Remaster remake'a brzmi dosyć kuriozalnie, ale tym właśnie jest Resident Evil HD. Kto powinien się skusić na taką formę przypominania klasyki?
Remaster remake'a brzmi dosyć kuriozalnie, ale tym właśnie jest Resident Evil HD. Kto powinien się skusić na taką formę przypominania klasyki?
W przypadku takiego gracza, pragnącego nadrobić gatunkowe zaległości, Resident Evil HD na współczesne konsole i pecety jest wybawieniem. Przystępnym sposobem na poznanie klasyki, nieobdartej z elementów, które stanowią o jej świetności. A wszystko to podane w przyjemnym dla oka 1080p, z dźwiękiem przestrzennym i innymi współczesnymi środkami wyrazu.
Dzięki takiej formie nieobeznany z oryginałem gracz poznaje losy niedobitków elitarnego oddziału S.T.A.R.S., którzy trafiają do, na pierwszy rzut oka opuszczonej posiadłości, kryjącej mnóstwo tajemnic. I zamieszkałej przez rozmaite stwory, w tym przez kultowe zombiaki, które przez długi czas stanowiły znak rozpoznawczy serii Capcomu. Zwiedzanie ogromnego domostwa (w którym nota bene znajduje się tylko jedna łazienka) odbywa się w towarzystwie Jill lub Chrisa. Nie będę wypisywał różnic w kampaniach dwójki bohaterów, a jedynie nadmienię, że przy pierwszym przejściu Jill jest lepszym wyborem. Oczywiście później warto przemierzyć te same lokacje w skórze Chrisa, by mieć szansę obejrzenia pełnego obrazu, jaki kryje fabuła Resident Evil.
Bądź przy tym gotowy, nowicjuszu, na przemierzanie mrocznych pomieszczeń, rozwiązywanie zagadek i nierówną walkę z pozornie niegroźnym przeciwnikiem. Jeżeli ktoś wychował się na Resident Evil 4 i nowszych odsłonach, może doznać sporego szoku na widok tego, jak się kiedyś grało w Residenty. Czyli powoli, uważnie, podchodząc do każdego pomieszczenia jak do oddzielnego wyzwania. Kilkusekundowa animacja otwierania drzwi (obecna w remasterze HD!) zawsze powodowała niepokój, bo nigdy nie było wiadomo, co się za nimi kryje. Statyczna kamera, zawieszona często w bardzo niewygodnych dla gracza miejscach, to klasyczny zabieg ze starej szkoły survival horroru. Metoda na skonsternowanie, namieszanie nam w głowach. Ujęcia nie pokazujące całego pomieszczenia, w tym nadchodzącego zagrożenia, to nie tylko wynik niegdysiejszych ograniczeń technicznych. To przede wszystkim sposób na budowanie i podtrzymywanie napięcia. Nie da się wychylić gałki, by spojrzeć za róg i sprawdzić, czy ktoś tam na nas przypadkiem nie czeka. W Resident Evil faktycznie na każdym kroku czaiło się potencjalne niebezpieczeństwo i nigdzie nie można się było czuć bezpiecznie.
Często i niespodziewanie zmieniające się ujęcia kamery to tylko jeden ze świadomie wykorzystanych zabiegów, mających wzbudzać poczucie zagrożenia. Inne metody to chociażby ograniczone miejsce w "plecaku" i wynikająca z tego konieczność rozważnego dobierania ekwipunku. Czy zastąpić leczniczą roślinkę taśmą do maszyny do pisania, bez której nie da się zapisać stanu gry? A może wyrzucić magazynek z kilkoma nabojami, by zrobić miejsce dla chwilowo bardziej przydatnego przedmiotu? Takie dylematy towarzyszą każdemu graczowi Resident Evil, nawet jeżeli zdecydował się na najniższy poziom trudności. Ten, wbrew swojemu opisowi, nie jest odpowiednikiem spokojnego spaceru po parku. Co prawda przeciwnicy zadają mniej obrażeń niż w normalnym trybie, a na naszej drodze wala się więcej amunicji, roślinek itp. do zebrania. Tym niemniej gra w dalszym ciągu zmusza do wysilania szarych komórek, kojarzenia faktów i szukania rozwiązań licznych zagadek.
Resident Evil, jak na rasowy survival horror przystało, to w dużej mierze przygodówka, w której gracz nie podąża za strzałką zawieszoną u góry ekranu. Nie ma podświetlanej drogi, trybu detektywistycznego jak w ostatnich Batmanach i prowadzenia za rączkę od punktu A do B. Każde pomieszczenie stanowi wyzwanie, nawet jeżeli nie czyha w nim powłóczące nogami i rzężące zagrożenie. Rozwiązywanie zagadek jest przez to bardzo satysfakcjonujące. A zarazem frustrujące, jeżeli przywykliśmy do współczesnych Residentów.
Wracając do moich trzech hipotetycznych odbiorców Resident Evil HD ze wstępu, gracz numer dwa to ktoś, kto zjadł zęby na oryginale z PlayStation, Saturna czy peceta. Ma w małym palcu rozmieszczenie wszystkich pokoi w posiadłości Spencerów, wie, kiedy się wycofać, a kiedy strzelać na oślep do jeszcze niewidocznego zombiaka. Sprawnie zbiera wszystkie elementy układanek, nie zwracając uwagi na opisy zagadek. Krótko mówiąc, Resident Evil nie ma przed nim żadnych, albo prawie żadnych tajemnic.
Przypuśćmy jednak, że taki osobnik z jakichś powodów nie sięgnął w 2002 roku po genialny remake Resident Evil na konsolę Nintendo GameCube. Jedną z najlepszych reprodukcji w historii gier. Doskonały przykład na to, że remake nie musi się kojarzyć z odgrzewanym kotletem, ale ze zrobioną niemal od podstaw grą, która zadowoli nawet najbardziej wybrednego fana oryginału. Mamy więc tego miłośnika pierwszego Residenta, wzdychającego do minionej epoki i powtarzającego, że dzisiejsze survival horrory Capcomu to potwarz dla gatunku. I "nagle" po dziewiętnastu latach od premiery "jedynki" może zagrać w swoją ulubioną grę na współczesnym sprzęcie. Z grafiką w rozdzielczości 1080p, przestrzennym dźwiękiem 5.1, nowymi teksturami, modelami postaci, obrazem w formacie 16:9. Bez zmian w mechanice rozgrywki, nie licząc opcjonalnej zmiany sterowania, które spodoba się graczom przyzwyczajonym do obecnych standardów.
Taki miłośnik starego Residenta, nie mający styczności z gamecube'owym remakiem, ma szansę zarwać z remasterem HD kilka nocek z rzędu. Pełnych wspomnień i zachwytów nad kunsztem ekipy odpowiedzialnej za odnowioną wersję gry. W moim przekonaniu taki gracz jest docelowym odbiorcą Resident Evil HD, bo kupi ten tytuł w ciemno. Ewentualnie porzuci wszelkie obawy przed zakupem, gdy usłyszy opinię, że to to samo co przed laty, tylko że o wiele ładniej. Bo taki właśnie jest Resident Evil HD. Trudny, nastrojowy survival horror z dialogami godnymi kina klasy B (albo i C), który wychował całą rzeszę fanów gatunku.
I na końcu mamy trzeciego odbiorcę Resident Evil HD. Gracza, który nie tylko pamięta o początkach serii w połowie lat 90. i nie straszna mu pikseloza, ale także posiadającego w swojej kolekcji wspomniany już remake sprzed trzynastu lat. Tym trzecim graczem jestem ja i powiem wprost, że Resident Evil HD nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Powód jest prosty. Resident Evil HD odpalone na moim PlayStation 4 to zaledwie remaster remake'a, który dane mi było poznać parę lat temu na GameCubie. Oczywiście Capcom nie ukrywał, z czym będę miał do czynienia w przypadku Resident Evil HD. Tym niemniej trzeba sobie zdać sprawę, że ewentualny kontakt (lub jego brak) z oryginałem i remakiem rzutuje na to, czy po zagraniu w remasterowaną wersję będziemy bliżej "WOW" czy "e tam".
Nie zachwyciłem się więc nowymi modelami postaci, pięknym otoczeniem i szczegółowymi teksturami. Efekty świetlne od czasu do czasu robiły na mnie pozytywne wrażenie, ale w ogólnym rozrachunku zabrakło efektu WOW. Krótko mówiąc, Resident Evil HD przy Resident Evil: Remake (czy REmake) to niezbyt imponujące przedsięwzięcie. Ot, przystosowanie oprawy graficznej do wyższej rozdzielczości, ulepszenie udźwiękowienia, obraz panoramiczny i, mój ulubiony dodatek, uwspółcześnione sterowanie.
Czy to oznacza, że kontakt z Resident Evil HD był dla mnie przymusem i drogą przez mękę? W żadnym wypadku. Od mojego pierwszego kontaktu z remakiem na GameCube'a minęło ładnych parę lat, więc z przyjemnością uruchomiłem pierwszego Residenta na najnowszym sprzęcie w mojej kolekcji. I przypomniałem sobie na szybko, dlaczego ten tytuł cieszy się niesłabnącą miłością fanów. Jednocześnie cały czas towarzyszyła mi świadomość, że gram w remaster remake'a. Przed premierą wersji z 2002 roku Shinji Mikami twierdził, że REmake jest w 70 procentach nową grą. Po włożeniu niewielkiej płytki do konsoli Nintendo nie sposób było wątpić w zapewnienia Mikamiego, bo faktycznie doświadczało się nowej jakości. O Resident Evil HD nie da się powiedzieć tyle dobrego. Wręcz przeciwnie, pomijając wizualne i dźwiękowe usprawnienia, na wierzch wychodzą drobne, ale irytujące błędy. Chociażby wszechobecne przenikanie się obiektów. "Wchodzenie" w przeciwnika czy elementy otoczenia. To szczegół, bolączka wielu gier, ale rzucający się w oczy takiego odbiorcy jak ja. Kogoś, kto nie traktuje Resident Evil HD jako wskrzeszenia prawie dwudziestoletniej gry.
Niezależnie od tego, do której grupy odbiorców się zaliczacie - nowicjuszy, weteranów oryginału czy graczy znających REmake - Resident Evil HD to pozycja zdecydowanie godna uwagi. Remaster genialnego remake'a, dodający kilka niezbędnych z punktu widzenia współczesnych graczy elementów. A przy okazji doskonała okazja do nadrobienia gamecubowej zaległości, bo nie ma co ukrywać, że nieodżałowana kostka Nintendo to w Polsce dość egzotyczna konsola. I tak się tylko zastanawiam, czy Capcom powiedział już ostatnie słowo w kwestii pierwszego Resident Evil? Bo znając praktyki tego producenta, wcale bym się nie zdziwił na widok Resident Evil ReREmake 4K.