Nie wiem kto wpadł na pomysł tego, jak należy zrealizować Among the Sleep, w sensie tego jaki ma być motyw przewodni i podstawy mechaniki, ale należą mu się gratulacje, brawa, wizyty w zakładach pracy i tak dalej. Idea bowiem ma moc. Nikt wcześniej nie robił symulacji dwulatka, a jeśli nawet, to były to raczej jakieś abstrakcje, a nie gry z widokiem z perspektywy pierwszej osoby i nie tak sugestywne, jak Among the Sleep. Choć grafika nie jest tu ultrarealistyczna, a modelu fizycznego odpowiadającego za ruchy naszego bardzo młodocianego bohatera też nie da się ostarżyć o nadmierną wiarygodność, to trzeba przyznać, że twórcy gry wystarczająco dobrze zniżyli nas do poziomu raczkującego dwulatka. Zrobili to na tyle udanie, że można uwierzyć, można zapomnieć i przez te dwie godziny dać się wciągnąć w świat Among the Sleep. No, może nie przez całe dwie godziny...
Among the Sleep świetnie operuje dźwiękiem i obrazem oraz doskonale wie jak nas straszyć, gdy już faktycznie straszyć zaczyna. Potwór pojawia się w pieczołowicie dobranych miejscach i momentach, ale też krąży w nieco losowy sposób po lokacjach, więc tak naprawdę nigdy nie możemy czuć się bezpieczni i zawsze musimy być gotowi do ucieczki i ukrycia się pod łóżkiem bądź w szafie. Kilka razy dreszcz mnie przeszedł i serce zabiło żywiej, a i chyba raz czy dwa podskoczyłem trochę na krześle przed monitorem... czyli całkiem nieźle, jak na pół godziny faktycznego horroru, bo tyle tego tu na dobrą sprawę jest między trochę pozbawioną wyobraźni środkową częścią gry a wspomnianym już finałem. Strasznie jest zwłaszcza gdy pozwolimy sobie na wczucie się w bohatera, co wcale trudne nie jest na całe szczęście. Były już horrory, w których mieliśmy do czynienia z potworami, którym nie da się stawić czoła, ale nigdzie nie byliśmy tak bezradni jak tu, bo trudno przecież wyobrazić sobie kogoś bardziej bezbronnego niż dwulatek pełzający po podłodze z misiem pod pachą. Among the Sleep straszy więc zaskakująco intensywnie, a jednocześnie na tyle krótko, by brak urozmaicenia w metodach straszenia nie przeszkadzał.
Cała przygoda z Among the Sleep to dwie godziny. Wcale nie za krótko, może nawet trochę za długo, jeśli weźmiemy pod uwagę przeciągniętą, mało inspirującą zabawę w zwiedzanie koszmaru w środkowej części gry. Jest wystarczająco wiele czasu, by podrzucić nam pod nos wszystkie te skrawki i fragmenty, z których w finale ułożymy sobie jednym olśniewającym ruchem całą chwytającą za serce historię. I to jest w porządku. Szkoda tylko, że twórcy żądają aż 20 dolarów za te było nie było tylko dwie godziny zabawy. Niezłej zabawy, z dobrym klimatem i mocnym akcentem, ale niewartej aż tyle moim zdaniem. Among the Sleep mogłoby, a właściwie nawet powinno kosztować o połowę mniej, a cena 5 dolarów czy też euro już w ogóle byłaby idealna, jak na tego rodzaju jednorazową, choć pamiętną rozgrywkę. Dlatego też choć generalnie Among the Sleep polecam i zachęcam do zagrania, to zdecydowanie radzę z tym poczekać do jakichś promocji lub innych bundli, w ramach których można będzie grę nabyć za jakąś uczciwszą i nie tak wygórowaną cenę.
A na razie czekając na przeceny cieszmy się świadomością, że takie nietypowo podchodzące do tematu gry, jak Among the Sleep, pojawiają się w coraz większej liczbie. Nawet jeśli w nie nie gramy, nawet jeśli się nimi nie interesujemy, one są i to właśnie jest ważne. A to dlatego, że pokazują, że w domu gier jest jeszcze bardzo wiele drzwi, których nikt nigdy nie otwierał. I że za tymi drzwiami poukrywane są bardzo ciekawe rzeczy. Należy podziwiać odwagę niezależnych twórców, którzy nie boją się tych drzwi do nieznanych pomieszczeń otwierać, zamiast ograniczać się do kuchni, salonu i sypialni, jak duże koncerny produkujące taśmowo cały czas takie same gry... I to nawet jeśli ci niezależny twórcy trochę zbyt wysoko wyceniają owoce swojej pracy, jak w przypadku Among the Sleep właśnie.