Co może wyjść z projektu inspirowanego grą Portal i filmem Cube? Okazuje się, że całkiem niezła produkcja na jeden dłuższy wieczór.
Co może wyjść z projektu inspirowanego grą Portal i filmem Cube? Okazuje się, że całkiem niezła produkcja na jeden dłuższy wieczór.
Magnetic: Cage Closed to dzieło niezależnego, szwedzkiego studia Guru Games. Trafiamy do więzienia, w którym osadzeni zmuszani są do testowania prototypowych broni w pomieszczeniach pełnych pułapek. Pomyślne przejście wszystkich prób pozwoli nam odzyskać wolność... przynajmniej w teorii. Właściwie mamy tylko wybór między poddaniem się testom a śmiercią.
Główną bohaterką Magnetic: Cage Closed jest więźniarka XE-47623, która zostaje wytypowana do poddania jej licznym próbom. Nie wiemy, za co została skazana, musi nam wystarczyć informacja, że w jakiś sposób złamała prawo. Dla nadzorców jest tylko kolejną przestępczynią, bezużytecznym człowiekiem, którego jedynym przeznaczeniem jest zginąć w okrutny sposób - spłonąć, udusić się gazem albo nadziać na kolce.
Aby uniknąć strasznej śmierci, musimy omijać pułapki. Co jakiś czas otrzymujemy nowy rodzaj prototypowej broni, dzięki której możemy poradzić sobie z kolejnymi wyzwaniami. W Magnetic: Cage Closed nie grozi nam takie skołowanie, że zapomnimy, gdzie jest góra a gdzie dół, gdyż nasza broń działa zupełnie inaczej niż Portal Gun. Mając w dłoni magnetyczne urządzenie możemy robić kilka rzeczy: przyciągać i odpychać obiekty oraz przyciągać i odpychać siebie od obiektów. Siłę przyciągania i odpychania można regulować. Wśród obiektów mogą znaleźć się małe skrzynki, ciężkie skrzynie, belki wysuwające się ze ścian i kółka na ścianach, które pomagają w wykonywaniu skoków na niewiarygodne odległości. Na szczęście nie musimy bać się obrażeń od upadku.
Zabawę rozpoczyna dość rozbudowany samouczek, dzięki któremu możemy sprawdzić, w jaki sposób działa broń magnetyczna, pod okiem sympatycznej, więziennej pani psycholog, Karen Womberg. Gdy już nauczymy się zasad, możemy rozpocząć prawdziwe testy, nadzorowane przez naczelnika więzienia, Williama Keene.
Testy polegają na odblokowaniu drogi do wyjścia i przedostaniu się do niego w jednym kawałku. Aby odnaleźć wyjście z labiryntu, musimy ciągnąć za dźwignie, otwierać przejścia i zdobywać skrzynki, które można położyć na przełącznikach albo rzucać w przyciski znajdujące się na ścianach. Czasem trzeba działać szybko i wykonać jakiś manewr w czasie, kiedy pułapka jest nieaktywna, zazwyczaj jednak możemy do woli zastanawiać się nad kolejnym krokiem. Rozwiązanie zagadki i dotarcie do wyjścia przenosi nas do kolejnej komory testowej i tak dalej, i tak dalej.
Nie mamy pewności, jak długa droga jeszcze nas czeka. Jeśli wczujemy się w rolę więźniarki, możemy zacząć mieć wątpliwości, że kiedykolwiek odzyskamy wolność, sądząc po numerach na ścianach komór, rosnącym stopniu trudności pułapek i podejściu naczelnika więzienia, który najwyraźniej nie ma zamiaru nas wypuścić.
Naczelnik nieustannie śledzi nas przez kamery, komentuje nasze postępowanie, wydaje polecenia i od czasu do czasu raczy jakąś straszną historyjką, opowiadając o niepowodzeniach innych więźniów. Nie darzy bohaterki sympatią i okazuje jej niechęć na każdym kroku. Jego przeciągające się narzekanie na naszą protagonistkę z czasem zaczyna nużyć. Dobrze, już dobrze, wiemy jacy to byliśmy źli na wolności, jak zmarnowaliśmy swoją szansę, a teraz skończ pan kłapać dziobem. Moglibyśmy spokojnie zignorować ględzenie pana Keene, ale czasem po prostu musimy wysłuchiwać długich tyrad, nic nie robiąc w międzyczasie - np. czekamy aż kontener, w którym podróżujemy, dotrze na miejsce, nadzorca raczy otworzyć przejście, albo da nam dostęp do broni.
Grafika nie jest największym atutem Magnetic: Cage Closed, ale gra nie została stworzona z myślą o zwiedzaniu i podziwianiu widoków. Surowość pomieszczeń w niczym nie zmniejsza grywalności. Często znajdujemy krew i napisy pozostawione przez innych więźniów na ścianach, co tylko zwiększa naszą determinację, by wydostać się wreszcie z tego miejsca. Również oprawa dźwiękowa podkreśla, że znaleźliśmy się w pułapce, z której możemy nigdy się nie wydostać.
Inspiracje twórców grą Portal widać na pierwszy rzut oka: surowe pomieszczenia, widok z pierwszej osoby, broń przywodząca na myśl Portal Gun, brak obrażeń od upadku, a nawet postać głównej bohaterki. Z kolei przechodzenie przez kolejne komory wypełnione pułapkami z nadzieją, że w końcu dotrzemy do wyjścia, a także przejścia zabezpieczone specjalnymi mechanizmami sprawiają, że czujemy się jak bohaterowie filmu Cube. Różnica polega na tym, że w Cube pułapki były niewidoczne, póki ktoś nie przekonał się o ich istnieniu na własnej skórze.
Poniższe wideo przedstawia jedną z trudniejszych zagadek. Film trwa około dwóch minut - tyle właśnie czasu potrzebujemy, żeby ukończyć poziom, jeśli wiemy, co robić. Na ścianie widać numer komnaty - 763, ale liczba komór, do których trafiamy, liczona jest w dziesiątkach, nie w setkach. Zagadki nie nastręczają zbyt dużych trudności i można je z powodzeniem rozwiązać bez pomocy poradników. Czasem tylko musimy wykazać się odrobiną zręczności, by np. unieść się w górę, a później odepchnąć od ściany i wylądować na platformie z tyłu.
Przechodząc grę po raz pierwszy, potrzebowałam pięciu godzin na dotarcie do napisów końcowych. To niewiele, ale twórcy zadbali o to, by zachęcić do ponownego stawienia czoła próbom. Podczas rozgrywki musimy dokonać kilku wyborów, które determinują, które zakończenie zobaczymy. Zakończeń jest aż 9, więc zbadanie wszystkich ścieżek i odkrycie wszystkich poziomów wymaga kilkukrotnego przejścia gry. Kolejne przejście i odkrycie innego zakończenia zajęło mi mniej niż dwie godziny. Dodatkowe zagadki nie są jednak zbyt liczne i raczej nie warto wracać do gry, by odkryć wszystkie pomieszczenia - szczególnie, że przechodzenie od nowa samouczka, którego nie da się pominąć, jest po prostu marnowaniem czasu.
Rozgrywki nie możemy zapisać w dowolnym momencie - pliki zapisów tworzone są automatycznie. Jeśli zginiemy albo znajdziemy się w sytuacji bez wyjścia (takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko), oznacza to rozpoczynanie przechodzenia całej komory od początku, z nielicznymi wyjątkami, kiedy np. zapis tworzony jest po wyłączeniu jakiejś pułapki. Na szczęście przejście żadnego poziomu nie jest czasochłonne. Odblokowanie któregoś z zakończeń po prostu kończy grę i chcąc poznać inne, musimy zaczynać wszystko od początku.
Spora liczba możliwych zakończeń to nie jedyna zachęta do kilkukrotnego powracania do gry. Dla ambitnych twórcy przygotowali dodatkowy tryb - wyzwania czasowe, w których przechodzimy poziomy, starając się dotrzeć do wyjścia w rekordowym tempie. Przejście niektórych etapów w ekstremalnie krótkim czasie nagradzane jest osiągnięciami i nawet jeśli wiemy, co robić, musimy wszystko wykonać idealnie. Po pierwszej próbie ukończenia Zagadki 3D w minutę zaczęłam zastanawiać się, czy to w ogóle wykonalne? Okazało się, że tak, a satysfakcja z wykonania zadania bezbłędnie była naprawdę spora. W sekcji Wyzwań Czasowych znajdziemy też parę nieco trudniejszych zagadek niż w trybie fabularnym.
Magnetic: Cage Closed to doskonała propozycja dla tych, którzy lubią łączenie zagadek logicznych z odrobiną zręczności. Gra nie oferuje zbyt skomplikowanych poziomów, gdzie musimy długo szukać rozwiązania - wystarczy się rozejrzeć, by bez trudu dostrzec przyciski, przejścia czy strzałki prowadzące do interesujących miejsc. Ci, którzy oczekują nielichego wyzwania, raczej go nie znajdą. W ten sposób jednak nie dochodzi do sytuacji, w których utkniemy w jakimś miejscu i przez długi czas krążymy w kółko, próbując dostrzec jakiś niewielki, łatwy do przeoczenia detal, aż w końcu, zniechęceni, szukamy rozwiązania na YouTube.
Jak już wspomniałam, Magnetic: Cage Closed wystarcza zaledwie na 4-5 godzin zabawy. Twórcy przygotowali kilka zakończeń, do których docieramy podejmując rozmaite decyzje (nie mając bladego pojęcia, jakie będą ich konsekwencje), wzbudzając ciekawość, co się stanie, jeśli postąpimy inaczej. Uważam jednak, że nie warto powtarzać 90% gry dla zobaczenia etapu, który pominęliśmy w innym przejściu. Mnie udało się zobaczyć pięć zakończeń, z czego dwa były niemal identyczne. Raczej nie wrócę do gry, by zobaczyć pozostałe - chyba, że za jakiś czas.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!