoba. Czytałem jednak, że grę można przejść jeszcze szybciej zwiedzając każdy> kont, a tutaj się dowiaduję, że 6-8h lub 2x tyle w przypadku skradania się?każdy kąt chyba...