Tyle dobra. I niedrogo.
Tyle dobra. I niedrogo.
Lords of Xulima jest efektem kolejnej kicksarterowej zbiórki. Co ciekawe, gra zadebiutowała już w listopadzie ubiegłego roku, jednak nie zyskała na tyle dużego rozgłosu, by szerszym echem odbił się on w rodzimych mediach. Przyznam z bólem i wstydem, że również ja ją zwyczajnie przegapiłem. Tym silniejsze to uczucia, że gra studia Numantian Games okazała się być prawdziwą perełką. Dlatego bardzo cieszę się, że mogłem w nią zagrać przy okazji bardzo późnej, bo mającej miejsce ledwie kilka dni temu, oficjalnej polskiej premiery.
Na wstępie ostrzegę też wszystkich, którzy zwabieni zostali wysoką oceną, oczekując jednocześnie nowoczesnej oprawy graficznej, mnóstwa fajerwerków i "kinowych doświadczeń". Zły adres. Lords of Xulima jest brzydkie jak noc i staroświeckie jak ja. Ale w zamian aż ocieka grywalnością.
Podstawowym problemem Lords of Xulima jest nijak nie zachęcający do dalszej zabawy początek. Pierwsze wrażenie podczas kontaktu z grą nie było najlepsze. "Ot kolejna budżetówka, żerująca na naszym sentymencie" - pomyślałem obejrzawszy nudne i przegadane wprowadzenie do opowieści. Obowiązek recenzencki kazał mi jednak wytrwać na stanowisku, co okazało się już po kilku godzinach najlepsza decyzją, jaką podjąłem w ciągu ostatniego tygodnia.
Opowiadana w grze historia jest wyjątkowo nudna i nawet próby przełamania schematów wypadają raczej żałośnie. Dużo tu niepotrzebnego zadęcia, mało oryginalnych pomysłów, a całości obrazu dopełniają patetyczne i drętwe dialogi. I nie interesuje mnie, czy to taka koncepcja, czy po prostu brak umiejętności - ważne, że wypada to naprawdę słabo. Niestety, jeśli chodzi o warstwę fabularną, ekipa Numantain Games ewidentnie cierpi na brak utalentowanych i pomysłowych scenarzystów. Na szczęście nie to w Lords of Xulima jest najważniejsze.
Siła tytułu leży bowiem w zwyczajnej i tak bardzo pożądanej grywalności. Gra ma w sobie tę magię, która sprawia, że początkowe rozczarowanie powoli zamienia się w fascynację, by już po kilku godzinach stać się zachwytem. Na ten stan rzeczy składa się kilka czynników.
Tym co chyba najbardziej mnie "kupiło" jest fakt, że Lords of Xulima to w rzeczywistości jedna, wielka zagadka. Wyobraźcie sobie grę, w której poruszanie się po mapie przypomina Herosy, jednak na każdym kroku mamy do czynienia z masą zmuszających nas do myślenia i kombinowania zagadek. Co najważniejsze, występują one na poziomie niemal organicznym, są integralną częścią większości map i to nie tylko we wszelakich "lochach", ale również na głównej mapie. Odwiedzając nowe obszary nigdy nie wiemy, czy wchodząc na przykład do z pozoru zwyczajnie wyglądającego lasu, nie rozpoczynamy zabawy z przewrotnymi i pomysłowymi twórcami, którzy zamienili sporą jego część w wymagającą znalezienia odpowiedniego klucza zagadkę.
Najlepsze jest jednak to, że mimo bardzo skromnych, dostępnych środków (silnik gry nie grzeszy nowoczesnością), mamy do czynienia z dużą różnorodnością tychże zagwozdek. Jedne wymagają choćby podstawowej znajomości świata gry, inne spostrzegawczości, jeszcze inne zdolności logicznego myślenia, czy choćby instynktu samozachowawczego. Niekiedy trafimy na drobne podpowiedzi, czy sugestie umieszczone na mapie lub w znajdowanych dokumentach, jednak nigdy nie są to podane na tacy gotowe rozwiązania.
Zresztą nie tylko w tej kwestii autorzy Lords of Xulima są bardzo powściągliwi i nie rozpieszczają gracza. Przez całą rozgrywkę otrzymujemy jedynie garść podstawowych informacji, czy sugestii i na ich podstawie samodzielnie musimy podejmować decyzje na temat tego gdzie pójść, kogo lub czego szukać, z kim w danym momencie podjąć walkę. Gra w nawet jednym momencie nie zmusza nas do czegokolwiek! Tak hardkorowego podejścia nie widuje się dziś zbyt często, co może dla wielu graczy być olbrzymią przeszkodą. Prześledziłem wątki na forach i ku mojemu zdumieniu w bardzo wielu z nich zadawano pytania: "Jestem tu-i-tu. Co dalej?" Bądźcie tego świadomi, chcąc sięgnąć po tę produkcję.
Świat gry jest teoretycznie otwarty dla nas w stu procentach od samego początku. Teoretycznie, ponieważ w wielu miejscach trafimy na strażników lub blokujące drogę potwory, których możliwości przerastają o kilka klas naszą ekipę. Co jednak ważne, nie zawsze oznacza to odcięcie nas od danego obszaru - zazwyczaj istnieją alternatywne drogi, wystarczy się rozejrzeć, chwilę pomyśleć i poszukać. Jak już nie raz wspominałem, Lords of Xulima naprawdę premiuje zdolność samodzielnego myślenia, szczególnie w połączeniu z odrobiną spostrzegawczości.
Kolejną rzeczą, która wprawiła mnie w zachwyt, jest system ekonomiczny. Jak wiele gier, w których drużyna może zwyczajnie zbankrutować znacie? Tutaj jest to nie tylko możliwe, ale i całkiem prawdopodobne, jeśli nie będziemy działać i planować z głową. Mechanizm działa na zasadzie naczyń połączonych, nad którymi wisi wielka tabliczka z nabazgranym koślawymi literami, ostrzegawczym napisem: "Wszystko kosztuje!" Zapłacimy tutaj krocie nie tylko za magiczne hełmy i broń, nocleg w gospodzie, czy zdjęcie klątwy, ale nawet za tak podstawowe rzeczy, jak zapasy żywności.
I właśnie w tym miejscu dochodzimy do sedna. Aby żyć, drużyna musi jeść. Każdy krok na mapie lub długoterminowa czynność, taka jak sen czy podróż między krainami, zmniejsza zapasy naszego prowiantu. Co prawda w terenie możemy często znaleźć dodatkowe racje, jednak jest to zazwyczaj kropla w morzu potrzeb naszej ekipy, dlatego warto zawsze trzymać zapas gotówki, by uzupełnić zapasy u kupca. Oczywiście o ile dotrzemy do niego przed śmiercią głodową... Cała sztuczka polega na tym, że w grze zaimplementowano bardzo specyficzny system upływu czasu. Każdy krok i ruch oznacza upływ określonej liczby minut, będąc jednocześnie uzależnionym od typu terenu, czy drogi. Im więcej zwiedzamy, tym więcej upływa czasu, co oczywiście drenuje nasze zapasy żywności. Często więc staniemy przed dylematem, czy opłaca się wracać i sprawdzać pominiętą wcześniej odnogę korytarza, musimy też naprawdę mądrze planować kolejne ruchy - bieganie po świecie bez celu jest zwyczajnie nieopłacalne.
Kolejnym i trzecim filarem, na którym opiera się grywalność Lords of Xulima są walki. Z pozoru niby nic nadzwyczajnego, podany w turach system znany z serii Might&Magic, uzupełniony nieco większą drużyną i podziałem na dwie linie walczących. Mniej niż w Wizardry, jednak wystarczająco, by potyczki wciągały, zmuszały do ciągłego kombinowania, szukania optymalnych ustawień i rozwiązań, a jednocześnie były szybkie i intuicyjne. A przy tym - co niemniej ważne - naprawdę trudne. Od dawna nie trafiłem w żadnej grze na tak wielu upierdliwych, denerwujących i podnoszących ciśnienie przeciwników. I jest to komplement! Przeciwnicy są różnorodni, z niemal każdym walczy się zupełnie inaczej, nieźle sprawuje się też SI, choć są chwile, gdy potrafi z niezrozumiałych powodów (zapewne zależy to od wybranego poziomu trudności) "oszczędzić" mocno poranionego członka drużyny. Niemniej wszystko to - w połączeniu z dość rygorystycznym systemem leczenia ran, klątw i regenerowania zdrowia oraz many - sprawia, że do końca gry podchodzimy z szacunkiem do każdej grupy przeciwników. Rewelacja.
Ostatni z filarów, to swoista klamra spinająca pozostałe, czyli szeroko pojęty poziom trudności. Lords of Xulima nie rozpieszcza gracza w żadnym aspekcie rozgrywki i nawet na chwilę nie zwalnia z myślenia. Gra została zaprojektowana w taki sposób, by nagradzać za przemyślane i mądre decyzje, jednocześnie bardzo surowo karząc za głupotę i nonszalancję. Jest to zdecydowanie jeden z najlepiej pod tym względem zaprojektowanych systemów naczyń połączonych, na jakie trafiłem w grach cRPG. System bardzo restrykcyjny, jednak nagradzający nas rzadko spotykaną satysfakcją z pokonania każdej trudności. Dodam tutaj, że trochę szkoda, iż twórcom zabrakło odwagi i poziom łatwy nazwali normalnym. Z całego serca polecam rozpoczynanie zabawy na środkowym poziomie trudności, gdyż dopiero wtedy w pełni zrozumiecie wszystkie powyżej wyśpiewane przeze mnie peany.
Tak naprawdę poza nudną fabułą Lords of Xulima posiada tylko jedną wadę - oprawę graficzną. I nie krytykuję tutaj bynajmniej prostego silnika, czy faktu, iż mamy do czynienia z grą 2D. Produkcja Numantian Games jest po prostu brzydka, brak jej jakiegoś charakteru, odrobiny indywidualności i choćby szczypty artystycznego sznytu. Całość wygląda jak posklejana z losowo dobranych, kupionych w jakimś tanim sklepiku materiałów. Kilka poprawek przydałoby się też w interfejsie oraz systemie sterowania w połączeniu z czytelnością map - często zdarza się, że postać zatnie się, trafiając na jakiś niewidoczny dla nas element otoczenia. Pochwalę natomiast naprawdę niezłą, przez cały czas trzymającą wysoki poziom, towarzyszącą rozgrywce muzykę.
Przesadziłbym mówiąc, że Lords of Xulima to moje największe pozytywne zaskoczenie ostatnich miesięcy, ale póki co na pewno znajdzie się dla tej gry miejsce w pierwszej trójce takowych. Rzadko trafiam na zupełnie mi nieznane, a tak rozbudowane gry, które zachwycają mnie niemal każdym pomysłem, przemyślanym projektem rozgrywki, zazębianiem się poszczególnych jej mechanizmów, zarazem oferując satysfakcjonujący poziom wyzwania. Jeśli lubicie staroświeckie rozwiązania, nie odrzuci Was oprawa graficzna, a fabuła nie jest najważniejszym składnikiem - bierzcie w ciemno! Gwarantuję Wam świetną i nieobrażającą inteligencji gracza zabawę.