"Wojskowe GTA" pokazuje pazur - to będzie najbardziej wybuchowa gra tego roku!
"Wojskowe GTA" pokazuje pazur - to będzie najbardziej wybuchowa gra tego roku!
Na pokazie prezentowano wyzwania – przyjemne i krótkie misje dodatkowe, odskocznię od głównego wątku fabularnego. Jeśli kiedykolwiek graliście w Saint's Row i podobały się Wam zadania wykonywane na punkty, to poczujecie się jak w domu.
Destruction frenzy to misje polegające na zadaniu jak największej ilości zniszczeń w danym limicie czasu. Gracz umiejscawiany jest w okolicy jakiegoś dużego obiektu, który aż prosi się o zdemolowanie – bazy wojskowej, ośrodka badawczego albo czegoś w tym stylu – i żeby było mu łatwiej dostaje na przykład wyrzutnię rakiet z nieskończoną amunicją, co rzecz jasna owocuje ferią tak dobrze znanym fanom serii jaskrawożółtych eksplozji. W tym trybie nie ma przeciwników, więc nikt nie przeszkadza w osiągnięciu destrukcyjnej perfekcji.
Warto tak działać, bo im większa demolka w krótkim czasie tym bardziej skacze do góry mnożnik punktów, a jak w każdej zręcznościowej rozgrywce jest to klucz do wysokiego wyniku. Te warto żyłować, bo większa ilość punktów przykłada się na lepszą ocenę w pięciopunktowej skali, a każdy punkt można przekuć na nowe umiejętności postaci, które czynią z Rico jeszcze lepszego człowieka demolkę.
Częścią tego baletu destrukcji jest rzecz jasna ogromna mobilność postaci – w Just Cause 3 Rico ma do dyspozycji już nie tylko swoją wierną linkę i spadochron, ale i wingsuit pozwalający mu szybować w szybszy i bardziej poziomy sposób. To właśnie jemu poświęcony jest drugi typ wyzwań, gdzie nasz śmiałek wyskakuje ze śmigłowca zawieszonego gdzieś wysoko w przestworzach i ma za zadanie przelatywać przez okręgi umieszczone w powietrzu.
W te duże trafić łatwo, bardziej służą do wyznaczania kierunku graczowi, ale te małe są już większym wyzwaniem. Są zawieszone we wnętrzu każdego większego okręgu i przelot przez nie daje duży bonus punktowy. „We wnętrzu” nie oznacza zawsze „na środku” - twórcy czasem umieszczają je w innych miejscach wymuszających na graczu pokaz odwagi albo umiejętności, na przykład tuż nad ziemią, gdzie dosłownie źdźbła trawy muskają rozpędzonego jak pocisk bojownika.
W tych wyzwaniach rzecz jasna wszystkie chwyty są dozwolone, więc warto kombinować z używaniem linki, celować w obiekty przed nami i w ten sposób wystrzeliwać postać do przodu jak z procy.
Pod względem technicznym najważniejsza kwestia została dopracowana już teraz – Just Cause 3 nie chrupało nawet podczas największych zadym. Mogło się walić i palić, a akcja nie zwalniała nawet na sekundę, co w tak dynamicznej grze zapewne łatwe do osiągnięcia nie było, szczególnie przy takiej mobilności postaci, która dzięki lince potrafi momentalnie znaleźć się kilkadziesiąt metrów dalej.
To w połączeniu z wrażeniem z krótkiego wycinka rozgrywki każe sądzić, że Just Cause 3 będzie co najmniej tak samo przyjemną grą-odskocznią jak dwójka, a to samo w sobie jest już świetną rekomendacją. Jak gra wypada w całości przekonamy się na początku grudnia – wiecie już o co poprosicie Świętego Mikołaja?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!